4. Kolejne piekło

4.4K 159 119
                                    

Przez wcześniejsze dwa dni, próbowałam po mału się urządzać w swoim pomieszczeniu. Same dni mi mijały w dosyć szybkim tempie.

 Budziłam się koło dziesiątej lub jedenastej rano. Wykonywałam poranną rutynę w toalecie, schodziłam na parter coś zjeść, chwilę porozmawiałam z Jordanem i Sharon, a potem wracałam prawie na cały dzień do pokoju. Ustaliliśmy wspólnie z wyżej wymienionymi, że na sesje do Pani Willson będzie mnie odwoził i przywoził, nikt inny jak Joe. Wykłócałam się z nimi, że wolę dojeżdżać autobusami, ale skończyło się na tym, że nie mam nic do powiedzenia. Sam jasnowłosy nie był szczęśliwy na wiadomość, że ma być moim szoferem.

 Szczerze? Nie dziwiłam mu się. Dobrze wiedzieliśmy, że akceptujemy siebie, tylko po to, aby nie robić niepotrzebnych kłopotów.


                            ✨✨✨


Budzik dawał silnie o sobie znać. 

Obudziłam się o ósmej, a o dziewiątej trzydzieści miałam rozpoczęcie roku szkolnego. 

Godzina na wyrobienie się z przygotowaniem siebie? Pikuś. Wystarczyłoby mi spokojnie pół godziny.

Dziś był ten dzień, w którym musiałam się zmierzyć z całą bandą szumowin. Myśląc o szkole, w tym samym czasie miałam napływ myśli jak zniosę podróż z Joe'm. Już w pierwszym dniu zdążyłam zauważyć, że ten chłopak ma cięty język i ciężki charakter.

 Niestety, ale nie wpadł na dziewczynę, która da sobą pomiatać i nie ma swojego zdania. Od zawsze byłam człowiekiem, który na głupie teksty odpowiadał ciętą ripostą, byleby upokorzyć i pokazać, że ze mną się nie zadziera dla zabawy.

Po odgonieniu niepotrzebnych myśli, zaczęłam od wykonania porannej toalety. Czując niepohamowany głód, zeszłam na parter, kierując się do kuchni. Zastałam już w pomieszczeniu Sharon, która popijała w najlepsze kawę i kąsała croissant'a.

- Kogo ja widzę? - rzuciła uśmiechnięta. - Wyspana i gotowa na dzisiejszy dzień?

- Niezbyt wyspana...  - westchnęłam - przez kapsułki na sen śpię zazwyczaj od dziesięciu do dwunastu godzin, a dziś niestety spałam jedynie osiem. - jęknęłam - A co do dzisiejszego dnia, mam tylko nadzieję, że go przeżyję. - odparłam na szybko, przygotowując sobie tosty.

- Nie masz się czym przejmować. Joe jeszcze śpi, ale zaraz trzeba będzie go obudzić, aby Cię odwiózł i poinstruował co gdzie jest. - uśmiechnięta wstała i poszła odnieść talerzyk  oraz  filiżankę do zmywarki.

- A gdzie Jordan?- spytałam widząc, że nie ma auta przed domem.

- Pojechał pozałatwiać pilnie jakieś sprawy w firmie. Potrzebowałaś czegoś od niego?- zapytała, znów się uśmiechając.

Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że cały czas przede mną udaje. Ten ciągły uśmiech i serdeczność z jej strony. Coś tu nie pasowało.

- Nie, po prostu zauważyłam brak auta przez okno, a z tego co zauważyłam jeździ do firmy koło dziesiątej. Nieważne. - zamilkłam na chwilkę - Mogę mieć pytanie? - spytałam niepewnie, wyciągając tosty i smarując je dżemem.

- Jasne. - znów się serdecznie do mnie uśmiechnęła, biorąc z lady dżem, którym posmarowałam tosty, aby schować go za mnie do lodówki.

Mały gest, ale jednak cieszył.

- Przepraszam, że tak bezpośrednio spytam, ale czemu jesteś dla mnie taka miła i życzliwa? Nie chcę, żebyś coś robiła na przymus, tak jak ojciec. - burknęłam zgodnie z prawdą, powstrzymując się jeszcze od zjedzenia.

Rok zatraceniaWhere stories live. Discover now