18

115 10 1
                                    

Obudził go ból w dolnych partiach ciała. Złapał się za nie. Kompletnie nic nie pamiętał z wczorajszego wieczoru. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Coś mu tu nie pasowało. W jego pokoju był ciągły bałagan, a tu czysto. Chciał zejść z łóżka, ale coś mu to uniemożliwiało. Czyjaś ręka owinięta wokół jego tali. Miał nadzieje, że to nie był Lance. Ostatnio chciał go właśnie zabrać na jedną noc i wykorzystać.

Ale ta ręka była blada, a nie opalona. Zerknął w stronę jej właściciela. Okazał się nim być Shiro. Był cały odkryty. Zarumienił się. Dlaczego nie posiadał ubrań? Spojrzał na siebie w dół. Z nim było to samo. Do tego ten ból. 

Co myśmy w nocy robili?! 

Na ogonie miał zawiązaną kokardkę ze sznurka. Uwierała go, więc ją rozwiązał i zdjął. Po podłodze walały się ich ubrania. Zauważył również biała plamę na szarej pościeli. Dotknął to końcem sznurka. Przylepiło się do przedmiotu. Był to jakiś śluz. Wyrzucił to gdzieś. Za sobą poczuł ruch.

- Już się obudziłeś? - przyciągnął go do siebie i powąchał. Przez to czuł się niezręcznie.

- Co się wczoraj wydarzyło? Nic nie pamiętam - popatrzył się na niego dużymi oczami.

- Rzuciłeś się na mnie i kochaliśmy się prawie przez całą noc. Nie pozwalałeś mi na nic. Muszę przyznać, że takiego cie polubiłem.

Jeszcze bardziej się zarumienił. 

- Może chcesz powtórzyć?

Zbyt wiele myśli latało mu po głowie. Wyswobodził się z uścisku Takashiego. Jak najszybciej zebrał swoje ubrania i nagi uciekł do pomieszczenia na przeciwko. Galrańska połowa chciała ponownie wyjść na wolność? Nie potrafił spojrzeć  w jego oczy. Nie był jeszcze gotowy na przejście na wyższy poziom. Od teraz będzie, go musiał unikać. Inaczej spaliłby się ze wstydu. Ubrał się. Chciał wyjść, ale usłyszał jego głos za drzwiami.

- Keith, wszystko w porządku.

- Tak!

- To dlaczego uciekłeś ode mnie? Powiedziałem coś źle? Proszę otwórz - nie odpowiedział mu -  Keith!

Dobijał się tak przez następne pięć minut. Po tym czasie nic już nie usłyszał. Musiał chyba odpuścić. Otworzył na wpółotwarte drzwi. Upewniając się czy, aby poszedł, wychylił ogon. Od razu go złapał. Pisnął. Przyciągnął do siebie, wyrywając się.

- Keith, co się z tobą znowu dzieje?

Nie mógł spojrzeć mu prosto w oczy, więc ugryzł białą grzywkę w lewą rękę. Puścił. Szybko uciekł w głąb zamku. Za sobą słyszał jego krzyki, by się zatrzymał. Nie posłuchał go. Kiedy nie słyszał kroków poza swoimi, zwolnił. Chyba go zgubił. Rozejrzał się dookoła. Nie znał tej części statku. Z każdym metrem w korytarzu robiło się ciemniej.

- Halo?

Można było usłyszeć echo. Skręcił w lewo. Na chwilę się zatrzymał. Ten widok go trochę przeraził. Przed nim pojawiły się dwa krwiostoczerwone punkty.

_xXx_

Dlaczego to musi być aż tak skomplikowane? 

Od paru godzin Pidge próbował naprawić swój komputer. Coś się w nim popsuło i nie mogła. odnaleźć problemu. Może coś wpadło do środka. Sprawdziła dookoła każdy zakamarek. Z ostatniej dziury na przyłączenie byle jakiego kabla lub coś wypadło coś bardzo małego na podłogę. 

Odłożyła urządzenie na stolik i podeszła do tajemniczego obiektu. Wzięła w dwa palce i się temu bliżej przyjrzała. Okruszek z ciastka.

Hunk znowu grzebał w komputerze bez mojego pozwolenia?!

- Hunk!

Była na niego wściekła. Nie mógł po prostu zapytać? Czy to takie trudne? Będzie musiała mu wyprawić porządne kazanie. Teraz nie ujdzie mu to płazem. Opuściła hangar zielonego lwa i udała się w kierunku kuchni. Większość swojego czasu tam przebywał. Kiedy znajdowała się w owym miejscu, nigdzie nie mogła zobaczyć chłopaka. Zauważyła tylko różową myszkę. Stworzonko mieszało coś w misce. Podeszła do lady i spokojnie zapytała.

- Witaj Pink. Widziałaś gdzieś Hunka? - piszczała, pokazując pewną ulizaną osobę, posyłającą całusy.

- Coran? Nie? Shiro? Lance? - zaczęła energicznie potakiwać głową - Poszedł do pokoju Lanca?

Powtórzyła czynność. Przed pójściem do nich, złapała ją za dłoń i pokazała, by spróbowała jej surowego ciasta. Wzięła łyżkę i zanurzyła w misce. Spróbowała. Okazało się dobre.

- Sama to zrobiłaś? - przyjęła pozę zwycięstwa - Powodzenia. a pewno po upieczeniu będzie jeszcze lepsze. Do zobaczenia później.

Odmachała łapką i kontynuowała dalej robienie jedzenia. Może ich nie otruje tak jak ostatnio żółty paladyn.

Zaraz?! Ja to zjadłam! Czyli zostałam królikiem doświadczalnym? 

Walnęła się ręką w twarz. Teraz wystarczyło poczekać na efekty uboczne. Miała nadzieje, że takie nie wystąpią. Jakby nic się nie stało, to byłby to jakiś cud.

Sprawdziła czy, aby nie zgubiła przypadkiem tego okruszka. Zerknęła na obie dłonie. Nie miała go nigdzie. Straciła dowód zbrodni. Za sobą usłyszała piski. Odwróciła się i jej uwagę przykuły cztery myszy Allury. Największa z nich trzymała ten okruszek.

- Nie!

Było już za późno. Zjadła to. Padła na kolana i chciało jej się płakać. Po co ona w ogóle się nad tym rozpaczała? Przecież i tak dostanie się Hunkowi. Nie zwlekając, wstała na równe nogi i udała się w końcu do tego pokoju. Nawet nie pukając, weszła do środka. W pomieszczeniu odbywała się dziwna scena. 

Hunk stojąc , a przed nim klęczący Lance. Jakby miał zamiar mu się oświadczyć. Chciało jej się śmiać, więc ryknęła głośnym śmiechem.

- Mogę być waszym księdzem. Więc bez przedłużania ogłaszam was mężem i mężem. Możecie się pocałować. Hahaha!

- Haha! Bardzo śmieszne. Po co tu przylazłeś? - spoważniała.

- Ja w sprawię do Hunka.

- Emm... To musi być coś złego. Zawsze jak mnie szukasz to raczej jest to zła rozmowa. 

- Okruszek z ciastka w moim komputerze. Coś ci to mówi?

Podrapał się po głowie,jakby próbował sobie coś przypomnieć.

- Ale od tygodnia go nawet nie dotykałem.

- Jak nie ty to kto? Aby ty lubisz ciasteczka - Lance zniknął im sprzed oczów. Po cichu i nie zauważalnie na palcach kierował się w stronę drzwi. Jakoś to mu się nie udało -  Lance, co masz na swoją obronę?

- Sorki?

- Lance!

Nieźle się teraz wkurzyła. Zaczął uciekać, a ona za nim. Jak go dopadnie, to chyba go wykastruję i nie będzie czym robił dzieci.

_xXx_

Czerwonymi punktami okazały się diody w robocie, robiące za oczy. Był coś dużych rozmiarów. Różnił się od tych, z którymi trenował. Ten był cały czarny i większy. W mgnieniu oka znalazł się za nim. Poczuł mocne kopnięcie w plecy i poleciał w miejsce, gdzie on wcześniej się znajdował. Próbował wstać, ale ból na dole mu to nie ułatwiał. Co to był za robot?! Z tyłu wyciągnął swoje ostrze. Od razu się wydłużyło. Nagle z robota wyrosły cztery mechaniczne ręce z solidnymi, długimi mieczami. Dwoma go zaatakował. Odbił cios. W drugą kończynę przywołał czerwony bayard. Musiał się czołgać. Będąc na chwile po za jego zasięgiem, przywołanym mieczem wbił w podłogę i się dzięki niemu wstał. Pewnie to znowu Allura próbowała się go pozbyć.

Po tym poczuł ból w prawej nodze. Wróg wbił tam swój sztylet. Zagryzł wargę, by nie wydobyć z siebie krzyków bólu. Pomimo cierpienia w kończynie wstał i odbijał kolejne, nadchodzące ataki. Znowu się przewrócił. Nie miał z nim szans. Nie w tym stanie. Żałował, że nie posłuchał Shiro. Teraz chciałby być w jego ramionach. Odwrócił głowę na bok i czekał na swoją śmierć. 

Przepraszam Shiro...

Gwiazdy Wokół Nas // Voltron ✔Where stories live. Discover now