21

90 11 0
                                    

Minął miesiąc od śmierci Shiro. Przez ten czas trudno mu się żyło. Ciągle płakał. Lwy próbowały go jakoś pocieszyć. Czasami im się udawało, a czasami nie. Od tamtego momentu, od razu odszedł z drużyny Voltrona. Allura w końcu wygrała, ale również była zła, że Red i Black nie chcieli zostać i poszli za nim. Przy nich czuł się bezpiecznie.

Jego brzuch był już nieco zaokrąglony. Bardzo to było widać. Czyżby ta ciąża trwała krócej niż dziewięć miesięcy? Co raz częściej dzieci kopały. Myślał, że była ich dwójka. Chciałby, by Takashi był teraz tu z nim. Wiedział, że gdzieś tam na górze na nich patrzy.

Mieszkał w niewielkiej jaskini na planecie zwanej Olkarion. Nie znalazł jeszcze ani jednej inteligentnej formy życia, po za jakimiś kosmicznymi zwierzętami. Lwy polowały, nie pozwalali mu narażać swojego życia. Oni również wyczuwali małe. Bardzo lubiły, gdy głaskało się ich po brzuchu lub za uchem. Robiły za koc i poduszkę w zimne noce. Na razie nie potrzebował niczego innego.

_xXx_

Nastał kolejny dzień. Ponury. Nieszczęśliwy. Kolejny bez Shiro... Nie wiedział, czy jeszcze tak długo wytrzyma. Ale musiał. Dla ich dzieci. Nie mogły umrzeć przez niego i zostać osierocone. Nie oddałby ich nikomu obcemu. Za bardzo się już do nich przywiązał. Niedługo powinien myśleć nad imionami dla swoich młodych. Na pierwszą myśl przychodziła mu Kala, jeśli któreś z nich okazało, by się dziewczynką, a dla chłopca Haru lub Yuki. Imiona japońskie, żeby miały coś po swoim ojcu.

Nigdy go nie zobaczą. Znowu się rozpłakał. Nie potrafił powstrzymać łez. Gdy się obudził, Reda i Blacka nie było w jaskini. Pewnie poszli znaleźć trochę pożywienia. Nie chciało mu się siedzieć w ciemnościach cały dzień, więc wyszedł na zewnątrz. Dzisiaj słońce świeciło bardzo mocno. Na niebie nie znajdowała się ani jedna chmurka. Jakoś pogoda nie chciała się zmieniać.

W futrze było mu odrobinkę gorąco, ale nic na to nie mógł poradzić. Mógł znaleźć jakiś zbiornik wodny i się w nim ochłodzić. Na razie musiał poczekać na moich opiekunów. Jakby się dowiedziały, że zniknął bez ich powiadomienia, wpadłyby w szał. Zniszczyłyby wszystko na swojej drodze.

Czasami się bał, ale nie zrobiłyby mu żadnej krzywdy. Bardzo go kochały, a Keith ich.

Nagle coś pojawiło się na niebie i leciało to w jego kierunku. Przeraził się nie na żarty. Z każdą sekundą to przyspieszało. Wycofał się na bezpieczną odległość i schował się za dużym drzewem. Na myśl przyszedł mu statek. Nie chciał, by to była Allura. Uwolnił się od niej jakiś czas temu. Nie chciał widzieć jej twarzy ponownie.

Gdy tajemniczy obiekt był bardziej widoczny i co raz bliżej, pojawił się głośny huk spadania na dół. Musiał aż zakryć uszy, dźwięk był przeraźliwy. Kiedy spotkał się z ziemią, wybuchła niewielka eksplozja. Zbyt jasne światło oślepiło go na jakiś czas. Przetarł oczy i nic dalej nie widział, jedynie ciemność. Chciał się złapać drzewa, ale nigdzie nie mógł go wyczuć.

Dłonie skierował przed siebie, by znaleźć coś do podparcia się. Zaczepił o korzeń i upadł na brzuch. Skulił się. Ból spowodowany upadkiem był ogromny. Przekręcił się na plecy i poczuł coś miękkiego i ciepłego na jednej z rąk.

- Red-d? Black? Czy to któreś z-z was?

Ledwie potrafił wydusić z siebie słowa. Po chwili nadszedł skurcz. Złapał się za brzuch i ciężko dyszał. Z stworzenia wydobyło się ciche szczęknięcie. Od kiedy lwy szczekały? Dokładniej zbadał dotykiem istoty. Było strasznie miłe w dotyku. Zagłębił się w to bardziej. Nie chciało mu się od niego odchodzić.

Dopiero teraz zauważył, że ból całkowicie zniknął. Czy była to jakaś iluzja? Gdy z powrotem otworzył oczy, widział rozmazany obraz. Poczuł jak istota lizała go po twarzy.

- Pomocy! Jakieś stworzenie chce mnie zjeść! -zachichotał. Coś obcego od razu zabrało swój pysk. Spojrzał na niego. Jedynie co widział to jedną, wielką, niebieską plamę - Czym lub kim jesteś?

Usłyszał ponowny szczek. Czy był to jakiś kosmiczny pies lub coś podobnego? Myślał, że nie spotka tu takiego zwierzaka.

_xXx_

Jakiś czas później usłyszał dwa przeraźliwe ryki. Było źle. Red i Blacki za pewne już wrócili, a on o tym zapomniał. Odzyskał całkowicie wzrok. Zerknął na psa, teraz bardziej przypominał wilka. Był naprawdę piękny. Na grzbiecie miał długie futro niebieski pomieszany z lekkim fioletem, granatowe ciało, niebieskie obwódki na pyszczku i hipnotyzujące złote oczy.

Zza krzaków wydobył się szelest. Szybko się odwrócił. Z rośliny wyszły lwy. Zaczęły syczeć na obcego, a on zaczął na nich warczeć. Dwójka na jednego. Nie dałby rady, na dodatek był trzy razy mniejszy od nich. Wszedł między nich.

- Spokój! Wszyscy siad!

Posłuchali się go. Red i Black przekręcili głowy na bok. Teraz wyglądali słodko, ale nienawistnie spoglądali na wilka. Czerwony próbował wstać. Nie pozwalał mu na to i ciągle się na niego patrzał. Większy miauknął, by zwrócić na siebie uwagę.

- O co chodzi Black?

Ogonem wskazał za niego. Powoli się obrócił i zobaczył tam dziwne formy życia. Byli cali w zielono szarych odcieniach. Na głowie mieli czułki jak u mrówek, na samych końcach były co raz większe. Wszyscy celowali w nich włóczniami i jakimiś dziwnymi pistoletami. Broń była mocno naostrzona. Z daleko mógł zobaczyć, że jej końce się błyszczały i były bardzo ostre. Dopiero teraz zauważył, że za nimi stało kilka zielono brązowych kolosów. Byli wykonani z roślin.

Podniósł ręce do góry w geście obrony i próbował nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Jego zwierzaki nie posłuchały się i od razu stanęli przed nim, by przyjąć na siebie atak i go obronić.

Z szeregu kosmitów wyszedł ktoś ubrany w jasny kaptur. Zdjął go od razu. Okazała się to kobieta. Wydawała się dużo starsza od reszty. Na środku czoła miała czerwoną kropkę

- Co tu robi Galra? Nie oddamy wam naszego domu!

- To jakieś niepo-porozumienie. Nie jestem taki jak oni! Mogę to jakoś udowodnić, tylko powiedz jak.

Patrzała prosto w jego oczy, potem zerknęła na lwy i wilka. Po chwili coś powiedziała do swoich ludzi i się wycofali. Zniknęli w głębi zieleni. Opuścił dłonie do dołu. Stworzenia warczały i syczały. Spokojnie stała. Za siebie wyjęła coś przypominającego piłkę i rzuciła w prawą stronę. Zaświeciły się im oczy, pobiegli za tym. Nie wiedział, co się właśnie stało. Spojrzał się na nią pytająco.

- Coś ty im zrobiła?

- Zostawią nas na chwile na osobności. Wierzę, że nie jesteś jak oni. Po twoich oczach było to widać ani trochę się nie bałeś, a po za tym jedna Galra by nam nie zaszkodziła, na dodatek w ciąży. I może czasami cie obserwowaliśmy z ukrycia.

- Jeśli mogę wiedzieć, to kim jesteście? Obserwowaliście mnie, a ja tego nie zauważyłem?!

- Spokojnie, nie unoś się tak. Jesteśmy ludem Olkari, mieszkańcami tej planety. Proszę chodź za mną.

- Jestem Keith.

- Mów mi Ryner.

Ruszył za kobietą. Przed tym zagwizdał. Red, Black i wilk przybiegli do niego. Ostatni miał piłkę w zębach. Będę musiał go jakoś nazwać. Nie mógł ciągle zwracać się do niego wilku. Dziwnie to, wtedy brzmi.

_xXx_

- Żołnierzu! Wstawaj!

- C-co? - zapytał oszołomiony.

- Zasnąłeś na swojej służbie.

- Gdzie ja jestem? - bolała go mocno głowa. Przed zaśnięciem kompletnie nic nie pamiętał. Po paru chwilach wszystko sobie przypomniał. Każde wspomnienie.

- Jesteś na jednym ze statków Lorda Zarkona, a ja jestem twoim dowódcą.

Gwiazdy Wokół Nas // Voltron ✔Where stories live. Discover now