Jestem im to winien

1.3K 64 30
                                    

To ostatni rozdział " Zagubionych..."

----------------------------------

Hermiona

Osunęłam się na kolana. Bellatrix nawet nie próbowała mnie utrzymać. Patrzyłam jak zamurowana na Daniela wbijającego nóż w pierś mężczyzny, którego kochałam. Nic nie czułam albo czułam aż tyle, że przestałam to rejestrować.

Różdżka Lastrange nadal wbijała mi się w szyję, słyszałam śmiech kobiety, ale też krzyk. Potworny krzyk, który narastał z każdą sekundą, aż wypełnił całą moją głowę.

To ja krzyczałam.

Krzyczałam, nie mogąc przestać.

Próbowałam się wyrwać, dotrzeć do Draco. Gdybym tylko mogła go dotknąć.

Przekręcił głowę, a jego twarz wykrzywił ból. Z każdą kolejną sekundą, wyciekało z niego życie. Ręce, którymi trzymał tkwiący w jego piersi sztylet, osunęły się bezwładnie. Ostatkiem sił wyciągnął dłoń w moją stronę. Kaszlnął, a z ust zaczęła wyciekać krew.

Ktoś upadł na podłogę, kilka metrów obok, nie obchodziło mnie to. Słyszałam wrzaski Harry'ego i przekleństwa Rona. Walczyli, próbując się uwolnić, ale Śmierciożercy, jakby dostali dodatkowej siły.

Śmiali się.

- Błagam, nie! - wyszlochałam - Daniel, błagam!

Miałam głupią nadzieję, że gdy usłyszy mój głos, to się opamięta, ale nawet na mnie nie spojrzał, ogarnięty szaleństwem. Nie widziałam w nim mężczyzny, któremu ufałam, któremu oddałam swoje życie.

I wtedy, jakby cały świat zamarł.

Widziałam umierającego Draco, widziałam walczących o wolność przyjaciół i potworny uśmiech na twarzy Voldemorta, jednak wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, nie słyszałam żadnego dźwięku.

Nic.

Nagle coś kazało spojrzeć mi w bok, tam, gdzie były drzwi. Otworzyły się gwałtownie i wszedł przez nie szczupły, wysoki mężczyzna w samych spodniach, o złotych oczach i płonącym spojrzeniu. Szedł majestatycznie, stąpając nagimi stopami po podłodze. Oślepiające skrzydła wystrzeliły z jego nagich pleców, powalając wszystkich na ziemię. Siła podmuchu odepchnęła ode mnie Bellatrix.

Stanął pośrodku zaskoczonych potworów. Tylko Voldemort stał niczym Władca Ciemności, rzucając zaklęcia w archanioła, jednak te nawet do niego nie docierały.

- Potter, teraz! - rzucił Gabriel w stronę Wybrańca.

Harry'emu nigdy nie trzeba było powtarzać.

Błyskawicznie podniósł się z podłogi i sięgnął do kieszeni kulącego się Śmierciożercy, który kilka minut wcześniej go trzymał i jednym ruchem wyciągnął swoją różdżkę. Rzucił jakieś zaklęcie, które sunęło w stronę Toma Riddle'a. Zatrzymało się przed mężczyzną, jakby chroniła go niewidzialna bariera. Potter chwycił różdżkę dwoma rękoma, zwiększając siłę natarcia. Zielony i czerwony płomień rozświetliły całe pomieszczenie. Śmierciożercy, widząc że zaklęcie ich Mistrza słabnie, zaczęli znikać w kłębach czarnej mgły.

Harry musiał sam wygrać tę walkę.

Nie mogłam mu w żaden sposób pomóc.

Zebrałam wszystkie siły i na czworaka podpełzłam do Draco i Daniela. Anioł zamarł z rękami na sztylecie, wlepiając oczy w umierającego Malfoya, tak, jakby cały chaos dookoła wcale go nie ruszał. Odepchnęłam go od Ślizgona, upadł na plecy, nie próbując nawet wstać.

Zagubieni w czasie / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz