8

143 13 0
                                    

Było mu żal Keitha, że musiał spać na zimnej i twardej podłodze, jak połowę dnia prowadził ścigacza. Był z ich piątki najbardziej zmęczony. Na dodatek to był jego statek. Materac, na którym leżał wydawał się większy od pozostałych. Zmieściliby się na nim oboje. 

Niewiele myśląc odczekał jeszcze kilka minut, by upewnić się, że wszyscy już zasnęli. Kiedy minął wyznaczony przez niego czas, wstał i jak najciszej podszedł do śpiącego Kogane. Wziął go na ręce i zabrał w kierunku swojego materacu. Był strasznie lekki. Na swój wzrost i wiek za mało waży. Położył czarnowłosego na miękką powierzchnię. Usadowił się obok niego i przykrył kocem.

Materiał był na tyle duży, że wychodził kawałek na podłogę. Ręką zaczesał mu za ucho włosy. Do twarzy mu z długimi, ale grzywkę powinien chociaż troszeczkę przyciąć, była za długa. Rano spróbuje z tym coś zrobić. Przybliżył się i przytulił Keitha do siebie. W jego ramionach wydawał się drobny i bezbronny.

Jak ten czas szybko leci. Nie dawno dosięgał mu do ledwie klatki piersiowej, a teraz był o głowę niższy od niego. Wymężniał i wyrósł na dobrego faceta. Ostatni raz dotknął jego twarzy i oddał się w ramiona Morfeusza.

_xXx_

Było mu cieplutko i wygodnie. Bardziej w to coś się wtulił. Usłyszał chichot i wibracje. Szeroko otworzył oczy i popatrzył w górę. Tą ciepłą rzeczą okazał się nie kto inny jak Shiro.

Zrobił się czerwony jak dorodny pomidor gotowy do zbiorów. Schował głowę pod kocem i odwrócił się do niego tyłem. Mężczyzna próbował go obrócić, ale się nie dał. Nie chciał, by zobaczył jego zarumienioną twarz. Przestał go macać. Minęły jakieś dwie minuty. Coś było nie tak.

Wyjrzał spod koca. Na zewnątrz czaił się Takashi, niczym łowca na swoją ofiarę, a tą ofiarą był Keith. Wyrwał materiał z jego rąk i zaczął  łaskotać. Szarpał się.

- Poddaje się! Biała flaga! - krzyczał ze śmiechu. Nie obchodziło go, że kogoś śmiechem obudzi. Japończyk przestał. Wtulił się w jego odsłonięte plecy.

- W końcu jesteśmy wolni... Holtowie zostali przeniesieni na inny statek, tak powiedział Ulaz. Musimy ich jakoś sprowadzić do domu. Tylko jak?

-Pamiętam, a teraz wstawaj - klaskał dłońmi, budząc przy tym resztę.

- Ciszej... Jest jeszcze ciemno - McClain mówił przez sen. Kogane wpadł na pewien zły pomysł. Pokazał przyjacielowi, by był cicho. Oddalił się do Takashiego i pomału podszedł do Kubańczyka. Usadowił się wygodnie przy jego uchu i zaczął krzyczeć.

-Pali się! - a ten od razu wstał jak poparzony.

- Gdzie?! Jestem za młody i piękny, by umierać!

Śmiali się z jego miny. Chciał do niego podbiec, ale poślizgnął się po powierzchni i walną twarzą o podłoże. Musiało boleć. Latynos musiał chyba sobie złamać nos. Wstał gdyby nigdy nic i podszedł do ściany w celu schłodzenia czerwonego i siniaczonego miejsca. Lew w końcu dał znak życia i ryknął informując go, że coś wyczuł. Zagrożenie.

Szybko pobiegł do kokpitu. Przez oczy lwa zauważył zbliżające się wojsko Garnizonu. Mieli siły powietrzne jak i lądowe. Było źle. Myśliwce i pojazdy, które ścigały ich, gdy wczoraj uciekali. Nawet jakby się poddali to i tak, by ich wsadzili do jakiejś izolatki lub klatki w celu przesłuchania nas bez własnej woli. Bariera Reda znikła. Wstał na cztery, mechaniczne łapy i zaryczał. Na dodatek nigdy nie przepadał za dowódcą Iversonem. Nie musiał już do niego tak mówić.

Usiadł wygodnie na fotelu pilota i zaczął poruszać lwem. Oddał mu kontrolę. Będzie to dobra lekcja do nauki obsługiwania się nim. Chciał polecieć w stronę jakiegoś zbiornika wodnego, by odciąć od siebie połowę wojska, ale nagle Czerwony przejął kontrolę. Pewnie zbyt długo zwlekał. Bardzo szybko lecieli w kierunku gór skalnych. Shiro, Hunk, Lance i Pidge znaleźli się obok fioletowookiego, pytają co się działo.

- Wojsko Garnizonu nas atakuje, a na dodatek lew nie chce mnie słuchać. Wystarczy poczekać aż da nam jakiś znak co mamy robić - skrzywił się na tą wiadomość.

_xXx_

Red zatrzymał się przed jakąś jaskinią. Była zbyt mała, by mógł wejść do środka.

Niezła kryjówka Czerwony. Na pewno się tam zmieścisz.

Opuścił głowę i otworzył szeroko paszczę.

- Chyba chce coś nam przekazać i pokazać. Lance, Hunk idziecie ze mną! Mo ze to być coś ważnego. Shiro zostań z Keithem i odciągnijcie ich jak najdalej stąd się da. Skontaktujemy się później. Masz

Białej grzywce dała mały komunikator. Owa trójka wyszła ze statku i pobiegła w kierunku jaskini. Red podniósł łeb do góry i odwrócił się w stronę potencjalnego zagrożenia.

- Shiro lepiej trzymaj się czegoś. Nie mogę go kontrolować i nie wiem o może zrobić. Nie odpowiada na moje słowa.

Zaczął się kierować w przeciwnym kierunku niż armia. Biegł bardzo szybko i trzęsło. Usłyszał wybuch z prawej strony. Otworzyli ogień! Nie mógł ich zestrzelić, bo inaczej zabiłby ich, a byli to niewinni ludzie poza Iversonem. Lew w końcu nie dotykał podłoża i latał. 

Czerwony nie możesz czegoś zrobić, by ich się pozbyć?

Ryknął i ponownie utworzył się jaskrawy okrąg przed nami. Gdzie tym razem ich zabierze?

_xXx_

Na ścianach jaskini były wyryte obrazki z lwem podobnym, który posiadał Keith tylko, że ten był niebieski. Na końcu był ciemny zaułek, a w nim symbole z pięcioma różnymi lwami. Lance dotknął jednego z nich. Czuł, jakby go wołał. Pod nimi zaczęło odsuwać się stałe podłoże. Spadali w dół. Było gorzej niż spadanie na klif. Tu nie wiedzieli, czy przeżyją.

We trójkę krzyczeli przerażeni, najbardziej darła się Pidge. Był zbyt piękny, by umierać. Nawet nie pożegnał się ze swoją rodziną. Czuł się bliski śmierci, która miała za chwilę nastąpić, ale nie nastąpiła. Przed śmiertelnym upadkiem uratował ich niebieski lew. Tego, którego widzieli przed chwilą na ścianach. Przed moimi oczami ukazała się wizja o pięciu statkach tworzących gigantycznego robota. Czarny był głową i tułowiem, czerwony prawą ręką, niebieski prawą nogą, zielony lewą ręką i żółty lewą nogą. Było to niesamowite!

- Emm... Chłopaki. Czy wy też widzieliście tego kolosa?

- Tak - odpowiedzieli razem Pigde i Lance.

Blue zaczął mówić myślach niebieskookiego, by udali się do panelu głównego i zasiadł jakby tronie specjalnie stworzony dla niego. Wszelki strach znikł. Udali się we wskazane miejsce przez lwa. Czuł ogromną moc i więź z tą maszyną. Jakby żyła własnym życiem i posiadała duszę. Kokpit był podobny do Reda tylko w niebieskich barwach. Pidge jak to on znowu zachwycał się tą nieziemską technologią.

-Też takiego chcę! - jęknęła z niepowodzenia.

- Dostaniesz w swoim czasie albo i nie.

Przegrzeźniał się z nią. Z jego głowy wylatywała para, ale się uspokoił i nie chcący nacisnął jakiś czerwony guzik. Czerwony przycisk zawsze oznaczał coś złego. Zamknęli oczy i przyszykowali się na konsekwencje. Ale nic przez parę chwil nie nastąpiło. Przez oczy lwa zauważyli błękitno biały okrąg. 

Czy to jakiś portal do magicznego świata? Takiego z tęczą i jednorożcami czy gorącymi dziewczynami? 

Na twarz szatyna pojawił się chytry i zarazem zafascynowany uśmiech. 

Ten lew jest the best!

Zachwycał się niesamowitością tej maszyny i z wyjątkowości, że został jego pilotem.



Gwiazdy Wokół Nas // Voltron ✔Where stories live. Discover now