Hermiona
Przez całe trzy dni siedziałam w średniowieczu, próbując na różne sposoby wrócić do współczesności. W każdej wolnej chwili kładłam się do łóżka, mając nadzieję, że gdy zasnę, obudzę się w XX-wiecznym Hogwarcie.
Za każdym razem spotykał mnie zawód, a ja stawałam się coraz bardziej rozdrażniona.
Obecność Malfoya niczego mi nie ułatwiała. Działał na mnie jak płachta na byka. Łapał każdą okazję, by się do mnie zbliżyć i doprowadzić mnie do furii. To wszystko łączyło się w cholernie popapraną sytuację. On się świetnie bawił, a ja musiałam intensywnie myśleć, jak się przed nim ukrywać. Jednak nie mogłam unikać posiłków ani lekcji, więc za każdym razem widziałam jego przeszywające spojrzenie.
Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, jakby chciał mi przekazać, jak bardzo jest wściekły za moje ucieczki i bezczelność.
Trzeciego dnia położyłam się do łóżka ze łzami w oczach. Andrea próbowała mnie ukoić, dając jakieś obrzydliwe zioła. Wypiłam je duszkiem, po czym padłam na łóżko i spałam twardym snem, aż do rana.
Znów obudziłam się w łóżku Gryffindor.
Nie miałam siły się denerwować. Usiadłam i patrzyłam, jak Andrea krząta się po komnacie, pakując niesamowicie wielki kufer. Mamrotała coś pod nosem, upychając co chwila kolejną suknię.
- Andreo, naprawdę musimy brać to wszystko? - Wskazałam na kolejne tony lśniącego materiału w jej drobnych rękach.
- Oczywiście, pani! - Uśmiechnęła się, a oczy zabłyszczały radością. - Jedziemy do samego króla. Będą zapewne wyprawiane bale, a nuż znajdzie się młodzieniec, który padnie do twych stóp, pani.
Jasne.
Młodzieniec. Pierścień. Małżeństwo.
Opadłam zrezygnowana na poduszki.
Za kilka godzin mieliśmy wyruszyć w podróż do zamku Władcy Szkocji - Kennetha III.
Z tego, co sobie przypomniałam, jego zamek od Hogwartu dzieliło jakieś pół dnia drogi. Oczywiście w przeliczeniu na jazdę powozem lub konno.
Chciałam spytać, czemu nie użyjemy teleportacji, ale służka pewnie nie miała pojęcia o szczegółach podróży.
Pozwoliłam, by pomogła mi wcisnąć się w bordową, prostą suknię w złote listki z grubego dość sztywnego materiału, z przylegającymi rękawami i dość sporym kwadratowym dekoltem. Włosy tym razem zostawiła całkowicie rozpuszczone, jednak zaplotła kilka kosmyków w cienki warkocz i wplotła w niego drobne, złote klejnoty.
Posiłek zjadłam w komnacie, ciesząc się, że nie muszę oglądać twarzy Malfoya.
W głębi duszy błagałam Merlina, by okazało się, że młody Slytherin nie będzie towarzyszył ojcu.
Po raz kolejny się zawiodłam, widząc Declana stojącego przed zamkiem, pogrążonego w rozmowie z Bakaslinem.
Obydwaj ubrani byli w podróżne szmaragdowe płaszcze i wysokie buty do konnej jazdy.
Za nimi stały dwa ozdobione złotem, ciemnobrązowe powozy, a każdy zaprzęgnięty był w cztery kasztanowe konie. Zaraz obok stało dwóch parobków trzymających osiodłane kare rumaki.
Andrea podbiegła, zarzucając mi na ramiona gruby ciemnoczerwony płaszcz, z obszernym obszytym futrem kapturem.
- Odziej się, pani. Nie możesz zaniemóc.
Ledwo powstrzymałam się od komentarza. Sama miała na sobie cienki płaszcz, który zapewne ledwie chronił od wiatru, a co dopiero od zimna.
- Declan wyrusza z nami? - spytałam do niechcenia.
CZYTASZ
Zagubieni w czasie / Dramione
Fanfiction"Obydwoje nie wiedzieliśmy, w którym momencie przekroczyliśmy granicę. Linię łączącą czystą nienawiść od nieskalanej miłości. Gdzie popełniliśmy błąd? W którym momencie nasze dusze przestały należeć tylko do nas? Na którym rozstaju dróg wybraliśmy z...