24. Patrz na mnie

15.5K 1.3K 167
                                    

Eileen:

Łzy płynęły po moich policzkach, a w głowie znów pojawił się koszmar z domu Rubena. Czułam się dokładnie tak jak wtedy - bezradna i przegrana. Moje ciało ogarniała panika i strach, byłam taka słaba, ale nie mogłam pozwolić, by przeszłość powróciła, nie teraz gdy nocne zmory przestały mnie nawiedzać. To nie mogło stać się ponownie, lecz jednak los nie był łaskawy, a historia lubiła się powtarzać.

Po raz kolejny ktoś robił coś wbrew mej woli, a ja tylko gorzko płakałam i mimo że podejmowałam próby oswobodzenia się to jednak uścisk mężczyzny, był zbyt silny, bym mogła cokolwiek zrobić.

Jego usta wciąż napierały na moje, brutalny atak na moje wargi sprawiał mi ból, a przez moje ciało przechodziły dreszcze odrazy i strachu.

Byliśmy w centrum wioski, jednak nigdzie nie mogłam dostrzec żywej duszy. Nigdzie nie było nikogo, kto by mnie uratował.

— Jak z tobą skończę to będziesz błagać o więcej — wyszeptał mi do ucha, a ja ponownie zadrżałam.

— Zostaw mnie — łkałam cicho, z nadzieją, że mężczyzna odpuści, jednak on jedynie zaśmiał się szyderczo i spojrzał na mnie z pogardą.

— Takie jak ty same się proszą o nieszczęście. Trzeba było zostać w domu skarbie, niebezpiecznie jest wałęsać się po nocy zupełnie sama.

— Puść mnie — ponownie próbowałam się wyrwać z łap oprawcy, lecz on zasłonił mi usta ręką:

— Cicho, chyba nie chcesz, żeby nas ktoś usłyszał? Jeszcze by nam przeszkodzili, a na to nie mogę pozwolić — sapał, chowając twarz w moich włosach, po czym pociągnął mnie w kierunku ciemnego zaułka.

W przypływie paniki ugryzłam nieznajomego w dłoń, po czym, gdy tylko ją zabrał zaczęłam krzyczeć w nadziei, że nadejdzie pomoc.

— Ty szmato — wycharczał, uderzając mnie w twarz, a ja pod wpływem uderzenia upadłam na ziemie, uderzając głową o kamień.

Przez chwilę świat zasnuła ciemna mgła. Jęknęłam, czując pulsujący ból w czaszce. Czułam się otępiała i zamroczona, jednak mój napastnik wydawał się tego nie zauważać, a przynajmniej nie przeszkadzało mu to. Opadł na mnie całym ciałem i jednym ruchem ręki chwycił moje włosy i pociągnął za nie bez cienia delikatności.

— Rudowłosa, takiej jeszcze pod sobą nie miałem — wydyszał, po czym ponownie zaatakował moje usta.

Nie miałam już siły się wyrywać i z nim walczyć, nie miałam szans z dorosłym mężczyzną. Łzy nieustannie płynęły po moich policzkach, a ja w duchu modliłam się, by ktoś nas zauważył, by przerwał ten brutalny atak.

Napastnik wyglądał na pewnego siebie. Gdy oderwał się od moich ust i spojrzał na mnie lubieżnym wzrokiem zauważyłam, że się uśmiecha. Bawiło go to, rozkoszował się moim bólem. Nagle w jego ręku znów zalśniło ostrze noża:

— Przestań wyć albo potnę te twoją piękną buźkę — wychrypiał mi do ucha, zbliżając nóż do mojego ciała, a następnie przeciął węzeł, na który miałam zawiązaną pelerynę tak, że opadła na ziemię i odsłoniła mój biust. —Taka piękna i młoda — wycharczał, przesuwając wygłodniałym wzrokiem po moim ciele.

W tamtym momencie już przestałam łudzić się, że nadejdzie ratunek. Niemal pogodziłam się ze swoim losem, usłyszałam tylko dźwięk niszczonego materiału, gdy rozrywał mój gorset, ukazując ukrytą pod nim bieliznę.

— Nie, to nie może się tak skończyć — pomyślałam w duchu, po czym w przypływie desperacji zamachnęłam się ręką i uderzyłam napastnika.

Lecz on jakby tego nie poczuł. 

Spojrzał na mnie rozwścieczony, a wszystko, co później się zdarzyło, potoczyło się w szaleńczym tempie.

Mężczyzna ryknął rozwścieczony, a jego oczy błysnęły złowrogo, po czym ponownie uderzył mnie w twarz. Zdążyłam tylko zobaczyć zarys ostrza, które sekundę później zatopiło się w moim ciele.

Ból, który poczułam, był niemal obezwładniający. Zassałam powietrze i jęknęłam, odruchowo układając dłonie przy ranie.

Przerażona przeniosłam wzrok na swój brzuch, z którego wystawała jedynie rękojeść noża:

— Zdychaj ty szmato — warknął.

Po tych słowach mężczyzna jeszcze raz uderzył mnie w twarz po czym wstał i odszedł, pozostawiając mnie wykrwawiającą się w ciemnym zaułku.

Krzyczałam i starałam się uciskać ranę, lecz z każdą sekundą, co raz więcej krwi opuszczało moje ciało. Mój głos ucichł, ugrzązł mi w gardle, a głowa, która nagle wydawała mi się okropnie ciężka, zaczęła kiwać się na boki aż w końcu opadła na ziemię. Przeraźliwy chłód ogarniał moje ciało, ciemność zaczynała zasnuwać mi świat.

Ręce opadły bezwiednie, a powieki zamknęły się.

Odpłynęłam w niebyt.

Nie wiem ile czasu tak leżałam gdy poczułam ciepły dreszcz przebiegający po moim ciele, a do moich uszu dotarł znajomy mi głos. To on mnie wyciągnął z nicości, przyciągał mnie, choć nie rozumiałam dlaczego. Byłam zmęczona, pragnęłam wrócić do krainy z której mnie wyciągnięto.

— Eileen? — głos nie dawał za wygraną.

Słyszałam, że zbliża się do mnie, do moich uszu dobiegł dźwięk kroków. Ktoś podbiegł do mnie i dotknął mego policzka. Z wysiłkiem rozchyliłam powieki, choć niewiele mogłam dostrzec, gdyż ciemność i rozmywający się obraz skutecznie mi to utrudniały:

— Charles? — wyszeptałam, słabym głosem.

— Na Boga, co tu się stało? — zapytał, a ja poczułam mocny i pewny ucisk na ranie.

— Jestem taka zmęczona, chcę spać— odparłam, a słodka nicość wabiła mnie w swoje ramiona.

— Ani mi się waż — warknął, po czym po chwili usłyszałam, jak rozrywa moją bieliznę. —To zaboli, ale tylko chwilę, później poczujesz ulgę, będzie dobrze. Musisz mi zaufać.

Z niezrozumiałych dla mnie powodów ufałam mu. Może to był wpływ naszej więzi, ale w tamtej chwili wiedziałam, że jestem z nim bezpieczna, że Charles mnie nie skrzywdzi. Jednak nie dane mi było dłużej się nad tym zastanawiać bo poczułam nagły ucisk na boku.

Pod wpływem nowego źródła bólu otworzyłam szeroko oczy i usta, lecz nim zdążyłam krzyknąć Charles zasłonił mi usta swoją dłonią. Lecz w tamtej chwili zobaczyłam coś, co sprawiło, że zapomniałam o krzyku i bólu.

Zobaczyłam go. 

Miał na sobie szafirową pelerynę, podobną do mojej, a jego hebanowe włosy były elegancko zaczesane do tyłu. Jednak wciąż nie widziałam jego twarzy.

Nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego co zrobił ale poczułam naglą ulgę. Ból zastąpiło przyjemne ciepło, poczułam błogość, która mnie otulała. Straciłam tyle krwi, że niewiele rozumiałam z tego co się działo, wiedziałam tylko tyle, że moje ciało uspokajało się.

Patrzyłam jak Charles odrywa się od mojego ciała, jego twarz była we krwi. Widziałam jak ociera rękawem swoje usta, byłam zaintrygowana tym co będzie dalej robił, ale moje powieki nie chciały ze mną współpracować. Zrobiły się ciężkie, nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać wołającej mnie nicości.

— Eileen patrz na mnie, nie zasypiaj! — wykrzyczał.

— Zostaw mnie — wyszeptałam, zamykając powieki.

— Jasna cholera — warknął, po czym złapał mnie za brodę i zmusił, bym na niego spojrzała.

Gdy moje oczy spotkały się z jego czas się zatrzymał.

Jego tęczówki były niczym odbicie księżyca, piękne, duże o srebrnej barwie. Były magiczne, zupełnie tak jakby jego dusza z nich wyglądała, przeszywając mnie na wylot. Patrząc w nie, czułam jakby jakaś niewidzialna nić, związywała mnie z Charlesem, moje myśli zaczęły biec zupełnie innym torem. Byłam cała we krwi, zmęczona i posiniaczona, a myślałam tylko o tym jak bardzo pragnę znaleźć się w jego ramionach. To było takie dziwne, takie obce, a jednocześnie takie kuszące. To było tak jakby jakiś dziki instynkt się we mnie przebudził.

Dopiero gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie zrozumiałam co zaszło między nami. Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem i zobaczyłam, że on wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami.

Nasze losy zostały przypieczętowane.

Od tamtej chwili wszystko miało się zmienić, choć jeszcze nie wiedzieliśmy, co to tak właściwie oznaczało i jakie będzie niosło to konsekwencje.

Gdy poczułam, jak przyjemne ciepło opuszcza moje ciało, nagły przypływ siły również odpłynął. Moja głowa ponownie opadła bezwiednie, powieki zamknęły się, a ostatni dźwięk dobiegł do moich uszu:

— A niech to.

A potem nie było nic.  

Arkana wilczych rodówDonde viven las historias. Descúbrelo ahora