36. Stado bez alfy upada

11.5K 950 74
                                    

Eileen:

Ocknęłam się, czując przeraźliwe zimno omiatające moje ciało. Boleśnie jęknęłam, przykładając rękę do pulsującej głowy:

-Eileen? - usłyszałam cichy szept, po czym otworzyłam oczy. 

Z początku przeraziłam się, gdy po uniesieniu powiek, ciemność nie znikała, jednak po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do mroku i zaczęłam rozpoznawać niewyraźne zarysy otoczenia.

-Emmeline? – zapytałam niepewnie, rozglądając się na boki.

-Tutaj, po prawej – usłyszałam i na czworaka skierowałam się w kierunku ciemnowłosej.

-Och gdzie my jesteśmy?- zapytałam, wpadając w ramiona przyjaciółki, po czym uważnie rozejrzałam się po otoczeniu.

Pomieszczenie, w którym byłyśmy, nie było zbyt duże, otaczały nas trzy kamienne, porośnięte mchem ściany. Biło od nich przeraźliwe zimno, przez co zaczęłam szczękać zębami, zaś po mojej lewej nie było muru.

Były kraty.

-Porwali nas – odpowiedziała łamiącym się głosem, a ja przekręciłam oczami:

-To już zdążyłam zauważyć – odparłam z przekąsem.- Pamiętasz coś?- zapytałam, a ciemnowłosa pokręciła głową:

-Pamiętam, jak byłyśmy w lesie. Rachel i Isabell jak zwykle coś paplały bez sensu, później zobaczyłam jakiegoś mężczyznę za tobą, chciałam krzyknąć, ale ... -urwała, a ja dokończyłam:

-Ale zapadła ciemność.

-Tak, dokładnie – skinęła głową.

-Też tylko tyle pamiętam – mruknęłam, po czym ponownie rozejrzałam się.- A gdzie Rachel i Isabell?

-Nie wiem. – odparła ciemnowłosa, po czym również się rozejrzała.- Nie widziałam ich, dopiero nie dawno się ocknęłam i jakoś zapomniałam o nich.

-Nie wydaje ci się to dziwne, że ich nie ma? – zapytałam podejrzliwie.

-Nie obchodzi mnie żadna z nich. Musimy się stąd wydostać – warknęła w odpowiedzi, a ja już niechętnie miałam przyznać jej rację, gdy nagle usłyszałyśmy odgłosy ciężkich kroków i szurania:

-Halo? Wypuśćcie nas! – krzyknęłam, wiedząc, że to i tak nie ma sensu, a Emmeline uciszyła mnie gestem dłoni, nakazując bym była cicho.

Widziałam, że się bała, pierwszy raz widziałam strach w jej oczach i wcale jej się nie dziwiłam.

Po chwili odgłosy szurania ustały, a do naszych uszu dobiegł dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Nie minęła chwila, a drzwi otworzyły się, a stojący w nich mężczyzna wrzucił coś do pomieszczenia i ponownie je zatrzasnął, odchodząc.

Bez wahania utrzymując równowagę ciała na palcach, pochyliłam się do przodu i dotknęłam przedmiotu, który mężczyzna wrzucił do środka.

Lecz to nie był przedmiot.

To był żywy człowiek ukryty pod obszernym kapturem peleryny, a gdy go uniosłam, przeżyłam szok, gdyż dostrzegłam pobitą niemal siną twarz swojego największego wroga:

-Rachel? – pisnęłam, a Emmeline zaciekawiona zbliżyła się do nas.- Rachel na boga co się stało? – zapytałam, odgarniając zbłąkane ciemne loki z jej twarzy.

Degrant uśmiechnęła się smutno i spojrzała na mnie:

-Zdradzili nas, Marcus i Joshua nas zdradzili. Jesteśmy w pałacu Richarda Griffina – wyszeptała głosem przepełnionym bólem, po czym ponownie odwróciła wzrok w inną stronę.

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now