9; maski, które nosimy: błekitny duch

2K 124 19
                                    







Na zewnątrz już się trochę ściemniało, kiedy starsza kobieta wbiegła do jadłodajni i powiadomiła, że na pobliskich wodach panuje sztorm. Leila zaczynała się bardzo martwić. Zwłaszcza że Sokki, Katary i Aanga jeszcze nie było. I żadne z nich nie pofatygowało się, żeby ją powiadomić czy wszystko w porządku. Dobrze wiedzieli, że będzie się martwic, jak zwykle zignorowali to, więc najpierw była wściekła, ale potem dotarło do niej, że być może pomimo ogromny chęci nie mogli jej powiadomić. Z tego, co wywnioskowała praca Sokki, miała swoje miejsce właśnie na wodzie. Przy takiej pogodzie na pewno nie było bezpiecznie.

— Powinnam sprawdzić, czy z moimi przyjaciółmi jest w porządku — rzuciła, zbierając porozrzucane narzędzia kuchenne.

— Myślę, że to nie jest bezpieczne, dziecko. Na zewnątrz szaleje burza, zostań. Twoi przyjaciele sobie poradzą.

Zastanowiła się przez chwile, ale gwałtownie wstała, stwierdzając, że nie da rady bezczynnie siedzieć.

— Nie ma mowy, proszę dać mi pieniądze za moją pracę, polecę ich znaleźć.

— Słuchaj dziecko, damy ci pieniądze to oczywiste. Jesteśmy uczciwe, proszę — powiedziała starsza i podała jej do ręki sakiewkę.

— Dziękuje — rzuciła i wybiegła z pomieszczenia.

Najbardziej błotnistą ścieżką, nie zwracając uwagi na rozchlapywany przez nią bród, popędziła prosto do miejsca, w którym ostatnim razem widziała się ze swoimi przyjaciółmi.

— Dziewczyno! — zawołał jakiś głos.

Kobieta podbiegła do niej, usilnie próbując złapać oddech. Gdy w końcu jej się to udało, powiedziała.

— Pamiętam cię, przybyłaś tu z Awatarem, prawda? Jego przyjaciel wypłynął z moim mężem, nie mam żadnych wieści.

— Właśnie ich szukam, ale nie mam pojęcia, gdzie mogą być — wyznała zmartwiona.

Kobieta złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą prosto do dziwnie wyglądającej kamiennej jaskini. Leila nie odzywała się całą drogę, chcąc jedynie jak najszybciej dostać się do swoich przyjaciół. Tylko to się dla niej liczyło.

— Aang! Katara! — wykrzyknęła.

Była trochę przemoczona, ale nadal czuła się dobrze. Miała nadzieję, że nie zachoruje. Jeszcze tego brakowało, żeby miała kichać i kaszleć na wszystkie strony. Jakby mieli mało problemów. Dlatego od razu osuszyła swoje odzienie, rozdzielając od niego wodę, nawet jej się to udało, chociaż gdzieniegdzie ubranie nadal było wilgotne.

Jednak nie tak jak wcześniej. Poczuła chwilową ulgę, dostrzegając w środku Aanga i Katarę, mieli dziwne wyrazy twarzy i ogrzewała się przy rozpalonym ognisku. Kobieta po kratce wyjaśniła wagę problemu, a Leila nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej przyjaciele musieli niedawno rozmawiać o czymś bardzo ważnym.

— Leila, zostań tutaj, dobrze — poprosił Aang.

Jednak ona pokręciła głową. Nie chciała zostać.

— Nie, nie puszczę was samych, zwariowaliście?

— Słuchaj, Aang ma rację — odezwała się Katara — nadal jesteś przemoczona, ogrzej się przy ognisku, damy sobie radę i niedługo przylecimy z Sokką...

— I moim mężem! — wtrąciła siedząca z tylu kobieta.

— Tak dokładnie — kontynuowała Katara, dając nacisk na swoje ostatnie słowo. — Zostaniesz?

— Niech będzie, ale uważajcie na siebie — poprosiła, czując, że opada z wszelkich sił.

Wolałaby polecieć z nimi i jeśli trzeba zginąć razem. Nie była pesymistką, co to nie, ale tak bardzo się martwiła, że wiele złych myśli przychodziło jej do głowy. Nie chciała stracić przyjaciół. Bała się tego najbardziej na świecie.

catharsis || avatar the last airbender Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz