8.

3K 191 52
                                    

45 gwiazdek = nowy rozdział!




Niezadowolona westchnęłam pod nosem. Ściągnęli całą ekipę tylko po to, żeby jej większość siedziała bezczynnie. Wiedziałam, że nie nagrają wszystkich scen od razu, ale jest tu pełno osób, włącznie ze mną, które mają tylko kilka kwestii. Jesteśmy tu teraz całkowicie niepotrzebni.

- Mam dość! - ryknął Daniel. Oho, księżniczka znowu strzela focha. Ten facet jest naprawdę trudny, podziwiam Phoebe, że z nim wytrzymuje... - Ile razy jeszcze będziemy musieli powtarzać tę scenę, aby w końcu wyszła odpowiednio? - warknął uderzając dłonią w stolik.

-Pewnie tyle ile będzie to potrzebne. - mruknął Joseph wzruszając ramionami. Jedyną osobą, która nie bała się mówić co myśli był on. Pewnie dlatego, że jako jedyny z nas był nie do zastąpienia i wiedział, że cokolwiek zrobi to i tak będzie miała główną rolę.

-Joseph, nie dolewaj oliwy do ognia! - wyrzucił ręce w powietrze. Blondyn jedynie przewrócił oczami.

- Po prostu nagramy jeszcze raz. - westchnął - To żadna tragedia, zdarza się najlepszym. Zresztą sam chciałeś dać szansę nowym, młodym artystom a teraz się wściekasz. Zdecyduj się czego chcesz. - mruknął uśmiechając się. Mówiłam już, że kocham tego człowieka? Tak? To powiem raz jeszcze, kocham go.

Daniel głośno westchnął.

-Scena siódma raz jeszcze! - warknął - Gdzie do cholery jasnej jest kamerzysta trzeci? - wrzasnął, a ja podskoczyłam na krześle, na którym siedziałam. Boże... - Nie mogę pracować w takich warunkach! - ryknął i gdzieś poszedł. Blondyn parsknął głośnym śmiechem.

-Ludzie macie przerwę! - krzyknął, aby wszyscy go usłyszeli - Muszę ogarnąć naszego reżysera, bo mam podejrzenia, że podszedł się ciąć mydłem w płynie. - zaśmiał się i poszedł za Danielem. Zagryzłam dolną wargę obserwując go. Tyłek też ma zajebisty...

-Pożerasz go wzrokiem. - usłyszłam głos koło ucha. Odwróciłam głowę i ujrzałam Pheobe. Poczułam jak ciepło roznosi się po moich policzkach. Kurwa. Rumienię się. Już miałam zacząć zaprzeczać, ale nie dała mi dojść do słowa. - Nie próbuj ściemniać. - zaśmiała się - Znam się na ludziach, a Ty nie potrafisz tego ukryć. - puściła mi oczko.

-Błagam nie mów nikomu, bo spalę się ze wstydu. - poprosiłam patrząc jej w oczy. Skinęła głową.

-Masz moje słowo, kochana! - oznajmiła i objęła mnie ramieniem, aby dłonią potrzeć moje plecy - Ale musisz wiedzieć, że Daniel i Joseph są przyjaciółmi. Gdybym go poprosiła, mógłby coś o tobie wspomnieć, Josephowi. - zagryzła wargę i poruszyła brwiami. Szybko pokręciłam głową, nie kryjąc przerażenia tą wizją.

-Błagam nie. Phoebe, błagam nie mów nic, nikomu. Błagam. - szatynka zaśmiała się.

-Spokojnie, twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna. - wyszeptała - Ale spróbuj nie gapić się na niego tak ostentacyjnie. - poradziła. Pokiwałam głową.

-Postaram się. - mruknęłam zażenowana. Zachowuję się jak zakochana czternastolatka. Jestem żałosna. - Muszę sobie znaleźć faceta. - stwierdziłam.

- Joseph aktualnie nikogo nie ma. - pisnęła, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Jeśli nikomu się nie wygada to będzie cud. - A ja znam go osobiście, więc sama mogę mu szepnąć dobre słówko o tobie. - uśmiechnęła się szerzej.

-Ani Ty ani Daniel, macie nic nie mówić o mnie Josephowi. Jasne? - przewróciła oczami i niechętnie skinęła głową. Uśmiechnęłam się lekko. Skąd mam wiedzieć czy mogę jej ufać? Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego...

- Nie patrz tak na mnie. Skoro obiecałam, że nic nie powiem to nic nie powiem. - syknęła - Ale może być do niego podeszła i chociaż o autograf poprosiła? - zasugerowała.

-Zrobię to. - odparłam oburzona - Ale za jakiś czas... - mruknęłam po chwili. Szatynka pokręciła głową.

-Daję Ci pięć dni. Jeśli w ciągu tego czasu Ty do niego nie podejdziesz to zrobię to ja w twoim imieniu. - oznajmiła dobitnie. Ona chyba nie żartuje...

- Nie zrobisz mi tego! - syknęłam.

- Mam nadzieję, że nie będę musiała!

- To jest szantaż!

-Owszem. - mruknęła wzruszając ramionami. Co za człowiek... Pojebało ją.

- Nie możesz mi tego zrobić, Phoebe... - spojrzałam na nią błagalnie, przygryzając dolną wargę.

-Czego nie może Ci zrobić? - obok nas pojawiła się Claire. Zestresowana popatrzyłam na Phoebe z nadzieją. Nigdy nie byłam dobra z improwizacji...

- Nie mogę iść bez niej na lunch. - wyjaśniła szatynka. Matko... Kłamie na zawołanie, dobra jest.

-Mogę się do was przyłączyć? Mam dość Charlesa i Nathaniela. - mruknęła. Pokiwałam głową.

-Pewnie, że tak. - uśmiechnęłam się. Nagle obok nas pojawiła się szatynka, mniej więcej w moim wieku. Miała jakiś sukowaty wyraz twarzy... Chyba jest na trzecim roku, tak mi się wydawało.

-Hej, jestem Danielle. - uśmiechnęła się, patrząc głównie na Phoebe - Przez przypadek usłyszałam jak mówcie o wspólnym lunchu. Mogę się dołączyć? - zapytała i zamrugała kilkukrotnie. Phoebe westchnęła głośno.

-Słuchaj, skarbie, nie powiem Josephowi ani słowa na twój temat, więc spadaj. - syknęła - Jesteś tu, żeby odegrać to co masz na kartce, więc zrób co do Ciebie należy i nie zawracaj nam głowy. - szatynka otworzyła szeroko oczy, na jej słowa. Przeniosła wzrok na mnie.

-Czym się wkupiłaś w łaski tych dwóch? - syknęła i wskazała na Claire i Phoebe. Zacisnęłam zęby. O nie. Trafiła kosa na kamień, żmijo.

-Nie zaczęłam castingu od prośby o numer telefonu Josepha! - odparowałam - I nie jestem tu po to, żeby wskoczyć mu do łóżka. - uśmiechnęłam się podle. Widziałam jak moja odpowiedź ją zaskoczyła. Nic nie mówiąc prychnęła pod nosem i odeszła.

-Coraz bardziej Cię lubię. - zaśmiała się Phoebe.

-Zdecydowanie się dogadamy. - dodała blondynka.




*****
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Off Limits | Joseph Morgan ✔Where stories live. Discover now