10

141 9 0
                                    

Minęło  trochę czasu, do kiedy ostatni raz widzieli Keitha i Shiro. Pewnie udało się im odciągnąć wojska Garnizonu. Obecnie znajdowali się na planecie o nazwie Arus. Na współrzędnych lwa tak pokazywało. Dziwne. W tym miejscu  mogli swobodnie oddychać jak na Ziemi.

 Może spotkamy inne formy życia?! To byłby czad! 

Czy mówiliby w naszym języku?

Czy byliby podobni do nas?

Tyle pytań przychodziło po  głowie Pidge.

A może mieliby bardziej rozwiniętą technologię niż u Blue?!

Okularnica ciągle kręciła się w tą i z powrotem mając gwiazdki w oczach. To było u niej normalne. Hunk zdecydował się, że lepiej nie będę jej przeszkadzał. Jego brzuszek domagał się jedzenia.

- Nie martw się. Nie długo coś dostaniesz do jedzenia. Ty mój mały bąbelku! - Kubańczyk dziwnie na mnie popatrzył.

- Stary, dobrze się czujesz? Powietrze ci zaszkodziło, że gadasz do swojego żołądka?

- Wszystko ze mną w porządku. Mógłbyś być trochę milszy i bardziej wyrozumiały dla bąbelka.

Odszedł od niego i zaczął myśleć jakie pożywienie znajdowało się w tym miejscu. Poszedł w kierunku pięknej łąki. Była tu duża ilość różnych gatunków kwiatów. Schylił się i powąchał jeden. Na początku pachniał przepięknie niczym kurczak, a potem psiuknął go śmierdzącym pyłkiem. Śmierdział okropnie niczym zepsuta ryba. Kaszlał. Musiał zatkać nos. Smród był do nie wytrzymania.

Uciekł od tego miejsca. Rozejrzał się dookoła. Znajdowały się tu podobne istoty jak na Ziemi. Ogromne drzewa z niebieskimi i fioletowymi owocami. Ślinka zaczęła mu cieknąć z ust. Jakieś jedzonko. Pośpiesznie podszedł do dużej rośliny. Miało bardzo wysoko gałęzie. Nie wiedział, czy uda mu się wejść na górę. Powoli wspinał się na pierwszy metr. Było ciężko.

Nie nadawał się po chodzeniu na drzewa. W połowie drogi do celu, nagle zjechał na sam dół. Do początku swojej wspinaczki. Poddał się. Poszuka czegoś na ziemi. Co raz bardziej bąbelek zaczynał burczeć. Miał się rozpłakać, gdy przede nim pojawił się krzak z różowymi liśćmi. Jego oczy się zaświeciły ze szczęścia. Jedzonko!

Podbiegł do krzewu i zerwał jeden owoc. Powąchał. Przeszły go ciarki. Słodki aromat wydobywał się z niego. Kiedy zamierzał go spróbować zauważyłem, że z pożywienia wyrosły uszy. Obrócił go, w zobaczeniu co się za nim kryło. Okazała się to mała różowa myszka. W kamuflowała się w liście. Była strasznie słodka. Nie uciekała, tylko przyglądała się na mu z zaciekawieniem. Położył ją na ramieniu. Przełamał owoc na pół. Jedną połówkę dał myszce, a drugą wziął dla siebie. Gdy ugryzł pierwszy kęs jego kubki smakowe zaczęły wariować. Tyle smaków w jednej rzeczy. Słodki, kwaśny i gorzki. Idealne połączenie.

Co by było, gdyby można było dodać trochę czekolady do nich. Pewnie niebo w gębie. Zerwał kilka dla reszty i dla siebie na drogę. Spakował do malutkich toreb po obu stronach paska. Gdy były już pełne, udał się w kierunku niebieskiego lwa. Po drodze zapytał, zwierzątka czy nie chciałby z nim podróżować. Zapiszczała szczęśliwie.

- Jak by cie tu nazwać? - myślał nad tym długo. Kiedy był przy łapie Blue, wpadł mu pomysł do głowy.

- Już wiem! Pink! Chcesz się tak nazywać? - zwierzakowi zaświeciły się oczy i kiwał nałogowo pyszczkiem na tak.

_xXx_

Kiedy Hunk wrócił do przyjaciół, Niebieski zaryczał. Przed nimi otworzyły się ogromne wrota zamku. Lance się wzdrygnął z hałasu i schował się za Pidge. Nie wiedzieli, że ona nie jest chłopakiem tylko dziewczyną. Jedynie Keith był wstanie ją odróżnić. W takim wieku normalnie tylko żeńska płeć mogłaby być taka niska.

- Serio! Przestraszyłeś się tego przerośniętego kota? Przecież nie zrobi nam nic złego. Jakby chciał już dawno by nas zabił.

- Cześć chłopaki, zobaczcie kogo znalazłem. I proszę to dla was - ciemnoskóry pokazał im różową myszkę i podał po owocu. Pidge powiedziała, że jest słodka. Na to myszka zachichotała. Latynos odsunął się od okularnicy i wszedł do środka jako pierwszy.

- Za mną! Znam drogę.

- Teraz stałeś się pewny siebie? Nigdy przed tym chyba tutaj nie byłeś, więc możemy przez ciebie się zgubić. 

Zignorował to. Blue został na zewnątrz niczym pies strzegący swojego terytorium. Dookoła siebie utworzył barierę. Reszta drużyny udała się w kierunku pałacu. Na korytarzach było ciemno. Kubańczyk wydarł się na głos czy ktoś tu jest. Po chwili w pomieszczeniu nastała światłość. Lance prawie zemdlał ze strachu. Ostatnio stał się jakiś strachliwy i bardziej go ciągnęło do okularnicy. Za nią cały czas się chował. Doszli do końca tunelu.

Przed nimi pojawiła się winda. Weszli do niej. Przenośnik piętrowy był w kolorach bieli i lekkiej szarości. Na środku przedniej ściany znajdował się niebieski pasek energii. Nic nie musieli naciskać, bo i tak nie było żadnych guzików. Obiekt sam ich zabrał na górę. Gdy dotarli na miejsce, drzwi się otworzyły.

Ukazało się im jasne pomieszczenie. Bez okien czy czegokolwiek co mogło pokazywać na zewnętrzny świat i łono natury. Nagle w pokoju w górę wysunęły się dwie kapsuły. Paladyn niebieskiego lwa wskoczył na ręce Hunka i wydał z siebie dziewczęcy pisk zaskoczenia. Za tajemniczej rzeczy wyszła mała mgiełka, a ze środka wypadła białowłosa piękność.

Zaliczyła bolesną glebę we śnie. Twarzą na podłogę. Nikt nie raczył jej złapać. Jako jedyna podeszła do niej Pidge. Przykucnęła i obróciła ją plecami do podłoża. Dłonie położyła na jej ramionach i zaczęła nią potrząsać, dodając bicie z liścia po policzkach niewinnej Alteanki.

- Wstawaj!

- Emm... Pidge. Ona chyba jest martwa - cicho powiedział Hunk.

Paladyn zielonego lwa był dzisiaj dość brutalny. Po chwili nieprzytomna osoba ożyła. Głęboko oddychała i złapała się za twarz. Rozglądała się po trójce nieznajomych istot.

- Kim jesteście i co robicie w moim zamku?

- Jestem Pidge, a to Hunk i Lance - paladyn żółtego lwa pomachał przy tym jego żołądek burczał, a Lance się przed nią ukłonił.

- Jestem Allura, księżniczka Altei.

Druga kapsuła zaczęła się otwierać. Paladyn niebieskiego lwa szybko do niej podbiegł. Myśląc, że w niej znajduję się za pewne druga księżniczka lub inna piękność. Chciał ją wybudzić pocałunkiem jak w królewnie śnieżce lub śpiącej królewnie. Nadstawił usta, zamknął oczy i przytrzymał jej (jego) ramiona z talią.

Gdy poczuł, że coś mu nie pasuje od razu otworzył swoje patrzały. Całował się z facetem na dodatek prawdopodobnie po czterdziestce. Rzeczą mu nie pasującą były kujące, rude wąsy. Dłonią zaczął wycierać język. Potem na chwile zemdlał z obrzydzenia jakiego biedny doświadczył.

Gwiazdy Wokół Nas // Voltron ✔Where stories live. Discover now