The marriage is canceled

178 14 2
                                    

Melorah

Budzę się rano z ciężkim bólem głowy, ale nie tak złym jak po imprezie w Seattle, gdzie bawiłam całą noc z koleżanką z pracy w klubie. Wtedy to był kac życia. Odwracam głowę w bok. Jestem z Clydem w łóżku. I to nie w pokoju hotelowym, a w pokoju gościnnym u niego w domu. Chłopak śpi tak ciężko, że nie zdoła go zbudzić nawet pożar. Podnoszę jedną nogę, by tylko odsunąć się od niego. Będąc na krańcu łóżka, wysuwam spod jego ramienia dłoń, którą przytulał podczas snu. Mam na sobie jego koszulkę, wychodzę z pokoju, a przede mną stoi jego gosposia z tacą ze śniadaniem, lekami i nowymi bandażami. Zamykam pokój.

Kiwam głową ku starszej pani, która prosi mnie do swojej sypialni. Stawia srebrną tacę na toaletce, wyciąga ręcznik z szuflady, a potem zostawia mnie na dosłownie dwie minuty by wrócić z niebieską koszulą Clyde'a pachnącą nim jak wtedy gdy byłam u niego pierwszy raz w domu. Spodnie Clare pasujące na mnie jak ulał, choć dziewczyna jest wyższa i bardziej kobieca, to pewnie są już na nią małe.

Piję wodę duszkiem, dwie szklanki na raz. Mam suche usta. Konsekwencje picia.

─ Dziękuję i przepraszam za kłopot. ─ Mówię grzecznie.

─ Pan Bold prosił, bym dopilnowała, że wszystko jest w należytym porządku. Jest piąta rano, niech pani odpocznie.

─ Chcę wrócić do hotelu ─ dodaję. ─ Nie mogę tu zostać.

─ A ręka?

Patrzę na bandaż, a dłoń chowam za plecy.

─ Zajmie się mną doktor Mallory. Jedynie o co mogłabym prosić to transport.

─ Zadzwonię po taksówkę ─ kiwa głową, po czym wychodzi z pokoju.

Ubieram się, lecz nagły ból ręki daje o sobie znać. Syczę. Ściągam bandaż, aby zobaczyć zaczerwienioną dłoń i świeże szwy. Zakrwawiony bandaż odkładam, udaję się do łazienki, w której się zamykam. Po szafkach szukam świeżych bandaży. Na szczęście znajduję opatrunki w porcelanowym pojemniku. Owijam zwinnie bandażem rękę, pierw obmywając ranę czystą wodą.

W odbiciu widzę siebie ─ zmęczoną, rozmazaną, po płaczu z wielkimi sińcami pod oczami ─ zdesperowaną dziewczynę, która w nijak nie może się odnaleźć w tym chaosie. Na szczęście niedługo wracam do Seattle. I nie wrócę do Chicago. Lecz przypomniawszy sobie co zrobiłam poprzedniego wieczoru, aż nie wypadałoby nie przeprosić matki Clyde'a.

Wychodzę z łazienki, a gosposia podaje mi rozpuszczoną już w wodzie aspirynę i mówi:

─ Taksówka niedługo będzie.

─ Dziękuję. Naprawdę jestem wdzięczna.

─ To nie mi powinna pani dziękować, tylko panu Clyde'owi. To on panią tu przyniósł. Ranną.

Milknę, spuściwszy wzrok.

─ Ma może pani jakieś buty? Jest ciemno i zimno, nie wyjdę boso ─ zmieniam temat.

Pięć minut szukania cholernych starych butów Clare z zeszłej kolekcji zimowej było najdłuższymi pięcioma minutami w moim życiu. Cały czas tkwię w nadziei, że do momentu mojego wyjazdu stąd, Clyde się nie obudzi. Na moje szczęście taksówka przyjeżdża pod bramę rezydencji Clyde'a w odpowiednim czasie. Pożegnałam się z gosposią, jeszcze raz podziękowałam, po czym uciekam stąd jak najszybciej. Bardziej od spotkania z Clydem, unikam spotkania z Clare. Widziałam jak obserwowała mnie podczas przyjęcia. Mierzyła wzrokiem od momentu przyjścia, aż do momentu póki odeszłam od stołu. Rozmawiałam z ciotką Clyde'a, która jak się szybko okazało nie podziela radości z ich nadchodzącego ślubu. Ponoć źle się przyjęła w ich rodzinie. I nie dziwota, skoro ta dziewczyna zmieniła na nazwisko panieńskie swojej matki tylko dlatego, bo ojciec wyjechał do Oksfordu wykładać na uczelni. Tego się dowiedziałam od pana Bolda.

SadgirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz