Sztylet

1.7K 68 28
                                    

Hermiona

Do Wielkiej Sali weszłam na trzęsących się nogach. Serce biło mi w takim tempie, jakbym przebiegła maraton, a nie przeszła spacerem drogę z Wieży Gryffindoru.

Minęły trzy godziny od chwili, gdy obudziłam się w dormitorium.

Sto osiemdziesiąt długich minut od momentu, gdy znów znalazłam się w swoim łóżku, drżąca i zdezorientowana.

Nigdy w życiu, żaden sen tak na mnie nie podziałał.

Bałam się, jak zareaguję, gdy zobaczę Malfoya w realnym świecie.

Miałam tylko nadzieję, że nie zrobię z siebie idiotki ani nie zdradzę swoim zachowaniem, że coś jest nie tak.

Mocniej ścisnęłam dłoń Daniela, a ten od razu pytająco na mnie spojrzał. Uśmiechnęłam się, dodając sobie tym odwagi. Uniosłam głowę i wzięłam kilka głębszych oddechów. Nie mogłam zachowywać się jak spłoszona mysz, bo mój umysł postanowił zwariować.

Byłam Hermioną Granger.

Dziewczyną, która stawała naprzeciw złu.

Przeszliśmy obok miejsca, które zawsze zajmował Ślizgon ze swoją świtą. Z trudem udało mi się nie patrzeć w tym niebezpiecznym kierunku. Odetchnęłam z ulgą, gdy do moich uszu nie dotarł charakterystyczny, lekko ochrypnięty głos Malfoya.

Jeszcze nie przyszedł.

- Co się dzieje? - spytał wyraźnie zaniepokojony Daniel.

- Nic - skłamałam. - Miałam koszmarną noc - dodałam szybko.

- Może idź do skrzydła szpitalnego. - Pomógł mi zająć miejsce przy stole, po czym usiadł obok. - Widzę, że od kilku dni masz kłopoty ze spaniem.

- Poradzę sobie - mruknęłam. Panna Pomrfey nie mogła w żaden sposób pomóc mi z moimi rozszalałymi hormonami ani z wytworami głowy.

Przyjrzałam się siedzącemu obok mnie blondynowi. Bałam się, że moja wczorajsza ucieczka mogła coś zniszczyć między nami, jednak dziś rano stał przy schodach do dormitorium i czekał, aż zejdę.

Tak jak zawsze.

- Malfoy chyba też kiepsko spał - parsknął Ronald, który od samego początku jak usiedliśmy, udawał, że nas nie słucha. Wskazał widelcem, z nabitym pasztecikiem, w stronę drzwi.

Odwróciłam głowę i zamarłam widząc idącego do stołu króla Ślizgonów.

Otoczony swoimi głupimi kolegami, wydawał się jeszcze bledszy niż zwykle, a błękitne oczy były wyraźnie podkrążone, co upodabniało go do zombie.

Zabini paplał mu coś do ucha, jednak on wyglądał jakby był w całkowicie innym świecie.

Już miałam się odwrócić z powrotem do stołu, gdy skierował wzrok w moją stronę i nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Zamarłam, a po kręgosłupie przeszedł mi lodowaty dreszcz.

Wspomnienia z nocy zalały moją głowę ze zdwojoną siłą.

Jego półnagie, idealne ciało i dowód pożądania wbijający się w moje udo.

Zamknęłam oczy, przerywając kontakt wzrokowy. Miałam nadzieję, że nie zauważy w moim zachowaniu niczego dziwnego.

Przecież to był tylko sen, chory sen a on o niczym nie wie.

Tylko sen.

Powtarzałam w mojej skołowanej głowie, mimowolnie zaciskając palce na udzie Daniela.

Zagubieni w czasie / DramioneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora