28

69 5 0
                                    

Ludzie Zarkona jak i za równo Lotor od tygodnia znajdowali się na Olkarionie. Od tamtego czasu, gdy Branko widział coś podobnego do lwów i powiadomił Imperatora, nie spotkał ani jednego z nich. Miał obawy, że jego władca będzie bardzo zły.

Dowództwo przejął książę. Miał dość, że nic nie potrafili znaleźć ani jednego małego śladu. Myśliwce na okrągło latały nad roślinami po niebie. Jakby znalazły coś podejrzanego, musiały powiadomić o tym swojego nowego dowódce. Pół Galra oraz jego podwładne zawsze wierne sługi Axca, Ezor i Zethrid, szli przez gęsty las. Ezor ciągle mówiła, że jej się strasznie nudzi i chciałaby wszyscy udali się na własne poszukiwania. Axca nie miała swojego zdania, była cicha jak mysz pod miotłą, zaś Zethrid chciała kogoś zmiażdżyć jak zwykle.

Lotor nie miał żadnych zastrzeżeń. Nawet bardzo chętnie w tym uczestniczył. Mógł udowodnić ojcu, że wcale nie był bez użyteczny.

Z każdym krokiem byli w co raz bardziej rzadszym miejscu. Drzewa były oddalone co raz dalej od siebie. Dzięki czemu, mieli lepszy widok przed sobą. Zethrid była bardzo napalona. W jej żyłach bulgotała duża adrenalina. Zaczęła wywąchiwać powietrze. Złapała jakiś trop. Bardziej się jeszcze ucieszyła.

- Znalazłaś coś?

- Pewnie znowu jakąś naszą ofiarę - zachichotała. Różnie była nastawiona na osoby, zależało to od jej humoru.

- Świeżą zwierzynę - Zethrid pobiegła przed siebie, resztę zostawiła za sobą. Jak wyczuwała coś, zawsze musiała być pierwsza tego czegoś lub kogoś. Lubiła się wyżywać na żywych istotach.

_xXx_

Gdy dotarła na miejsce, schowała się za krzakami. Widziała zamek lwów, a przed nimi co dopiero upieczonych rodziców ze swoimi dziećmi. Potarła szczęśliwe rączki. Po paręnastu chwilach, pozostała trójka pojawiła się koło niej. Każdy z nich był ciekaw co takiego wypatrzyła.

- Czy mogę ich zatłuc?

- Poczekaj chwile. Dlaczego Galra są tutaj? Przecież zleciłem im by od razu mnie poinformowali, gdy coś znajdą.

Książę wyszedł z niewielkich roślin i udał do Keitha i Shiro. Pomylił swoich żołnierzy z innymi Galra. Dwójka paladynów od razu go wyczuła, stawiał specyficznie głośne kroki, na tyle by z daleka go usłyszeć. Shiro stanął w obronie swojej nowej rodziny. Najeżył się i ostrożnie podszedł powoli do wroga.

- Dlaczego nie powiadomiliście mnie?

Czarnowłosy mocniej przytulił swoje maluchy. W myślach przywołał Reda, by razem z Blackiem pozbyli się zagrożenia. Od razu lwy przybiegły nie w dwójkę, ale w piątkę. Teraz planowały się trzymać blisko siebie, aż nie wyplewią zarazy. Gdy Japończyk zauważył je, wycofał się i wrócił z powrotem do swojego chłopaka. Jako ostatni przybiegł Cosmo, robił sobie drzemkę, ale przerwano mu odgłosami ryków.

- Kim jesteś? - zapytał groźnie Shiro.

Ludzie Lotora wyskoczyli z krzaków i znaleźli się zaraz obok swojego dowódcy. Drużyny Voltrona obecnie nie było w ich statku, pomagali ludowi Olkari i niedługo powinni wrócić, by jako pierwsi zaatakować. Krolia była w zamku, nie chcieli jej brać. Kosmici za pewne by jej nie zaufali. Naprawiała jeden z silników, który został zepsuty. Nie wiedziała co się działo na zewnątrz, była bardzo pochłonięta swoją robotą.

- Lotorze, jednak to nie są twoi ludzie? Co mamy z nimi zrobić? - Ezor chciała się upewnić.

- Możemy ich zmiażdżyć?

- Nie teraz.

Lwy okrążyły ich. Wilk pozostał przy swoim panie. Każdy z nich wyciągnął swoją broń oprócz Zethrid. Nie potrzebowała jej, uważała, że wystarczą jej tylko pięści i mięśnie. Ezor i Axca zaczęły kręcić biodrami w rytm dźwięku świerszczy.

Altean ustawił się na środku. Dziewczyny po jego bokach oraz za nim. Swoje bronie wyrzucili na trawę 5 metrów od siebie, by nie przeszkadzały im w walce. Zaczęli machać łapami we wszystkie świata strony. Klaskały do rytmu.

Została puszczona muzyka grana na flecie. Nie wiadomo skąd i jak to się stało. Pierwszy ruch wykonał Lotor, wyginął się w prawo, a potem w lewo. Skoczył na jedną nogę jak stał bocian i rękami próbował machać, ale to mu nie wychodziło.

Zrobił piruet, a następnie szpagat, przy czym jego kości zatrzeszczały. Szybko wstał na równe nogi i oglądał występ dużych kotów.

Lwy po kolei stawały na tylnych łapach i zostały odziane w różowe spódnice, które mają na sobie baletnice, tylko bez butów. Skakały z miejsca na miejsce, tworząc duże kółko wokół wrogów. Axca, Ezor i Zethrid wstawały na górne kończyny i wirowały na parkiecie, powoli zbliżając się do swojego pana.

Kiedy znajdowały się tuż zaraz obok niego, wzięły go na ręce i rzucały w powietrzne, aż trafiły głową w grubą gałąź. Wbił się głęboko w nią. Więcej się nie ruszył. Zaliczył zgon na miejscu. Lwy na koniec ukłoniły się i poklaskały łapami.

- Lotorze! - w tym samym czasie podniosły głos.

- Lotorze, nie umieraj! - krzyczała Ezor.

Zwisał całym ciałem nad kilku metrach nad ziemią. Ezor szybko się wdrapała na drzewo i ściągnęła go na dół. Największa z nich złapała go w swoje objęcia.

- Byliście na prawdę dobrymi rywalami, a na nas już pora - Axca skłoniła się.

Te słowa skierowała do lwów. Zabrały swoje bronie i zniknęły z okolicy jak najszybciej się dało. Wsiadły do byle jakiego statku i odleciały w silną dal, by zacząć swoje życie od początku.

- Czy ktoś może mi powiedzieć, co tu się właśnie stało?

- Też chciałbym widzieć - oboje stali zszokowani. Lwy powróciły do swoich hangarów.

_xXx_ 

Upadł na podłogę, głęboko kaszląc. Jego głowę przeszył ogromny ból. Nie wiedział co ostatnio z nim się działo, czuł jakby jednocześnie umierał i odzyskiwał własny rozum. Jego jęki bólu było słychać aż za sąsiednimi  ścianami z kilkudziesięciu metrów. Jeden z poddanych wszedł do komnaty Zarkona bez uprzedzenia. Niepokoił się się tymi odgłosami i stanem władcy, nie na co dzień było to widać i słychać.

- Lordzie Zarkonie?

Na chwilę wszystko ucichło jak przed straszliwą burzą, nawet dźwięk chodzenia wentylatorów wbudowanych specjalnie w ściany. W głównej bazie, sercu Imperium zgasło całe zasilanie. Wszystko dookoła tego zaczęło się rozpadać na najdrobniejsze kawałeczki. Niektóre osoby od razu zaliczyły lot po otwartej przestrzeni odwiecznej, ciemnej otchłani kosmosu. 

Haggar jedynie wiedziała, co się działo. Jej doskonały plan realizowany przez dziesiątki tysięcy lat, właśnie się powoli na jej oczach rozpadał. Mroczna moc, która kiedyś spadła na planetę Daibazaal z każdym dniem zanikała i z nią cała władza oraz manipulowania wiedźm, nadchodził jej wielki kres.

Więziła prawdziwą Honerve, a sama pochodziła z innej rzeczywistości. W swoim tamtejszym czasie straciła kompletnie wszystko, nic po tamtym świecie nie pozostało. Ani drobny element ani garstka pyłu.

Każda osoba dotknięta tą mocą mogła poczuć ten sam ból co Zarkon. Honerva znajdowała się w najciemniejszej części powoli nie istniejącego już statku. Łańcuchy oplatające jej ręce zsunęły się, unosiły się w powietrzu. W pomieszczeniu, w którym się znajdowała nie było grawitacji. Wielka wyrwa w ścianie zaczęła wszystko dookoła siebie wciągać razem z Alteanką.

Zakryła dłonią usta i nos, by się nie udusić. Było jej ciężko. Ledwie mogła tak wytrzymać. Niedaleko siebie zauważyła myśliwiec. Odepchnęła się od kawałków blach i jak najszybciej się do niego przedostała. Przy ostatnich metrach zaczęła tracić kontakt ze światem. Zbyt długo nie wdychała tlenu.


Gwiazdy Wokół Nas // Voltron ✔Where stories live. Discover now