Rozdział 19

312 14 5
                                    

Był ciepły letni wieczór. Feliks siedział w swoim pokoju przyklejony do okna i już od dłuższego czasu wypatrywał samochodu swoich wujków, który w każdej chwili mógł się pojawić przed jego domem. Tego dnia bowiem mieli go odwiedzić jego kuzyni, z którymi bardzo dawno się nie widział, i zostać u niego na parę dni. Zapowiadali swój przyjazd na godzinę osiemnastą, jednak aktualnie dochodziła już dziewiętnasta trzydzieści, a po nich ni widu, ni słuchu.

- Bożeeeeee... Jakie nudyyyy... - Feliks zsunął się z parapetu, na którym siedział i opierał się o szybę. - Kiedy oni będą?... Zadzwonię do Radmili.

(od autorki: ktoś wie jak się odmienia imię Czech? Radmili czy Radmily?)

Chłopak wziął do ręki telefon i wybrał numer. Niestety po kilkunastu sekundach włączyła się poczta głosowa. No tak, albo Radmila z kimś rozmawia, albo nie słyszy. Albo nie odbiera specjalnie. Ale jaki miałaby w tym cel? Polak zadzwonił jeszcze do Jakuba, ale ten też nie odebrał. No cóż, tak bywa. Pozostało mu tylko czekać.

Po niedługim czasie wpadł na świetny pomysł. Zadzwoni do osoby, która zawsze odbiera i z którą zawsze przyjemnie mu się rozmawia. Wybrał numer i przyłożył telefon do ucha, kładąc się na podłodze (bowiem Felek bardzo lubi leżeć na podłodze, kiedy rozmawia z kimś przez telefon).

- Halo?

- No hej Licia, co tam robisz?

- A wiesz, że to nieładnie tak olewać gości? - powiedział Tolys z lekką ironią i rozbawiebiem w głosie.

- No bo właśnie ich jeszcze nie ma.

- Mówiłeś mi, że mieli być na osiemnastą.

- Bo mieli.

- To może zadzwoń.

- Dzwoniłem i nie odbierają. Liciu, nawet nie wiesz, jak ja tu umieram z nudów... Musisz tu do mnie przyjść, bo inaczej jeszcze bardziej umrę z nudów.

- No ale w każdej chwili oni mogą przyjechać, tak?

- No ale... O Boże, ale sztywny jesteś. To mam taki pomysł: przyjdź pod mój dom i gdzieś wyjdziemy. A jak do tego czasu przyjadą, to najwyżej zostaniesz na kolacji. Moi rodzice na pewno się zgodzą.

- Twoja mama cię nie wypuści.

- Mam inny sposób - głos blondyna przybrał złowieszczy ton.

- Dobra, nie pytam. Tylko nie rób głupot.

*time skip*

Tolys już stał pod oknem swojego chłopaka. Prawdę mówiąc, czuł się wtedy jak książę, który czeka, aż Roszpunka spuści mu z wieży swe włosy. W sumie kolor włosów Feliksa się zgadza; w końcu jest blondynem. Tylko z długością już gorzej.

- O, już jesteś - Polak wychylił się z okna.

- No to jak masz zamiar wyjść, skoro twoi rodzice cię nie wypuszczą?

- Wyjdę przez okno.

Reakcją Litwina było jedynie schowanie twarzy w dłoniach z zażenowania.

- Już to robiłem przecież.

- I wtedy złamałeś sobie nadgarstek! Więc, proszę cię, wyjdź normalnie.

- Normalnie nie dam rady.

- Tylko, błagam, uważaj! Nie chcę, żeby coś ci się stało.

A ty Liciu?... | LietPol [Hetalia]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon