Cała prawda

1.4K 64 19
                                    

Potwornie bolała mnie głowa.

Niemiłe pulsowanie dosłownie rozsadzało mi czaszkę. Z trudem uchyliłam powieki, od razu je zamykając, oślepiona rażącym światłem lamp.

Potarłam twarz.

- Gdzie ja jestem?

Na pewno nie byłam już na balu ani w dormitorium Gryffindoru. Leżałam na czymś miękkim, ciepłym i pachnącym wiatrem.

- W moim pokoju - usłyszałam lekko zachrypnięty, ale dźwięczny głos. Znałam go bardzo dobrze z zajęć Obrony Przed Czarną Magią.

Zmusiłam się do otwarcia oczu.

Gabriel Valentine stał do mnie tyłem, robiąc coś przy dość wysokiej oszklonej szafce. Odwrócił się i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na przystojnej twarzy.

- Jak się czujesz, Hermiono?

- Dlaczego tu jestem? - Próbowałam unieść się na rękach, ale opadłam bez sił.

Co się ze mną stało?

- Zemdlałaś na balu - wytłumaczył, jakby to było coś najnormalniejszego na świecie. - Albus poprosił, abym się tobą zaopiekował - dodał.

Gdzieś z tyłu głowy zaświeciła mi się lampka.

Profesor Dumbledor nigdy nie oddawał swoich uczniów pod opiekę...

Potrząsnęłam głową.

Trwał Bal Bożonarodzeniowy, więc miał ważniejsze sprawy niż zemdlona uczennica.

Patrzyłam, jak nauczyciel podchodzi do barku i nalewa z imbryka coś do filiżanek. Dopiero po chwili zobaczyłam, że mężczyzna ma bose stopy, a zamiast idealnie dopasowanych dżinsów i swetra ma lniane spodnie i luźną białą koszulę. W takim wydaniu wydawał się całkowicie inny od profesora, który nauczał nas Obrony.

Przypominał mi ojca Danossa.

Mogłam przysiąc, że widzę w jego oczach ten sam błysk.

- Wypij. Poczujesz się lepiej. - Podał mi naczynie z parującą cieczą.

Ostatnio, gdy przyjmowałam coś od młodszego Valentine'a doszczętnie oszalałam i zemdlałam.

- Co to?

- Spokojnie, tylko herbata. Patrz. - Wziął druga filiżankę i wypił łyk. - Widzisz? Nic się nie dzieje. Wypij. Jesteś osłabiona. To postawi cię na nogi.

Upiłam trochę, czując, jak ciepły napój rozgrzewa moje obolałe ciało i niweluje ból głowy.

Odetchnęłam. Mogłam znów normalnie myśleć.

Rozejrzałam się. Nigdy nie byłam w pokoju profesora Valentine'a. Nie miałam potrzeby odwiedzania go po zajęciach. Byłam ciekawa, czy którykolwiek z uczniów kiedykolwiek tu zawitał.

Leżałam na ładnym błękitno-złotym szezlongu. Samo pomieszczenie było wysokie, ściany zaokrąglone, a ogromne okna ciągnęły się od sufitu po podłogę. Na podeście, na który prowadziły trzy schodki, przy największym z okien stało biurko, naprzeciw zobaczyłam bogato zdobione łóżko z baldachimem, błękitną sofę i niski stolik. Wzdłuż jednej ze ścian ciągnęły się jasne regały z niezliczonymi ilościami ksiąg.

Wszystko było w barwach złota, błękitu i bieli.

- Panie profesorze - odchrząknęłam, poprawiając się i siadając już o własnych siłach. - Co się właściwie stało?

Podszedł z filiżanką do okna i spojrzał w gwieździstą noc.

- Zasłabłaś, gdy tańczyłaś z moim synem.

Zagubieni w czasie / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz