16. Krasnolud ogrodowy

2.3K 90 23
                                    

Następny tydzień zleciał diametralnie szybko. Nawet nie wiedząc kiedy, nastąpił już piątek, a w ten dzień miał pojawić się w domu nowy gość, którym był James.

Mama snuła się o poranku po kuchni, popijając swoją nieśmiertelną kawę. Widząc ten obraz, schodząc z piętra na parter mimowolnie się uśmiechnęłam. W tym samym czasie doszła do mnie woń naleśników. Kochałam takie dni. Mama słysząc charakterystyczne skrzypienie schodów, które było wywołane moim ciężarem ciała, odwróciła się w moją stronę. Posłała mi szeroki uśmiech, który natychmiast odwzajemniłam.

- Witaj słońce, pośpiesz się bo naleśniki stygną. - gestem dłoni wskazała na talerz leżący na blacie stołu.

Podbiegając do owego mebla, chwyciłam za sztućce i zaczęłam kąsać posiłek. Delektowałam się, konsumując powoli.

- Mmm... - mruknęłam, skupiając wzrok na rodzicielce.

- Cieszę się, że Ci smakuje. - ciepło się do mnie uśmiechnęła znad filiżanki, w momencie kiedy upijała łyk.

Swoje spojrzenie znów utkwiłam w posiłku, podążając nim po tnących sztućcach. Jednak ta czynność została przerwana, przez głośny krzyk mojej rodzicielki. W ułamku sekundy skierowałam swoją twarz w jej stronę, ale to co tam ujrzałam...

Elizabeth leżała na podłodze w kałuży krwi, która tryskała bez przerwy z tętnic, a nad nią stał zamaskowany mężczyzna z nożem w dłoni.

Pamiętam, że od razu się obudziłam z krzykiem, podnosząc się szybko do siadu. Spędziłam kilka godzin w takiej pozycji, a kiedy robiło się jasno na dworze, koło godziny czwartej, zasnęłam.

Obudziło mnie brzmienie mojego budzika.

Wstałam z łóżka, a następnie wolnym krokiem skierowałam się do łazienki. Patrząc w lustro, miałam wrażenie jakbym patrzyła na twarz kogoś obcego. Moją ulgę, jaką odczułam, bo straszny sen się nie powtórzył, przyćmiło przerażenie własnym wyglądem. Oczy zdawały się nie chcieć do końca otworzyć, a spoglądały na mnie tępo w zwierciadle, z głębokich ciemnych jam. Już nieraz budziłam się rankiem totalnie wykończona, chociaż spałam osiem lub dziewięć godzin, ale rzadko czułam się tak wyczerpana jak dzisiaj i rzadko wyglądałam na tak przemęczoną.

Skierowałam się pod prysznic, wpierw rozbierając się z ubrań i bielizny, a następnie wrzucając je do kosza na pranie.
Poszłam pod tak gorący prysznic, że ledwie wytrzymałam. Jednak pieczenie skóry dobrze mi zrobiło i pobudziło siły witalne.

Ubrawszy się i wysuszywszy swoje długie, brązowe włosy, pierwszy raz od nie pamiętam kiedy, nałożyłam korektor i puder na twarz, chcąc zamaskować swoje okropne wykończenie.

                      ✨✨✨

Podchodząc do swojej szkolnej szafki, u mojego prawego boku stanęła Mia. Zauważając ją, posłałam jej ciepły uśmiech, powracając do przebierania podręczników.

- Hej, słabo wyglądasz. Coś się stało? - zapytała zmartwiona, podchodząc do mnie bliżej i chwytając mnie za ramiona, w rezultacie tego, abym na nią popatrzyła.

- Miałam nieprzespaną noc - zaczęłam, ale zastanawiając się czy zamartwiać ją szczegółami, postanowiłam krótko odpowiedzieć - miałam po prostu koszmar. - blado się do niej uśmiechnęłam.

- Mama? - spytała, aby się upewnić, na co skinęłam głową.

Dziewczyna wiedziała już trochę o mnie, a szczególnie o tym co się stało z moją rodzicielką. Przez ostatnie tygodnie, zacieśniłyśmy naszą znajomość, która podchodziła już pod przyjaźń.

Rok zatraceniaWhere stories live. Discover now