Epilog

1.3K 114 54
                                    


Mama i babcia mocno mnie zaskoczyły. Nas oboje. Zawiązały nam oczy grubymi, czarnymi opaskami, wsadziły do samochodu i wywiozły... cholera wie gdzie. Jazda trwała może pół godziny? A kiedy drzwi do samochodu usłyszałam jeszcze męskie głosy.

- Szybko, ruchy, bo się spóźnicie!

- Floyd? To ty? Hah, powiedz mi co się dzieje.

- Przykro mi Wasza Wysokość, ale tym razem muszę odmówić zeznań. - Odparł mój przyjaciel.

- W takim razie, jako twój król rozkazuję ci mówić. - Joker miał poważny ton, ale wyczułam ironię.

- Sprzeciw, wysoki sądzie. A teraz ruszajcie się oboje.

Mama zaciągnęła mnie do jakiegoś pomieszczenia, w którym było pełno mebli, wyczułam to zmysłem, pod bosymi stopami czułam dywan. Jokera zabrali w inne miejsce. Ale wciąż nie zdjęto mi opaski. Usłyszałam głosy Livet i Ivy, a właściwie szepty. Po czym zaczęły mnie rozbierać.

***

Chciałam się opierać, ale zagroziły, ze mnie zwiążą. Nie pozwoliłam im ściągać ze mnie bielizny, więc wepchały mnie chyba do szafy, dały jakiś materiał do ręki i kazali na oślep założyć. Kiedy wyszłam zaczęły chwalić swój dobry wybór bielizny. Czułam koronki i ogromną skromność materiału. Prawie jego brak. Potem nałożyły na mnie kolejne ubrania. Nie wiem jednak co to było dokładnie. Kiedy byłam "gotowa", chwyciły mnie z obu stron pod ramię i poprowadziły na zewnątrz. Było ciepło, przyjemnie, a promienie słońca uderzały mnie w twarz. Powykręcały mnie jeszcze kilka razy, a kiedy wyprostowały ostatni raz, usłyszałam szum. Ale szłam dalej, trzymana już tylko przez Ivy.

- Gotowa? - Zapytała.

- Chyba kpisz!

W końcu mnie zatrzymała, znowu odwróciła, usłyszałam odliczanie do trzech i zdjęli mi opaskę. Przede mną stał Joker, równie zaskoczony jak ja, a ubrany w... zajebisty, poobdzierany szary frak z kolorowymi elementami, głównie zielono fioletowymi, ale gdzieniegdzie pojawiły się biało czerwone paski. Spodnie sięgały mu do połowy łydek, a z pod jednego buta wystawała długa skarpeta. Frak był gdzieniegdzie połatany. Na głowie miał kapelusz Kapelusznika. I lekko zmazany makijaż na twarzy. Pod okiem namalowali mu łezkę. 
Heath natomiast omiótł mnie wzorkiem i szeroką się uśmiechnął. Poszłam w jego ślady. Miał na sobie równie kolorowe, cyrkowe wdzianko, dokładnie dopasowane. Sukienkę do kolan w trzech kolorach czarnym, czerwonym i białym. Wzorkiem były romby. Stopy w czerwonym zdartych butach z taką samą jedną skarpetą jak Heath. Włosy miałam upięte w warkocz z wplątaną czerwoną chustką. Na dłoniach szare rękawiczki bez palców. 
Na końcu rzuciłam okiem na zebranych wokół nas. Wszyscy członkowie przestępczego świata i członkowie rodzin. Livet, Marii, J. Rodzice Jokera. I jeszcze jacyś ludzie których nie kojarzyłam. Wszyscy równie dziwnie ubrani jak my. I w tedy zdałam sobie sprawę, że to ślub. Krzesła dla gości, my dwoje przy ołtarzu, a w tle całe Gotham. Staliśmy na wzgórzu, z którego często oglądałam miasto. Moje ulubione miejsce. Brakowało księdza...

- Aaaa, kochanie, nie przypominam sobie, żebyśmy ustalali datę ślubu. - Szepnęłam te słowa do Jokera, żeby w razie czego nie wyszło, ze jestem sklerotykiem.

On nachylił się do mojego ucha, żeby odszepnąć odpowiedź.

- Zdradzę ci sekret. Ja też nie. - Po czym pokiwał mi śmiesznie głową. - Wiedziałaś o tym?

- Nie. A ty?

- Myślałem, ze to twoja sprawka.

- Yhym, wybaczcie, ze przerwę te szepty... ale to nasza sprawka - Wtrąciła sie mama Jokera. - Zaręczyliście się, ale znając Was, to ciężko powiedzieć kiedy i czy w ogóle doszłoby do tego ślubu.

Zakochana w mroku Gotham - a new beginingOnde histórias criam vida. Descubra agora