2.12; dzień bez wojny.

1.4K 107 32
                                    








             Leila czuła, że miała kłopoty.

Chociaż nie, poprawka: Leila czuła, że jej przyjaciele mieli przerąbane, gdyż nie było ich jeszcze w domu. Może to i dobrze, że ich nie było. W końcu nie została przyłapana na tym, że gdzieś wyszła. Z drugiej strony bardzo się martwiła. Powinna była odpuścić swoje kaprysy i iść z nimi, a zamiast tego nie wiedziała co robić. Jak się zachować, bo wszystko zaczynało ją całkowicie przerastać.

W końcu po dłuższym czasie zamartwiania się, ubrała płaszcz i otworzyła drzwi, chcąc wyjść na poszukiwania przyjaciół. Wpadła jednak na Sokke i Katare, a tuż za nimi dostrzegła Toph i Aanga. Ucieszona przytuliła się do nich. Po czym spojrzała na ich twarze.

— Możecie mi powiedzieć, co się wydarzyło i dlaczego wyglądacie, jak poranione kocięta?

— Dai Li — odparł smętnie Aang.

Weszli do środka i westchnęli z niemocy.

— Dobra i co z tym całym Dai Li? — wypytywała była na granicy nerwów.

— Ich dowódca zabronił nam rozmawiać z Królem Ziemii. Zagroził, że zrobi coś Appie.

— On ma Appe? — zdziwiła się.

— Być może — rzucił z wściekłością. — Możliwe, że po prostu wie gdzie był ostatnio.

— Leila — odezwała się Katara — nie udało nam się i tyle. Nie wiemy co dalej robić.

— Poddawanie się odpada — powiedziała stanowczo Leila. — Będziemy działać z ukrycia, a narazie zróbmy sobie kilka dni przerwy. Zmylimy ich będą myśleli, że się poddaliśmy, a my wymyślimy coś, co pomoże nam dotrzeć do Króla Ziemi.

Wszyscy zgodnie przyznali jej, że to może i dobry pomysł. Poza tym, każdy z nich potrzebował czasu wolnego. Podczas którego będzie mógł uczynić coś dla siebie. Zapomnieć o dręczących ich problemach, wojnie, a nawet zaginięciu Appy. Jeśli chodziło o to ostatnie, to zamierzali wszcząć zaawansowane poszukiwania, ale narazie musieli pomyśleć o sobie.

Leila myślała o swojej rodzinie, braciach, po raz pierwszy od dawna zastanawiała się nad jego losem. O matce, a nawet o ojcu. Wysłała do nich listy, krótkie i zwięzłe w razie, gdyby zostały przechwycone przez Dai Li.

Wstali wcześnie rano. Wszyscy, oprócz Toph, co zirytowało Katarę. Leila uważała, że Toph miała prawo decydować o sobie, nawet jeśli Katarze miałoby się to nie spodobać.

Stojąc przed lustrem, czesała swoje włosy w coś co mogłaby nazwać fryzurą. Chyba.

— Oh! jestem w tym beznadziejna — jęknęła do swojego odbicia w lustrze.

— Leila! Pora na babski dzień — zawołała do niej Katara.

Leila spojrzała przerażona na chłopców szukając u nich pomocy. Nie wiedziała, czego się spodziewać, gdy Katara coś wymyślała. Wyszła z łazienki zastając obydwie dziewczyny razem.

— Muszę? — wyjęczała nieprzekonana Toph. Patrząc na nią, Leila uznała, że wcale nie miała aż tak złych włosów. Toph miała dosłownie na głowę wielką szopę.

— Spa wykwintnej kobiety? To rzeczywiście miejsce dla mnie — mruknęła smętnie Toph.

Leila westchnęła. Postanowiła nastawić się do tego bardziej pozytywnie.

— Gotowe na rozpieszczającą pielęgnacje? — zapytała podekscytowana Katara.

— Jak chcesz, ale stóp mają nie tykać — ostrzegła Toph.

catharsis || avatar the last airbender Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz