4

204 15 0
                                    

- Wstawać panienki! - krzyknął Galra do swoich więźniów. Głowa Shiro zaczęła pulsować od twardej poduszki, inaczej podłogi. Rozmasował sobie bolący tył.

Następnym razem spróbuje zasnąć na ramieniu.

Spojrzał na młodszego. Leżał wtulony w jego bok. Pogłaskał go, a ten odwrócił sie tyłem do niego. Dał mu na jakiś czas spokój. Zerknął na Sama. Wydawał się pochłonięty myślami, że nawet nie zwrócił uwagi do swojego przyjaciela, gdy coś mówił. Posiadał wory pod oczami. Nie spał całą noc.

Patrzył na Matta leżącego na ziemi. Twarz miał na zimnej powierzchni, a jego tyłek był stroną do góry. Na dodatek z jego ust wydobywała się duża ilość śliny. Miłe spędzanie czasu przed ich śmiercią. Dzisiaj mieli stoczyć walkę na śmierć lub życie. Bał się o Mulleta, że może sobie sam nie poradzić.

Chwile później przyszedł jakiś Galra, a za nim kilku innych. Każdy z nich wziął więźnia i zakuł w kajdanki. Jako pierwszy maszerował Keith, potem Shiro, za nim Samuel, a na końcu Matt. Mijali kolejne cele i korytarze. Było co raz więcej osób aż musiały utworzyć się dwie kolumny. Czuli, że ich spacer trwał nieskończoność.

Takashi widział jak czerwony paladyn trząsł się ze strachu. Chciał go przytulić. Serce waliło mu jak szalone. Jakby miało uciec z jego klatki piersiowej. Wyszarpał się z rąk kosmity i podbiegł do czarnowłosego. Przytulił go do siebie pomimo mając zakute ręce. Na twarzy chłopaka pojawił się lekki cień uśmiechu. Po chwili przez ciało starszego przeszedł przepływ prądu. Wrzasnął z niespodziewanego bólu.

Ciało poleciało na ziemie. Jeden z żołnierzy użył swojej broni.

- Shiro! Shiro!

Krzyczał do niego. Ten ani nie drgnął. Był zmartwiony. Fioletowy futrzak zaczął go ciągnąć dalej i prowadzić w kierunku jasnego światła.

_xXx_

Po dotarciu we wskazane miejsce, czyli przed wejście na arenę, galranie rozkuli wszystkich z kajdan i łańcuchów u nielicznych. Na nadgarstkach Kogane zrobiło się mu lżej. Odcisnęły się ślady po nich. Za chłopakiem zamknęły się drzwi. Został odcięty od reszty.

- Wszyscy podwładni Lorda Zarkona! W końcu doczekaliście się pojedynku na naszej arenie. Po raz pierwszy będziemy tu gościć ludzi. Bez żadnego przedłużania zaczynamy! - wiedźma krzyczała na cały głos. Na trybunach znajdowały się tysiące wrogów wszechświata.

Przerośnięta postać wyrosła przed chłopakiem. Miał trzy metry nie mniej. Dodatkowo w obu dłoniach posiadał jakby duże, naostrzone topory. Hybryda był jedynie uzbrojony jedynie w niewielki sztylet, którego jakimś cudem mu nie zabrali. Nie wiedział czy ujdzie z życiem.

Nigdy na serio tak nie wałczył.

Jak chciał przeżyć musiał obmyślić plan pokonania go. Każdy musiał mieć swój słaby punkt. Chłopak uciekł na drugi koniec areny. Zaczął analizować jego ruchy. Czy był szybki czy wolny. Oraz sposób walki. Olbrzym wykonał pierwszy ruch i rzucił swoją bronią. Keith uniknął tego, ale ostrze przecięło jego włosy związane w kitkę. Szkoda mu trochę ich było, bardzo się do nich przywiązał. Zawsze mówiło się trudno. Odrosną.

Bar złapał jedną ręką za szyje młodszego. Próbował się wydostać. Szarpał się ile wlezie. W żyłach Kogane czuł, że jego krew zaczynała wrzeć. Potem sztylet się powiększył i wydłużył. Przeciął nim kończynę przeciwnika do łokcia. Z jego ust wyszedł krzyk bólu i cierpienia. Wtedy zauważył, że z tyłu głowy było wszczepione coś podobnego czipa, kontrolującego umysł i ruchy. Był to słaby punkt olbrzyma.

Kiedy wielkolud wył dalej i nie zwracał uwagi na otoczenie, miał okazje by zaatakować. W mgnieniu oka znalazł się na plecach wroga. Ostrze wycelował w miejsce szyi i pchnął nim do przodu by je wyjąć. Bar głośniej krzyknął i próbował z siebie go zrzucić. Tłumy szalały. Ostatkami sił w locie potwór użył swojej pozostałej energii i przygniótł biednego Keitha ciężarem swojego ciała.

Gwiazdy Wokół Nas // Voltron ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz