Rozdział 14

440 11 40
                                    

OSTRZEŻENIE: Rozdział zawiera treści nieodpowiednie dla czytelników należących do niektórych grup wiekowych. Czytasz na własną odpowiedzialność.

***

Było około godziny dwudziestej. Była to środa, więc studenci psychologii już kilka godzin temu skończyli swoje zajęcia na uczelni. Aktualnie spędzali czas w swoim pokoju, nie zajmując się właściwie niczym konkretnym.

Polak spojrzał na zegarek.

"Już czas" - pomyślał. - "To będzie idealna pora. Ciekawe, co zrobi tym razem, bo tego się raczej nie spodziewa".

Chłopak wstał i podszedł do drzwi wejściowych, po czym założył buty. Jego partner podniósł głowę znad książki, którą właśnie przeglądał i spojrzał na niego pytająco.

- Tolysie, zakładaj buty - rzekł blondyn stanowczym tonem.

- Ale gdzie i-

- Zakładaj buty - spojrzał się na niego z przymrużonymi oczami, a jego wyraz twarzy wskazywał, że wszelki opór jest w tej chili bezcelowy.

Litwin zdziwił się zachowaniem drugiego, jednak postanowił wykonać jego polecenie. Wstał więc i udał się w stronę drzwi. Kiedy oboje byli gotowi do wyjścia, Polak otworzył drzwi i gestem ręki nakazał chłopakowi opuścić pokój. Gdy ten to zrobił, Feliks szybko zamknął je za sobą i przekręcił klucz w zamku.

Bez słowa zaczął iść korytarzem w stronę schodów. Tolys podążył za nim, dalej nie rozumiejąc zbytnio sytuacji, w której się aktualnie znajdował.

- Gdzie idziemy? - ponowił pytanie, jednak w odpowiedzi otrzymał tylko ciszę.

Zielonooki zszedł po schodach do hallu budynku, po czym wyszedł na zewnątrz. Jego współlokator po chwili do niego dołączył. Oboje poczuli chłodny wiatr owiewający ich ciała. Była to późna wiosna, jednak temperatura tego dnia okazała się być niższa niż bywała poprzednio. Feliks nie przejął się panującym na dworze zimnem i udał się do wcześniej ustalonego przez siebie miejsca. Brunet zobaczywszy to, przyspieszył kroku, aby zbytnio nie oddalać się od niego. Nie miał pojęcia, że Polak potrafi tak szybko stawiać kroki, że nawet wyższy od niego o prawie 10 centymetrów Litwin ledwo jest w stanie za nim nadążyć.

- Możesz mi w końcu powiedzieć, gdzie mnie prowadzisz? - zapytał już po raz trzeci z kolei Tolys.

- Moja słodka tajemnica... - odpowiedział Feliks, odwracając głowę w jego stronę i zaśmiał się cicho.

Chłopcy weszli w ciemną uliczkę między dwoma kamienicami. Polak zdawał się nie być w ogóle zainteresowany wyglądem miejsca, w którym się znajdowali. Po jego zachowaniu widać było, że nie jest to jego pierwszy raz tutaj. Jego partner natomiast, rozglądał się dookoła z niezmiernym zaciekawianiem.

Uliczka, w której się znajdowali była może tylko trochę szersza od rozpiętości ramion Tolysa. Nad swoją głową dostrzegł liczne doniczki ze zwisającymi z nich kwiatami, przytwierdzone do parapetów starych okien. W większości z okiennic, na wewnętrznym parapecie leżały poduszki. Chłopak spostrzegł rudego kota wylegującego się na plastikowej pokrywie śmietnika. Zapach uliczki nie był zbyt zachęcający, ale jako, że Litwin został tu przyprowadzony przez swojego chłopaka, za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, co jeszcze czeka go tego zagadkowego dnia.

Feliks zniknął mu z oczu za rogiem jednego z ozdobnych budynków. Brunet znów przyspieszył kroku, aby go dogonić. Kiedy wyszedł zza betonowej ściany, będącej częścią nieruchomości, przyuważył Polaka opierającego się o ścianę jednej z sąsiednich kamienic.

A ty Liciu?... | LietPol [Hetalia]Where stories live. Discover now