Rozdział 7, część 2

521 29 61
                                    

Ostatnie, co pamiętał, to nachylający się nad nim Feliks z miną pełną niepokoju.

***

Brunet powoli usiadł, łapiąc się za głowę. Nad nim pochylało się kilka osób, które wciąż wirowały.

- C-co się stało? - zapytał słabym głosem.

- Zemdlałeś - odpowiedział Arthur.

- Jak się czujesz? Coś cię boli? - dopytywała się z troską Ela, kładąc mu rękę na ramieniu.

- Nie... To znaczy tak. Trochę głowa - odrzekł Tolys, po czym spróbował wstać, jednak jego nogi odmówiły współpracy i z powrotem upadł na twardą podłogę.

Feliks wyglądał na jeszcze bardziej zmartwionego, chociaż on sam nie wyglądał za dobrze. W końcu wypił już dość sporo. Jego policzki pokrywał rumieniec, spowodowany przez zawartość promili we krwi i duchotę panującą w pomieszczeniu. W sumie podobnie jak wszyscy.

- Może pójdę się przewietrzyć - powiedział Litwin, któremu w końcu udało się wstać z pomocą Eduarda.

- Może powinieneś - jego decyzję poparł Estończyk. - Odprowadzę cię do drzwi.

Nagle do studentów podszedł Francis z kieliszkiem w ręku i zupełnie nie zwracając uwagi na zaistniałą sytuację, zaprosił ich do kolejnej gry.

- Co tam robicie? - mówiąc to, założył lewą rękę na barki stojącego obok Anglika. - Z resztą nieważne... Gramy w nową grę! Kto jest chętny? - inni milczeli, wpatrując się w niego. - To będzie poker. To kto gra? Hm? Hm? No, kto chętny?

- W sumie możemy zagrać... Tylko musicie przypomnieć mi zasady, bo-

- Nie widzicie, że Licia zemdlał?! - Felek odepchnął na bok właśnie mówiącego Emila, po czym podszedł do Francuza. Musiał stanąć na palcach, żeby mieć oczy na tej samej wysokości, co on. - Trzeba się nim zająć! Co jeżeli coś poważnego mu się stało?

- Ojej - powiedział student biologii przesłodzonym głosem, opierając się dłońmi o uda i lekko uginając nogi w kolanach, aby być na równi z Polakiem. Ten mocno się zdenerwował, ponieważ szczerze nienawidził, kiedy inni traktowali go jak dziecko, z powodu jego wzrostu. - Opiekunka się znalazła. Upił się chłopak i tyle! Jeszcze nigdy nikomu nic się od tego nie stało.

Feliks tylko głośno wypuścił powietrze nosem zaciskając pięści, podszedł do Tolysa, złapał go pod rękę i kierując się do wyjścia, obrzucił wszystkich zawistnym spojrzeniem. Gdyby mógł zabijać wzrokiem, wszyscy znajdujący się wtedy w pokoju z pewnością zamieniliby się w trupy.

***

Studenci psychologii wyszli przed akademik i usiedli na ławce stojącej przy chodniku, odchodzącym od drzwi na klatkę schodową.

- Wszystko w porządku, Liciu? - zapytał z troską i zmartwieniem w głosie Feliks, gładząc swojego chłopaka po policzku.

- T-tak... Tak mi się wydaje - odparł brunet, któremu dalej kręciło się w głowie. - Szczerze mówiąc, ty też nie wyglądasz za dobrze. Jesteś cały czerwony i blady jednocześnie.

- Nic mi nie będzie - odrzekł z zawsze towarzyszącą mu wesołością Polak. - Chcesz wracać czy iść już do pokoju?

- Nie czuję się na tyle źle, żeby opuszczać dalszą część imprezy. Do tego zapewne, jeśli to zrobię, do końca studiów wszyscy będą mnie przezywać od ciot. Poza tym nie chcę niczego przegapić. Potem wszyscy na roku będą o tym gadać, a ja nie będę wiedział, o co chodzi. Ale czy możemy tu poczekać jeszce chwilę?

A ty Liciu?... | LietPol [Hetalia]Where stories live. Discover now