Rozdział 8

632 15 144
                                    

Pierwszy semestr dobiegł końca. Nastał luty, a więc zbliżały się urodziny Tolysa. Tylko co mu kupić? Ta myśl dręczyła Feliksa od tygodnia. Co można kupić najbardziej wyjątkowej osobie na świecie? Jak ją uszczęśliwić?

Polak, mimo, że długo nad tym myślał, nie mógł wpaść na nic oryginalnego, co byłoby idealnym prezentem dla jego chłopaka. Próbował zaciągnąć porady od innych, a nawet zadzwonił do jego sporo młodszego kuzyna - Raivisa - jednak kupienie Litwinowi skarpetek, wydało mu się zbyt oczywiste.

Do 16 lutego zostały niecałe dwa tygodnie. Student psychologii był przerażony, ponieważ nie miał żadnej koncepcji na podarunek dla Litwina. Cały czas się tym zadręczał do tego stopnia, że jego współlokator zaczął się o niego trochę martwić i już kilka razy starał się wyciągnąć od niego jakieś informacje, i powód, dla którego się tak stresuje, jednak nie otrzymał żadnych wyjaśnień.

***

Niewysoki, zielonooki chłopak samotnie przechadzał się alejką, przy której obok siebie znajdowały się kawiarnie i sklepy z pamiątkami. Było już po zmroku. Patrzył w okna lokali, przez które widział ludzi delektujących się ciepłymi napojami i różnymi rodzajami ciast. Przy stolikach siedziały głównie pary, cieszące się na wzajem swoim towarzystwem. No tak, w końcu dzisiaj są walentynki. Ale dlaczego on nie wyszedł nigdzie ze swoim partnerem? Tolys po zaliczeniu kolokwium (z którego swoją drogą miał bardzo dobry wynik) pojechał do domu i wraca za za dwa dni. A Feliks został. Pomimo namowy bruneta i tak postanowił zostać. Wiedział, że rodzice nie dadzą mu spokoju. Będą tylko pytać: "Kiedy przedstawi im jakąś dziewczynę?" albo "Czy poznał już wybrankę swojego serca". I co on ma wtedy powiedzieć? Ma skłamać? Bo prawdy raczej nie powie. Ta myśl go przygnębiała. Dlatego właśnie nie chciał odwiedzać rodzinnego miasta.

Skręcił za zaułkiem budynku, którego fasada obudowana była cegłami i wszedł do niewielkiej knajpki. Zajął stolik przy oknie, po czym zaczął rozglądać się po wnętrzu sali. Ściany restauracji (nawet nie wiem, czy można to tak nazwać) były pokryte bladobeżową farbą, która odrywała się od nich przy suficie. Krzesła z miękkim obiciem były blisko przysunięte do drewnianych, prostokątnych stołów z dębowego drewna, na których stały kremowe lub białe świeczniki i wazoniki ze sztucznymi kwiatami. Nad ladą powieszone były trzy obrazy; największy na środku i dwa mniejsze po obu jego stronach, wszystkie przedstawiające nadmorski zachód słońca i mewy lecące w jego stronę. Oprócz chłopaka, w pomieszczeniu znajdowała się tylko jakaś dziewczyna, siedząca przy stoliku na drugim końcu jadłodajni, wpatrująca się w telefon i nerwowo popijająca kawę.

Po kilku minutach oczekiwania, rudowłosa kelnerka z licznymi piegami na policzkach i nosie, przyniosła Feliksowi menu. Otworzył je, jednak pominął wszystkie dania i od razu przeszedł do napojów. Po krótkim wahaniu nad gorącą czekoladą z piankami, a rozgrzewająca herbatą z kwiatów róży, zdecydował się na pierwszą opcję. Gdy otrzymał swoje zamówienie, zaczął rozmyślać nad tym, co ma kupić najbliższej mu osobie.

"Co można kupić najbardziej wyjątkowej osobie na świecie, którą kocha się bezgranicznie? I która na każde zapytanie, co chiałaby dostać, odpowiada: "Nic takiego"? Myśl, Feliks, myśl" - kombinował blondyn, pijąc swoją czekoladę.

Nagle doznał olśnienia. Był pewien, że to się sprawdzi. A do rzeczowego prezentu, dorzuci coś jeszcze. Coś, co na pewno ucieszy Tolysa. Coś, po czym będzie chciał więcej.

***

Feliks czekał w pokoju. Za około 30 minut, jego chłopak miał być już w akademiku, a że dzisiaj jest ten jakże jedyny w swoim rodzaju dzień, czyli jego urodziny, blondyn czekał z gotowym prezentem. Był bardzo dumny ze swojego pomysłu. Wiedział, że podarunek będzie trafiony.

A ty Liciu?... | LietPol [Hetalia]Where stories live. Discover now