Zadzwonił telefon. Chłopak podniósł go z biurka i palcem przesunął ikonkę z zieloną słuchawką.
- Halo?
- No za ile będziesz? - głos w słuchawce wydawał się być lekko zirytowany.
- Za kila minut, serio.
- A gdzie jesteś?
- No... - zawahał się - no jeszcze w domu, ale zaraz wychodzę, obiecuję.
- Spóźnimy się.
- Oj nie przesadzaj.
- Spóźnimy się, i to jak zwykle przez ciebie.
- Już zakładam buty, będę za... - zastanowił się chwilę, kalkulując czas przejścia najkrótrzą możliwą drogą, wykluczając przedzieranie się przez krzaki dzikiej róży za spożywczym, bo z dużą walizką nie będzie to bułka z masłem - siedem minut.
- Czekam. I jak nie przyjdziesz, to, przyrzekam, pojadę bez ciebie.
Tolys rozłączył się, spuścił ręce i zadarł głowę do góry, kierując ją w stronę letniego słońca, które przyjemnie grzało mu w twarz. Zamknął oczy. Myślami wrócił na Litwę, do domu, w którym się urodził i spędził pierwsze niecałe siedem lat swojego życia. Później jego rodzice przeprowadzili się do Polski w pogoni za lepszymi zarobkami, a on poszedł do polskiej szkoły. To właśnie tam poznał...
- Licia!! - Feliks stanął koło niego zdyszany, a jego walizka, którą nieumiejętnie postawił, przewróciła mu się pod nogi. - Już jestem - wyprostował się - nawet mi to zajęło mniej niż mówiłem - był z siebie ewidentnie bardzo dumny.
- No to dobrze - brunet odwrócił głowę w jego stronę. - I tak nam się pociąg spóźni.
- To generalnie po co do mnie dzwonisz, jak wiesz, że mamy jeszcze czas?! Jeszcze miałem flet spakować!
- Po co ci flet w górach? - zdzwił się Litwin, marszcząc brwi, ale nie ukrywał, że trochę go to rozbawiło.
- Ty gitarę wziąłeś.
- Racja - przyzwyczaił się już do ciężaru futerału z instrumentem przewieszonego przez plecy.
Niższy z chłopaków podniosł walizkę i się na niej usadowił, kładąc na kolanach niebieską, puszystą poduszkę pokrytą futerkiem z wyszytymi muszelkami. Z tylnej kieszeni spodni wyjął telefon i zaczął scrollować instagrama, a Tolys kontynuował swoje opalanie twarzy.
Usłyszeli komunikat z głośników i gwizd nadjeżdżającego pociągu, którym mieli pojechać na upragniony wyjazd, tylko we dwoje. Kiedy pojazd wjeżdżał na peron, o mało nie zabrał Felikosowi jego czapki z daszkiem, która pofrunęłaby z wiatrem, gdyby w porę jej nie przytrzymał.
- No widzisz, Liciu, w końcu wyrwiemy się z tej dziury.
- Uważasz nasze miasto za dziurę? - skrzywił się Litwin.
- Nie, nie, ale ile można robić te same rzeczy?
- W sumie masz rację - zgodził się.
Chłopcy wsiedli do jednego z wagonów i zaczęli szukać wolnego przedziału. W najmniej zatłoczonym, oprócz nich, siedzieli rodzice z na oko pięcioletnim dzieckiem i jakiś starszy pan, czytający wielkoformatową gazetę.
Włożyli bagaże na półkę nad fotelami i usiedli koło siebie przy oknie. Niedługo po tym jak ruszyli, mały chłopiec zaczął wrzeszczeć, bo jego mama nie chciała dać mu kolejnego batonika, a warto zaznaczyć, że odkąd studenci wsiedli do przedziału wsunął już dwa. Kobieta wzięła go na ręce i wyszła na korytarz, żeby uspokoić malca i pewnie odprawić mu jakieś kazanie.
YOU ARE READING
A ty Liciu?... | LietPol [Hetalia]
Short StoryW tym fanfiku Feliks i Tolys nie są krajami, tylko zwykłymi ludźmi, którzy chodzą do liceum z resztą postaci z Hetalii. Po skończeniu szkoły średniej Tolys wyjeżdża do większego miasta, aby rozpocząć studia psychologiczne. Oczywiście Feliks jedzie t...