40. Prawdziwa przyczyna konfliktu

11.9K 1K 123
                                    

Eileen:

Wpatrywałam się w twarz kompletnie obcego mi mężczyzny i nie rozumiałam, dlaczego wciąż powtarzał, że jest moim ojcem. Czy był wariatem, a może to ja oszalałam? Czy to był jakiś test, spisek?

Przecież doskonale pamiętałam swojego ojca, jego dobrotliwie patrzące niebieskie oczy. Te ciemne loki, w których gdzieniegdzie przebijały pasma siwizny. Taki był mój ojciec, tak go zapamiętałam, a mężczyzna ściskający moją dłoń?

Nie wyglądał ani trochę jak on:

-Jestem twoim ojcem.

-Wiem, jak wygląda człowiek który nim jest i to nie jesteś ty— syknęłam, próbując oswobodzić dłoń z jego uścisku.

Niestety bezskutecznie.

-Zabrano mi was. Ciebie i twojego brata, ale odnalazłem was, odnalazłem swoje dzieci.

-Pan jest chory, ja mam już ojca i dwóch braci bliźniaków, nazywają się Samuel i Sante — odparłam, na co mężczyzna pokręcił głową z wyraźnym smutkiem w oczach:

-Wiem, że kłamiesz. Zostałaś oddana do obcej rodziny, która cię wychowała, a woja prawdziwa matka, moja ukochana Nora zniknęła bez śladu.

-Jak pan śmie? — uniosłam się.- Doskonale pamiętam swoją matkę, a wie pan dlaczego? Bo mnie wychowała! Często wspominam jak piekła ciasto dyniowe na święta, jak mnie uczyła szyć i opowiadała mi bajki, gdy nie mogłam zasnąć! — wykrzyczałam wściekła.

-To nie była twoja matka... -zaczął, a ja aż zadrżałam ze złości i uniosłam się.- Powinnaś leżeć dziecko... - wyszeptał, lecz przerwałam mu gestem dłoni i wycedziłam.

-To była moja matka, a wie pan dlaczego? Pamiętam, jak wyglądała. Jej zielone oczy i rude loki, które zawsze zaczesywała do tyłu. Znam tę twarz doskonale bo widzę ją codziennie w lustrze! Wyglądam jak ona! Przed oczami mam ciągle jej twarz która, mimo że była oszpecona blizną, wciąż była piękna. Moi rodzice to Casimir i Luana Hearst, mam swoją rodzinę, a pan niech wyjdzie! — krzyczałam, czując napływające do oczu łzy.

Mężczyzna z początku patrzył na mnie ze smutkiem, później z przerażeniem, a teraz?

Jego twarz nabrała nieodgadnionego wyrazu, a on sam wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał.

Po chwili zdającej się trwać wieczność, gdy zdążyłam się już uspokoić, mężczyzna wyszeptał:

-Luana.

Richard Griffin:

Byłem zdziwiony tym, że moja córka mi nie wierzy, wciąż powtarzała, że ma rodzinę, że zna swego ojca, braci, a także matkę. Lecz czy to możliwe?

Czy ten parszywiec Allen pozwolił odejść i żyć spokojnie mojej ukochanej Norze i naszej córce? Nie wierzyłem w to, dopóki dziewczyna nie wyjawiła imienia swej matki.

-Luana — wyszeptałem cicho, a dziewczyna spojrzała na mnie, marszcząc brwi.

Znałem to imię. Tak nazywała się siostra bliźniaczka mojej kochanej Nory, ciąże mnogie były częste w jej rodzinie.

Arkana wilczych rodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz