24. Chyba oboje mieliśmy udanych rodziców, co?

1.8K 94 108
                                    

I wtedy mnie zauważył.

Zwrócił wzrok w moim kierunku, aby po chwili znowu go przenieść w stronę nagrobka.

Coś w jego spojrzeniu powodowało niezidentyfikowane uczucie w moim sercu. W oczach, które były tak ciemne, że przypominały kolor smoły, odbijało się cierpienie. Dylan wyglądał jak człowiek, który został zniszczony przez życie i przeraziło mnie to.

Podeszłam bliżej i usiadłam na wolnym skrawku ławki. Nie usłyszałam sprzeciwu, więc przez chwilę oboje patrzyliśmy w granit przed nami.

- Tu leży Twoja mama? - zapytałam cicho, kiedy cisza zaczęła być przygniatająca.

- Mia Cię przysłała? - szepnął.

Potaknęłam.

- Martwiła się o Ciebie, zresztą jest ze mną Joe. Szuka Cię po drugim końcu cmentarza. - wyjaśniłam.

- Napisz mu, że mnie znalazłaś, ale żeby nie przychodził. Niech zaczeka w samochodzie. - postanowiłam się nie sprzeczać i wysłać wiadomość.

Do: Joe

Znalazłam go, mówi, żebyś poczekał w samochodzie.

wysłano, 22:18

Po minucie przyszła wiadomość.

Od: Joe

Okej, nie siedźcie za długo.

odebrano, 22:19

Pokazałam wiadomość chłopakowi, co przyjął skinieniem głowy. Schowałam telefon do kieszeni i odchrząknęłam nerwowo.

- Chcesz, żebym sobie poszła? - spytałam, dochodząc do wniosku, że jeśli nie chciał widzieć swojego przyjaciela, moim towarzystwem tym bardziej nie byłby zadowolony.

- Mam jej tyle do zarzucenia. - westchnął, odpowiadając na wcześniej zadane pytanie, ignorując ostatnie - Zaczęła mnie zostawiać samego jak miałem trzy lata. Wychodziła do klubów, żeby się naćpać albo nawalić. - prychnął, a na jego twarzy pojawił się uśmiech zrezygnowania.

Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Wszystkie frazy typu „przykro mi" wydawały mi się nie na miejscu i nie oddawały tego, co czułam.

Niewiele myśląc, sięgnęłam po zapalniczkę leżącą obok chłopaka i przykucnęłam nad pomnikiem. Chwyciłam jedyny, pojedyńczy kwiatek, który znajdował się na płycie i podpaliłam płatki. Ta roślina była tak brzydka, jak niemal wnętrze Nicole Hamphel.

Dziecko, które myśli o samobójstwie przez własnego rodzica... tego nawet nie można było przetrawić w myślach.

Kiedy wstałam, zauważyłam, że chłopak przypatrywał mi się z niezidentyfikowanym spojrzeniem. Wtedy zauważyłam, że miał rozcięty łuk brwiowy, a do kompletu zaschniętą krew, która ściekła z nosa, a dokładnie z lewej strony.

- Chcesz mi powiedzieć co się stało? - spytałam delikatnie, ściszając swój głos niemal do szeptu.

- W końcu zrobiłem coś, o czym dawno marzyłem. - zaczął - Chciałem chociaż raz, dla odmiany poczuć ból fizyczny. Taki jest o wiele łatwiej znieść. - odpowiedział głosem wypranym całkowicie z emocji, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.

Nie miałam jednak zamiaru na niego naciskać i oczekiwać zwierzeń, jeśli nie miał na nie ochoty. Wiedziałam również, że nie mogę go tutaj zostawić samego.

- Pójdziesz ze mną do Joe'go? Możemy Cię odwieźć do domu, albo możesz zostać u nas. - zaproponowałam.

- Nie, mój dom odpada. - pokiwał przecząco głową i wstał z ławki, zabierając z niej paczkę papierosów oraz zapalniczkę, wyrzucając do pobliskiego kosza butelkę po wódce.

Rok zatraceniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz