We have to stop

158 16 5
                                    

Melorah

Czasami jest za mało czasu by podjąć dobrą decyzję. Ciężko niekiedy nawet zdecydować co jest dobre, a co nie. Jednak chciałam pomóc Clyde'owi dotrzeć do domu i przede wszystkim uspokoić, bo wiem, że potrafię to zrobić. Mam jedynie nadzieję, że to co powiedział... jest prawdą. Szczerą prawdą. Jego uczucia do mnie, po tylu latach... nie przypuszczałabym. Być może to wina alkoholu, lecz nie sądzę, że Clyde wypił więcej na urodzinach niż na jakiejkolwiek imprezie gdy był jeszcze nastolatkiem.

Chwilę po tym jak zasnął, zadzwoniłam po Christophera, żeby odwiózł mnie z powrotem, a od miejsca przyjęcia, u boku Alana i Gerarda udam się do tymczasowego gniazdka. Alan nie odezwał się całą drogę powrotną, nawet nie miałam chęci otworzyć ust i wszyscy jechaliśmy w niezręcznej ciszy. Kierowca był nawet tak miły, że zamiast poinformować nas o dojechaniu na miejsce, zwyczajnie zapukał w ciemną szybkę, którą odsunęłam odruchowo, by dostrzec znaną nam ulicę. Alan wysiadł pospiesznie jako pierwszy i czmychnął na górę jak obrażony dzieciak. Nie dziwię mu się, bo Clyde potraktował go jakby był gorszy od niego, choć tak nie jest. Po prostu nie wiem co myśleć, boję się jedynie, że to wina tego co czułam i nadal czuję do Clyde'a. Jestem między młotem a kowadłem, tak jak wtedy gdy musiałam wybierać, z którym rodzicem chce zostać.

Tuż przed pójściem do łóżka, wzięłam długą kąpiel. Gerard kupił penthouse z dnia na dzień, z czterema sypialniami w różny sposób udekorowane, a każda posiadała łazienkę. Umiejscowione jacuzzi w siłowni, mieszczące się na drugim końcu korytarza pierwszego piętra ma widok na całe centrum Chicago. Zimą ledwie widać miasto, a szczególnie drapacze chmur, gdy spowiła je mgła.

Wychodzę w starej koszulce z nadrukiem adidasa i majtkach, a na to, nakładam satynowy, popielaty szlafrok, po czym zwijam włosy w krótki kucyk. Przeglądam telefon. Już rozeszła się afera na Twitterze.

Cholera.

Zagryzam wargę i planuję usnąć, mimo że z łatwością mi to nie przyjdzie.

Wtem słyszę ciche i ostrożne pukanie do drzwi. Gdy się uchylają, widzę wciśniętą między drzwi głowę Gerarda, który sprawdza czy śpię. Kiwam głową na znak, że może wejść, a ręce opadają mi wzdłuż ciała.

─ Nie możesz spać?

─ Nie ─ spuszczam wzrok.

─ Bold dał ci popalić... dziwię się, że poszłaś z nim do domu.

─ Odprowadziłam go i kazałam mu zasnąć. Nic nie było ─ podkreślam. ─ Zresztą, Alan chyba odebrał to inaczej.

─ Wszyscy inaczej to odebrali, moja droga. Panna Page gotowała się z zazdrości ─ gruchocze. ─ Ale wiesz... nie dziwię się, że z nim pojechałaś. Może to miało o czymś świadczyć. Na przykład, że wciąż kochasz Starboya.

Z ciężkim bólem przełykam ślinę i garbię się, oparłszy łokieć o kolano, które z nerwów zgięłam. Gerard patrzy na mnie wnikliwie. Unikam jego wzroku, bo wiem, że ma racje. O czymś to na pewno świadczyło, ale czy to jest aż tak oczywiste?

─ O to Alan ma ci za złe. Ale porozmawiacie jutro. Jeśli cię to pocieszy, mamy lot ekspresowy, więc będziemy szybciej w Seattle.

─ Żałuję, że mój ojciec nie jest taki wyrozumiały, jak ty...

─ Ach, no tak. Byłaś u niego. I co ci powiedział?

─ Chce bym wróciła do domu, tutaj, do Chicago ─ odpowiadam z niesmakiem.

─ A czego innego się spodziewałaś? Zresztą, przeczuwam, że tu chodzi o Mildred, pewnie go namawiała ─ zakłada ręce na piersi. ─ W końcu to twoja siostra.

SadgirlWhere stories live. Discover now