To tylko gra

2K 77 18
                                    

Hermiona

Tej nocy po raz pierwszy w moim śnie pojawił się nieznajomy.

Stał pośrodku polany oświetlonej jasną tarczą księżyca, ukryty pod ciemnym materiałem płaszcza. Nie widziałam jego twarzy, jednak czułam, że na mnie patrzy.

Chciał czegoś.

Energia, która z niego emanowała, dała mi jasno do zrozumienia, że dostanie to, czego pragnie.

Za wszelką cenę.

Obudziłam się z szaleńczo bijącym sercem. Wytwór mojego zmęczonego umysłu sprawił, że czułam się zagubiona i wystraszona. Miałam dziwne przeczucie, a nawet byłam pewna, że czeka mnie ciężki rok. Jeszcze bardziej niebezpieczny niż dotychczas.

Jednak gdzieś w głębi miałam głupią nadzieję, że moja kobieca intuicja w końcu się myli.

Czesząc włosy i patrząc na swoje dobicie w lustrze, zastanawiałam się kim był nieznajomy ze snu. Byłam niemal pewna, że sen miał symbolizować mój ukryty strach przed tym co mogło się wydarzyć w najbliższych miesiącach.

Wszyscy byliśmy wykończeni nieustającą niepewnością przyszłości.

Chociaż żyliśmy normalnie, każdy uczeń, każdy czarodziej kładł się do łóżka z głową pełną pytań:

Co będzie jutro?

Czy kiedyś dane nam będzie żyć bez strachu o najbliższych?

Czy my, uczniowie, wejdziemy w świat dorosłych, wiedząc, że mamy przed sobą spokojne lata?

Ile jeszcze czekało nas dni, w czasie których będziemy musieli oglądać się przez ramię, w strachu przed klątwą lub Niewybaczalnym?

Harry.

To w nim każdy lokował swoje nadzieje o lepsze jutro.

To on był jedyną osobą, która mogła zapewnić nam spokojne życie z dala od mroku.

Nie mogłam znieść tego, jaki potworny ciężar tkwił na jego barkach.

Potrząsnęłam głową, próbując odgonić ponure myśli. Poprawiłam krawat i posłałam uśmiech Ginny, która właśnie wyswobodziła się z ramion Morfeusza.

- Zaspałaś księżniczko. - Wepchnęłam szczotkę do torby. - Królewicz nie przyjechał?

Przeciągnęła się z jękiem niezadowolenia.

- Bardzo dobrze wiesz, że nie. - Usiadła na łóżku z naburmuszoną miną. - Jeśli masz gdzieś instrukcję do Harry'ego to poproszę jeden egzemplarz.

Pokręciłam głową rozbawiona.

- Instrukcja do Pottera byłaby grubsza niż dziesięć tomów Historii Hogwartu - zażartowałam, na co mały rudzielec obrzucił mnie jeszcze bardziej ponurym spojrzeniem.

Ona i mój czarnowłosy nieokrzesany przyjaciel chodzili wokół siebie jak kot i mysz. Polowali i uciekali, jak gdyby właśnie to miało symbolizować ich miłość do siebie.

Szkoda, że nie miałam się z kim założyć, że w przeciągu najbliższych miesięcy w końcu się zejdą.

- Harry jest... - próbowałam ubrać w dobre słowa swoje myśli, ale tak naprawdę nie wiedziałam, co chciałam powiedzieć.

Harry był Harrym i tyle.

Westchnęłam.

- Po prostu zrób pierwszy krok, Ginny. Nawet jeśli ma to oznaczać rzucenie się na niego na środku korytarza. Pocałuj go. Może w końcu oprzytomnieje.

- Myślisz? - Nie patrzyła na mnie. Oczy utkwione miała w kocu, który uparcie skubała. - A jak mnie odrzuci?

- Uwierz. Czuje to samo co ty, tylko jeśli chodzi o miłość, to jest jak przedszkolak.

Gdy uniosła głowę, zobaczyłam rozbłyskującą nadzieję w piwnych tęczówkach. Odrzuciła kołdrę i opuściła nogi na podłogę.

- Może masz rację. Jeśli nie zrobię pierwszego kroku, to nic z tego nie będzie.

Gdy dotarłyśmy do Wielkiej Sali, z rozbawieniem zauważyłam otoczonego dziewczynami Daniela. Twarz miał schowaną w dłoniach i wyglądał, jakby stracił wszystkie siły na walkę z wielbicielkami.

Rozgadanie harpie nic sobie nie robiły z tego, że wcale ich nie słuchał. Mizdrzyły się, co rusz poprawiając fryzury. Nieprzepisowo rozpięte koszule ukazywały niemałe biusty, a makijaż zdobił ich puste twarze.

Przystanęłam.

- Zaraz przyjdę - powiedziałam w stronę rudowłosej, która zatrzymała się dwa kroki przede mną i spojrzała pytająco. - Muszę coś załatwić.

Wzruszyła ramionami i ruszyła do miejsca, w którym Harry i Ron pochłaniali góry jedzenia z talerzy.

Wzięłam głęboki oddech, poluźniłam krawat i rozpięłam górny guzik koszuli.

Czułam, że muszę ruszyć blondynowi na ratunek. Czasami nie cierpiałam tej strony mojej osobowości, która za każdym razem rzucała się na pomoc innym.

Dość pewnym krokiem podeszłam i wcisnęłam się między Krukonki, które siedziały tyłem do mnie. Prychnęły niczym rozjuszone kotki, ale miałam to w głębokim poważaniu.

Oparłam się dłońmi o blat i pochyliłam w stronę Valentine'a.

Cisza, która nastała niemal raniła moje uszy.

Czułam parzące spojrzenia wielbicielek na swojej twarzy i byłam pewna, że gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałabym martwa.

- Daniel - zaczęłam, zmuszając głos do uwodzicielskiego pomruku.

Uniósł gwałtownie głowę i spojrzał na mnie zaskoczony.

Zebrałam w sobie dość odwagi na dalszą grę.

Uniosłam dłoń i musnęłam palcami policzek chłopaka. Błękitne oczy jeszcze szerzej się rozwarły, a ja przymknęłam powieki.

- Dzisiejsza randka aktualna? - Mój szept był na tyle głośny, by wszystkie otaczające nas modliszki usłyszały każde słowo.

Dokładnie każde.

Miejsce zaskoczenia w jego oczach zajęło szczere rozbawienie. Uśmiechnął się i chwycił moje palce, by po chwili złożyć pocałunek na wierzchu dłoni.

- Oczywiście, że tak - zamruczał, przez co z trudem zachowałam rezon.

Jego głos brzmiał jak chodzące pożądanie.

- Cieszę się. - Z całych sił próbowałam nie wypaść z tej życiowej roli. - To do zobaczenia wieczorem - pochyliłam się i musnęłam ustami policzek chłopaka, po czym delikatnie wysunęłam dłoń z jego ciepłych palców.

Gdy pewnym krokiem odeszłam w stronę moich przyjaciół, czułam na plecach wzrok fanek Valentine'a.

Opadłam na swoje miejsce, ciesząc się, że mogę w końcu odetchnąć i znów być sobą. Chwyciłam miskę z sałatką, gdy usłyszałam zduszony głos Ronalda:

- Co - to - było?

Spojrzałam na przyjaciela.

Wlepiał we mnie niebieskie oczy, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu. Jednak nie tylko on patrzył na mnie jak na obcą osobę, a Harry wyglądał, jakbym właśnie zatańczyła sambę na środku Wielkiej Sali.

- Hermiono, chcesz nam coś powiedzieć?

Cieszyłam się, że zielonooki chociaż próbował brzmieć normalnie.

- Spokojnie. To tylko gra - zapewniłam, chcąc uspokoić ich szaleńcze myśli.

Nadal wpatrywali się we mnie z dziwnymi minami, tak jakbym miała nierówno pod sufitem. Jednak jeśli moje zachowanie miało pomóc Danielowi, musiałam tak postąpić.

Po prostu musiałam.

______________

Krótkie, ale nie bez powodu :) W następnej części będzie mała zmiana.

Jeśli chcecie ciąg dalszy to dajcie znać.

Zagubieni w czasie / DramioneHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin