20- Narnijczycy

1.7K 66 0
                                    

*POV EDMUND*

Nie wiedziałem o co jej chodzi. Ice nie reagowała gdy ją wołałem. Nie wracała. Wiem niepotrzebnie na nią nakrzyczałem no, ale bez przesady! Wstałem z łóżka i poszedłem na pokład.

- Ciekawe co nas tam czeka. - powiedział tajemniczo Tavros.

- To czego się boimy... - odpowiedziałem.

-...i przed czym chcemy uciec. - dokończył za mnie Kaspian.

- Wcielenie zła.- skomętował Drinian- Tavros czas otworzyć arsenał. - rozkazał.

- Tak Panie. - mruknął.

- Łucznicy! Przygotować się! - krzyknął kapitan. - Na stanowiska.

- Zapalić latarnię!- wydarł się minotaur.

- I my się szykujmy.- zwrócił się do mnie Kaspian.- Gdyby się nam nie udało, cokolwiek ma się udać, chce żebyś wiedział, że uważam Cię za brata. - powiedział gdy ubieraliśmy na siebie zbroję.

- Ja Ciebie też.- uśmiechnąłem się lekko.

- Oddałeś swój miecz.-mówił gdy dociągał mi jeden ze skóżanych pasków, do których nie dosięgałem.

- Nie należał do mnie. - zapiąłem ostatni pas.

- Weź ten. - usłyszałem gdy się odwróciłem zobaczyłem Kaspiana z mieczem Piotra w ręce.

- Przecież...

- Piotr na pewno by Ci go dał. - Zapewnił mnie, a ja wziąłem od niego miecz.

***

- Jakkolwiek skończy się nasz rejs, wszyscy tu obecni zasłużyli na zaszczytne miano członka załogi Wędrowca do Świtu. Odbyliśmy daleką drogę, razem pokanalismy przeciwnosci i razem możemy zwyciężyć raz jeszcze. Nie czas więc ulegać fałszywym podszeptą strachu - bądźcie silni! Nie poddawajcie się! Od tego zależy los nasz i naszych bliskich. Myślcie o rodakach których macie uratować, a także o Aslanie. Oraz o Narnii. - Kaspian skończył swoje przmówienie, a po statku zaczęły odbiegać okrzyki : "Za Narnie!", "Za Aslana!"

Książę wymienił ze mną spojrzenia, uśmiechnąłem się do niego. Wpłyneliśmy na teren wyspy. Było tam ciemno. Wszędzie była widoczna zielona mgła.

- Nic nie widać w tej mgle! - poskarrzył się kapitan.

- Edmundzie. - usłyszałem. Serio znowu ona. - Chodź do mnie. Zrobię Cię władcą. Dam ci koronę.

- Nie żyjesz.- powiedziałem do Jadis.

- Mnie nie da się zabić. - powiedziała. - Zawsze będę z Tobą. W twoim sercu, głuptasie.

- Nie! - krzyknąłem.

- Edmund. - odwróciłem się. Za mną stała zaniepokojona Łucja.- Wszystko dobrze? - zapytała.

- Tak, przepraszam. Rozległ się okropny wrzask mówiący, że mamy zawrócić. To miejsce, z każdą chwilą robi się coraz dziwniejsze.

- Ktoś ty?- zapytałem wychylając się za burtę by zobaczyć postać.

- Nie boimy się Ciebie!- swoje pięć groszy dodał Kaspian.

- ANI JA WAS! - odkrzyknęła nieznana nam postać. Wziąłem moją latarkę do ręki i zacząłem świecić w miejsce, w ktorego było słychać krzyk. Przed nami stał jakiś staruszek.

- ODPŁYNCIE!

- Nie odłyniemy.- zapewniła bo Alice, której nie zauważyłem wcześniej w tłumie.

- NIGDY MNIE NIE POKONACIE. - ponownie krzyknął.

- Kaspian, spójrz na jego miecz! - powiedziałem do władcy.

- Lord Roup! - ucieszył się.

- NIE JESTEM TWOJĄ WŁASNOŚCIĄ!

- Nie strzelać! Weźmy go na pokład. - rozkazał Kaspian, a już po chwili rozbitek był na pokładzie statku. - Spokoknie przyjacielu.

- PRECZ ODE MNIE DEMONY!- wydarł się.

- Szanowny lordzie! Nie mamy złych zamiarów. - Zapewnił go. - to ja - twój król, Kaspian.

- Kaspian?- zapytał z niedowierzaniem. - Jaśnie panie. Nie powinieneśbył tu przypływać. Stąd nie można uciec. Szybko zawrućcie okręt, puki nie jest za późno!

- Mamy już miecz! W drogę. - powiedziałem oczekując reakcji Kaspiana.

- Zwrot przez lufę Drinian. - rozkazał.

- Aj, aj wasza wysokość.

- NIE MYŚLCIE! NIE ZDRADŹCIE MU CZEGO SIE BOICIE! BO STANJE SIĘ WŁAŚNKE TYM! - Lord nadal się darł na cały głos.

- O nie. - mruknąłem.

- Edmund, o czym Ty pomyślałeś?!- krzyknęła na mnie zdenerwowana Łucja.

- Oh, wybaczcie mi! - nagle coś wpłynęło pod nami i mocno szarpnęło. Łucja upadła. Szybko pomogłem jej wstać.

- Tutaj. - powiedział do mnie Kaspian i wskazał miejsce za burtą. - Co to jest!?

- To koniec.- szepnął do siebie Rup. - TO KONIEC! JEST POD NAMI DOKŁADNKE POD NAMI.

- GAEL!- wydarła się Łucja gdy szkaradna postać uniosła się nad dziewczynką. - Chodź tutaj, szybko.

Eustachy zaatakował bestie, ale to tylko pogorszyło sytuację. Smok odleciał, a Roup wyrzucił swój miecz. Po prostu świetnie. Teraz to już napewno zginiemy. Łucja poszła schować Gael, a Ice straciłem z pola widzenia. Każdy teraz walczył o życie. Nie tylko swoje. Okręt zaczął nabierać wody.

- Ej! EDMUND! Trzeba to staranować. - krzyknął do mnie Kaspian. - Zmiażdżymy go o skałę. - Nie no ten to ma fantazję.

- Ster prawo na nurt. Zwabie to coś na dziub. - powiedziałem, na co kiwnął głową. Wspiąłem się na najwyższy punkt statku i zacząłem wymachiaać latarką. - Chodź! Zabij mnie. - krzyczałem do szkarady. - Tu jestem, no chodź! - potwór zaczął niszczyć moją kryjówkę.

- NIE!!!- Usłyszałem krzyki.

- EDMUND!!!- wydarł się Kaspian pewnie po to, żeby upewnić się czy żyje.

- Łucznicy! Przygotować się do strzału!

- Nic mi nie jest!- krzyknąłem.

- Trzymajcie się!- i tak jak było w planie "mojego brata" rozbiliśmy intruza o skałę. Siła uderzenia wybiła mnie w górę i mocno uderzyłem o pokład turlając się jeszcze przez 20 metrów.

Kaspian pomógł mi wstać. W kierunku węża morskiego nadal leciało pełno strzał, ale żadna nie była w stanie zabić potwora. Na pokładzie ciągle były wydawane rozkazy odnośnie zabicia stworzenia, ale żadna z nich nie działała tak jak powinna. Charpuny poszły w re. Ja wspinałem się coraz to wyżej i wyżej. Już miałem wbić miecz w głowę szkarady gdy znowu usłyszałem przesłodzony głos Jadis. Znowu mówiła jakim to dobrym królem będę.

- Chodź do mnie!- krzyknąłem do potwora morskiego i gdy był wystarczająco blisko wbiłem mu w głowę miecz. Zabiłem go. Na Wyspie Mroku zaczęło robić się jasno.

- Czar prysł! Udało się! - krzyknęła Łusia. - Edmund! Kaspian! Spójrzcie. -Odetchnąłem z ulgą.

- Narnijczycy! - krzyknął uradowany Kaspian. Wszyscy zaczęli klaskać...


Opowieści z Narni ~ Edmund Pevensie {1&2}Where stories live. Discover now