Nie wiedząc nawet, kiedy na zegarku wybiła godzina dwudziesta, Dylan zaczął się zbierać, aby wyjść. Dziwną rzeczą jednak, było to, że Sharon, Jordana oraz Joe'go nie było, a zazwyczaj głowy domu wracały około godziny osiemnastej.
Odprowadziłam chłopaka do holu, w którym jeszcze chwilę pobył, zatrzymując się po to, aby wdziać buty. Zauważyłam jak nie mógł złapać równowagi, stojąc na jednej nodze, a w akompaniamencie wybuchłam śmiechem.
Nie uszło to uwadze ciemnookiemu. Patrząc na mnie gniewnie, rzucił do mnie klapkiem, który był w zasięgu jego ręki.
Teraz to ja udałam obrażoną. Schyliłam się po obuwie, którym dostałam i odrzuciłam w stronę chłopaka, następnie obracając się i idąc przed siebie.
- Nie dość, że mnie nie przywitałaś, to jeszcze nie chcesz pożegnać? - rzucił oskarżycielsko, ale słyszalny był też stłumiony śmiech.
- Nie trzeba było mnie obrzucać klapkiem! - warknęłam, chociaż śmiech cisnął mi się na usta, słysząc na jaki denny temat zamierzaliśmy się wykłócać.
Obróciłam się w stronę Dylana.
- Oh, przepraszam bardzo! To Ty zaczęłaś się ze mnie wyśmiewać, Lilliana. - prychnął, stojąc nadal koło drzwi.
Kolejny raz spoważniałam, na usłyszane swoje pełne imię. Brunet to zauważył i popatrzył na mnie niezrozumiale.
- Coś zrobiłem nie tak? - skupił uwagę na mnie, poważniejąc.
- Nie, ale lepiej będzie jeśli już pójdziesz. - wydukałam z siebie, starając się pokazać, że jest wszystko w porządku.
Przeczesałam nerwowo dłonią włosy, a wzrok utkwiłam w drzwiach wyjściowych.
- Jak sobie życzysz. - westchnął - Nie mów Joe'mu, że byłem. Nie chce mi się słuchać jego wywodów na Twój temat.
Ostatnie słowa w jakimś stopniu mnie dotknęły. Spędziliśmy miło czas, przynajmniej moim zdaniem, i myślałam, że to nie będzie stanowiło problemu. Niestety nie wiedziałam w tamtej chwili co sobie myślałam, sądząc, że taki chłopak, jak Dylan, mógł mnie odebrać na poważnie.
Nie ukazując, że jego zdanie mnie w jakimś stopniu poruszyło, postanowiłam zmusić się na uśmiech.
- Jasne, właśnie myślałam nad tym, aby Ci to powiedzieć. - skłamałam - Joe jest bardzo uparty i wścibski. - lekko uniosłam kąciki ust, dokładnie lustrując ciemnowłosego.
Cały czas stał, patrząc się na mnie, jednak w pewnej chwili zareagował na moje słowa skinieniem głowy.
- Dobrze, że się rozumiemy. - posłał mi swój łobuzerski uśmiech, od którego nie jednej dziewczynie miękknęły kolana - W takim razie pa? - rzucił pytanie, unosząc brew i zarzucając prawą rękę w tył, aby podrapać się po karku.
- W takim razie pa. - skwitowałam stanowczo, czekając, aż wyjdzie z mieszkania.
Chłopak ostatni raz mnie raczył swoim spojrzeniem, przyjmując obojętność na twarz i wychodząc.
Kiedy już zostałam sama, myślałam nad tym, co się ze mną działo. Od zawsze nie ciągnęło mnie do męskiego towarzystwa, a szczególnie nie umiałam się z kimś (nie)na siłę dogadać i poczuć się dobrze w gronie kogoś, a teraz robiłam właśnie wszystko na odwrót. Nie podobało mi się to, że zaczynałam rozmyślać o tym, co Dylan może o mnie sądzić. Na wstępie miałam już wszystkiego dosyć.
- Co się z Tobą dzieje? - skarciłam samą siebie w duchu.
Kierując się do salonu, aby legnąć na kanapie i coś obejrzeć, usłyszałam otwierane drzwi frontowe, za którymi znajdował się Joe.
![](https://img.wattpad.com/cover/210405704-288-k50254.jpg)
YOU ARE READING
Rok zatracenia
Teen FictionZakochiwanie się w Nim było jak spacerowanie ze związanymi oczami po krawędzi burty. Zdawałaś sobie sprawę, że wystarczy jeden niechlujny krok, żeby pochłonął Cię huczący bezmiar. Zakochiwane się w Niej było jak zimne poranki, kiedy próbujesz się ro...