Rozdział 10

411 15 78
                                    

Tolys obudził się wczesnym rankiem. O szyby nierównomiernie uderzały drobne krople deszczu, które były dobrze słyszalne w środku pokoju. Chłopak wstał i podszedł do okna. Odsłonił roletę i wyjrzał przez nie na ulicę, po której poruszały się nieliczne samochody, a nad ziemią unosiły się jeszcze resztki porannej mgły. Uchylił okiennicę, aby wpuścić do środka świeże powietrze. W pomieszczeniu momentalnie zrobiło się chłodniej. Odwrócił wzrok i spojrzał na śpiącego jeszcze Feliksa. Wyglądał naprawdę uroczo. Jego lśniące, złote włosy oplatały jego głowę i wyglądały niczym wieniec ze zboża dojrzewającego na polu i mieniącego się w promieniach zachodzącego słońca. Litwin podszedł do łóżka i usiadł obok kochanka, lekko gładząc go po głowie i przyglądając mu się. Kochał go niezmiernie i niedługo po tym, jak został jego chłopakiem, przysiągł sobie, że nigdy, przenigdy go nie zostawi. Feliks otworzył oczy i skierował wzrok na Tolysa.

- Dzień dobry, Feliś - brunet się uśmiechnął.

- Dzień dobry, Liciu - odpowiedział drugi, przyciągając się. - Co dziś będziemy robić?

- Nie wiem jeszcze - odrzekł Litwin. - Pogoda dzisiaj jest brzydka, do tego pada, więc raczej nigdzie nie wyjdziemy.

- Może niedługo przestanie padać.

- Wątpię. Jest dużo rzeczy, które możemy robić nigdzie nie wychodząc, więc...

- A... A... Apsik! - Felek kichnął.

- Nie rozchoruj się tylko - brunet pogładził go po policzku. - Po tym, jak wczoraj wpadłeś do rzeki, dobrze byłoby gdybyś nie był chory. Może cię zupełnie rozłożyć.

- Czuję się dobrze. Nawet bardzo dobrze! - na ustach blondyna zagościł uśmiech. - Na pewno nic nie złapałem. Totalnie się o mnie nie martw Liciu, nic mi nie... Apsik! - Polak potarł nos dłonią.

- Mhm. Nic ci nie jest. Jesteś całkowicie zdrowy. Mhm - powiedział z ironią brunet, po czym wyjął z szuflady szafki nocnej chusteczki. - Masz - podał pudełko Feliksowi. - Wydmuchaj nos. Dzisiaj powinieneś leżeć cały dzień w łóżku i porządnie się wygrzać, żebyś się bardziej nie rozchorował.

- Oj Liciu. Przecież wszystko ze mną ok. Nic mi nie jest.

- Wolałbym, żebyś i tak cały dzień spędził w łóżku i się nie przemęczał...

- Cały dzień w łóżku z tobą jak najbardziej - wymamrotał do siebie pod nosem Feliks i lekko się uśmiechnął. W tym czasie Litwin wstał, z zamiarem pójścia do kuchni i przygotowania śniadania.

- Mówiłeś coś? - odwrócił się.

- Nie, nic - blondyn starał się ukryć uśmiech.

- Feliks? - zaśmiał się Tolys.

- No co! Przecież nic nie powiedziałem - odpowiedział.

- Taa... Nic - zaśmiał się ponownie, po czym wszedł do kuchni i nastawił wodę na herbatę.

*time skip*

Dochodziło południe. Tego poranka studenci zdążyli już zrobić naprawdę dużo. Po tym, jak zjedli śniadanie, zagrali w szachy (możecie sobie wyobrazić, jak to wyglądało, ponieważ pod koniec partii Feliks użył swojej "zasady Feliksa"). Zagrali również w karty i obejrzeli film na laptopie Tolysa. Teraz, kiedy ich zdaniem, nie mieli już nic innego do roboty, po prostu leżeli na łóżkach i rozmawiali, a że akurat Polakowi zebrało się na wspominki, wspominali dawne czasy.

- A pamiętasz, jak w gimnazjum, na początku pierwszej klasy, większość nauczycieli nie mogło zapamiętać twojego imienia i mówiło do ciebie "Toris"?

A ty Liciu?... | LietPol [Hetalia]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon