1

526 19 6
                                    

Dzisiaj był ten dzień. Shiro miał wyruszyć na misję Kerberos. Z tego powodu był podekscytowany i zarazem smutny. Opuściłby Keitha na dwa długie lata oraz spełniłby swoje marzenie. Chciałby zabrać ze sobą chłopca, ale wiedział, że to obecnie niemożliwe. Był zbyt młody na takie zadania. Najpierw musiał osiągnąć dorosłość, a potem przejść specjalne testy, które były na prawdę bardzo trudne.

Natomiast czerwony paladyn rozpaczał. Czarnowłosy był dla niego jedyną bliską osobą. Zastępował mu brata, którego nigdy nie posiadał. Obmyślał plan, spróbowania zatrzymania Shiro na Ziemi. Wylatywał o równej czternastej, a była dziewiąta trzydzieści cztery. Miał nie całe pięć godzin na przygotowanie i zrealizowanie go. Dzisiaj nie miał żadnych zajęć i treningów. Musiał się dostać do swoich czterech ścian.

Rozejrzał się dookoła siebie. Było czysto. Gdy miał postawić pierwszy krok, dowódca Iverson szedł w jego kierunku.

- Kadecie! Nie szwendaj się tutaj!

Chciał się schować za kolumną, ale to już nie było możliwe. Jego krzyki można było usłyszeć na całym korytarzu. Keith nie przepadał za tym mężczyzną, jednooki również. Za bardzo się rządził. Chłopak przynosił same problemy. Nie raz chciał go wywalić z Garnizonu. Zostawał tu jedynie przez Shiro. Ale kiedy czarny paladyn wyleci, od razu go wyrzuci na zbity pysk. Nie będzie się przejmował, co się stanie z dzieciakiem.

Chłopak modlił się by ktoś go uratował w tej chwili. Jakby się tak stało, to byłby to cud. Podszedł ze spuszczoną głową do dowódcy. Musiał się z nim udać na plac główny, gdzie przesiadywało reszta kadetów. W połowie drogi, pewna kobieta potrzebowała pomocy swojego przełożonego.

- Dowódco Iverson, potrzebuje pańskiej pomocy - Colleen prosiła swojego przełożonego.

To był idealny moment, żeby się stąd zmyć. Gdy mężczyzna nie zwracał na niego uwagi, ten wymknął się mu. Oddalił się powoli tyłem na bezpieczną odległość i jak najszybciej popędził do swojego pokoju, inaczej więzienia.

- Kadecie!

Chciał go złapać, ale Holt zatrzymała go.

- Dowódco, to pilne.

_xXx_

Przez te wszystkie lata chłopak bardzo się przywiązał do Shiro. Traktował go jak starszego brata albo jako kogoś bliższego, ważniejszego. Wziął go pod swoje skrzydła. Pocieszał w trudnych chwilach. Spędzał z nim większość swojego wolnego czasu. Cieszył się z tego, że ktoś zwracał chodź odrobinkę uwagi na niego.

Kiedy znajdował się przed drzwiami pomieszczenia, rozejrzał się w lewo i prawo. Nikogo nie było widać. Westchnął z ulgą. Nie chciał ponownie wylądować na dywaniku szefa organizacji. Otworzył drzwi i szybko je za sobą zamknął. Zaczął grzebać w swoich rzeczach. Wyjął plecak i wyrzucił z niego wszystkie niepotrzebne przedmioty na łóżko. Nigdy go nie ścielał. Bo po co? I tak co chwile by było widać, że gdzieś na materiale jest zgniecenie.

Wyjęte obiekty schował do szafki. Wyciągnął swój sztylet. Nie wiedział do czego służył. Czuł, że był wyjątkowy. Posiadał go od urodzenia. Od noża mogło zależeć kim on był. Przejechał po ostrej części ostrza. Parę kropel krwi skapnęło na jego czarne spodnie. Nie będzie widać czerwonej cieczy na nich. Z prześcieradła wyciął kawałek i owinął go wokół miecza by nie rzucał się w oczy i nie przeciął niczego w plecaku.

Na szafce stało zdjęcie przedstawiające Keitha i Shiro razem się uśmiechających. Rzadko na jego twarzy można było zauważyć szczęśliwe emocje. Zabrał ubrania, a niewiele ich miał, scyzoryk nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać, wcześniejszą fotografię oraz jego ulubionego pluszaka, hipopotama.

Gwiazdy Wokół Nas // Voltron ✔Where stories live. Discover now