10; wrożba i inne bzdury

2K 123 32
                                    









Uciekali ile sił w nogach. Leila pluła sobie w twarz za to, że nie zabrała ze sobą bukłaka z wodą, którą mogłaby atakować goniących ją żołnierzy. Musiała jednak przyznać, że kimkolwiek był Błękitny Duch, miał wprawę w walce wręcz, a to wystarczyło, by poczuła się chociaż trochę bezpieczna. Zyskała też większą pewnością, że byli w stanie wydostać się z tamtego miejsca.

— Awatar ma być żywy! — ryknął Zhao.

Zamaskowany nieznajomy wykorzystał ten moment i uwięził Aanga w uścisku swoich szabli. Admirał nie chciał ryzykować, widziała to po jego twarzy, ale zauważyła, też jak przebiega po niej cień.

Gdy na rozkaz Zhao otworzono bramy, przeczuwała, że w tym wszystkim był jakiś haczyk.

I miała rację. Kiedy można by pomyśleć, że odetchnęli z ulgą, strzała uderzyła w ich wybawcę, pozbawiając go przytomności, ale nie raniąc zbyt dotkliwie. Aang rozproszył magią powietrze tak, że stworzyło mgłę.

Cofnęła się, pozostawiając Aanga z przodu, uklękła, przed tym, którego nazywano Błękitnym Duchem i zdjęła z jego twarzy maskę. Wciągnęła powietrze, kiedy dostrzegła oblicze osoby, która ich uratowała.

— Zuko?

Oniemiała, bezgłośnie powtórzyła jego imię, dopiero gdy Aang szturchnął ją w ramię, otrząsnęła się z tego amoku. Dzięki swoim umiejętnościom stworzył wokół nich mgłe z kurzu. Mogli bezpiecznie uciec. Mag powietrza również zdawał się nieco wytrącony z równowagi. Spodziewaliby się każdego, nawet babci Kanny, ale nie wygnanego księcia Narodu Ognia. Chociaż, zapewne ratował ich tylko po to, żeby samemu dorwać Aanga, ale nawet jeśli, wolałaby walkę z nim niż z tym całym okropnym Admirałem.

Aang złapał ją za rękę, chcąc jak najszybciej uciec z tego rozgardiaszu, dopóki była ku temu okazja, ale ona zatrzymała się i spojrzała na nieprzytomnego księcia.

— Aang, nie możemy go zostawić.

— Masz rację — zgodził się.

Wspólnymi siłami wciągnęli Zuko na swoje plecy w taki sposób, że jedną rękę trzymała Leila, a druga uwieszona była na Aangu. Chłopiec był tak wymęczony, że postanowili zatrzymać się w środku lasu, mając nadzieję, że nikt ich tam nie znajdzie. Położyli Zuko do jednej z wyżłobionych dziur. Nadal był nieprzytomny.

— Niech to, co mówił Zhao, zostanie między nami, nie chce niepokoić Sokki ani Katary — poprosiła, zwracając się do Aanga.

Chłopak kiwnął głową, zgadzając się uszanować jej prośbę.

— Trzeba już iść, on może w każdej chwili się wybudzić — mruknęła, wskazując Zuko.

Aang jednak nie chciał jeszcze odchodzić. Siedział przy drzewie ze zbolałą miną, z kolanami podciągniętymi pod jego podbródek. Leila przyklękła obok, opierając się plecami o pień.

— Aang, to nie jest bezpieczne — ostrzegła.

— Chce tylko... porozmawiać — wybełkotał.

Westchnęła.

Kolejne próby wyperswadowania mu tego lekkomyślnego pomysłu poszyły na marne, więc po prostu czekała w gotowości. Zuko był sam, niewiele mógł im zrobić. Jednak wolała nie ryzykować. Zaufanie przypadkowi po raz kolejny byłoby zwyczajną głupotą. Niecierpliwiła się, zwłaszcza że Katara i Sokka byli gdzieś tam sami i chorzy. Rodzeństwo potrzebowało lekarstwa, a oni i tak stracili już zbyt wiele czasu na tkwienie w więzieniu Narodu Ognia.

— Wiesz, co jest najgorsze, kiedy ma się ponad sto lat? — zaczął Aang, kiedy Zuko zdawał się odzyskiwać przytomność. — Brakuje mi moich przyjaciół. Przed wojną miałem przyjaciela imieniem Kuzon. Razem pakowaliśmy się w kłopoty. Też należał do Narodu Ognia jak ty.

catharsis || avatar the last airbender Where stories live. Discover now