Armia

460 26 1
                                    

-No chyba zwariowałeś.

Nico, który stał w cieniu i właśnie miał sie teleportować, odwrócił się zdziwiony. Było ciemno, więc nie zauważył na początku kto to, ale po chwili poznał swojego chłopaka, Willa. "O nie"- pomyślał. Will wyglądał na wściekłego, ale nie zdziwionego.

-Co tu robisz?- zapytał Nico
-Co ja tu robię? Co ty tu robisz?- oburzył się Will. -Wiedziałem, że zrobisz coś głupiego, więc nie mogłem spać i zauważyłem ciebie na zewnątrz. Naprawdę myślisz, że zdołasz ją znaleźć i uratować? Ona...
-Ona jest moją siostrą -przerwał mu Nico- Muszę ją znaleźć, bo nikt inny jej nie pomoże.
- Jest dorosła, poradzi sobie. Może i jest chora, ale wie o tym od urodzenia, więc powinna wiedzieć jak sobie poradzić. To ona zdecydowała, że nie będzie brała leków.
-Nie znasz jej...
-Ty też jej przecież dobrze nie znasz. Dopiero niedawno ją poznałeś.
-Tu chodzi o coś innego. Ona zawsze bierze leki. Ktoś musiał ją namówić, żeby tego nie robiła. Ktoś nią manipuluje.
-Może masz rację, ale tak jej nie pomożesz. Przeciez sam jej nie znajdziesz. Może coś ci się stać po drodze. Nie możesz iść tak po prostu jej szukać.

Nico, słuchając teraz słów Willa, doszedł do wniosku, że ten ma trochę racji. Postąpił pochopnie, myśląc, że tak po prostu znajdzie siostrę i wróci z nią do obozu. Nie pomyślał o trudach wyprawy i nawet o planie odnalezienia Katherine. Zadziałał pod wpływem chwili.

-Przepraszam...przepraszam, że chciałem tak po prostu uciec, nic nie mówiąc. Po prostu... Czuję jakby to była moja wina. Powinienem coś zauważyć. Zapytać, jak sie czuje.- Nico spuścił wzrok, nie patrząc w oczy swojemu chłopakowi.

Will spojrzał na Nico i jego mina od razu złagodniała. Nie potrafił się na niego gniewać. Nie wtedy kiedy wyglądał i czuł sie tak jak teraz- winny i smutny.

-Bogowie... to nie twoja wina. Słyszysz?- Will dotknął brody Nico i uniósł ją tak, żeby chłopak mógł spojrzeć mu w oczy. -Jakoś sobie poradzimy. Może twoja siostra da niedługo jakiś znak i będziemy wiedzieli, gdzie jej szukać. Ale na Hadesa, nawet nie próbuj szukać jej na własną rękę.

Nico lekko się uśmiechnął i pokiwał głową. Will wziął chłopaka za rękę i odeszli w stronę domków.

***
Katherine stała w centralnym miejscu wyspy. Stało tutaj ogromne drzewo, ktore teraz było całkowicie zamarznięte, pokryte lodem. Wyglądało bardziej jak lodowy posąg niż zwykła roślina. Gdy Katherine patrzyła na swoje dzieło była zadowolona. W tej chwili wydawało jej się, że świat cały pokryty lodem jest piękniejszy niż znany jej dotychczas. 'Lód to siła' -te słowa ciągle powtarza jej babcia, gdy pojawia się w jej snach. Katherine zaczęła naprawdę w nie wierzyć.
Po chwili dziewczyna odwróciła się plecami do centralnego drzewa i lekko uklękła na jedno kolano. Wzięła głęboki oddech i zebrała w sobie całą moc, jaką posiadała. Jedną ręka dotknęła ziemi, tworząc przy tym wielką szczelinę. Po chwili z głębi ziemi zaczęli wychodzić umarli...cała masa umarłych, którzy ustawiali się na wyspie w równych rzędach. Gdy Katherine poczuła już, że jej siły wyczerpują się, podniosła rękę, a szczelina zamknęła się. Powoli wstała i spojrzała na umarłych. Było ich mnóstwo. Nie sądziła, że bedzie potrafiła przyzwać ich aż tylu. Gdy jej ojciec dowie się o tym, wpadnie w szał, ale Katherine nie przejmowała się tym za bardzo. Hades może panować nad umarłymi, ale to nie wszystko. Potomkini Chione musi stworzyć armię godną jej osobie. Tak, by tylko ona mogła mieć nad nią władzę. Zebrała w sobie resztki sił, spojrzała na swoją armię i wezwała lód.

Bardziej bogini niż heroska...Where stories live. Discover now