The Third Kingdom {34}

224 23 5
                                    

Sfera Vision

Namjoon od rana krzątał się po komnacie Seokjina i Hoseoka. Nie przejmował się, że jego głośne i nieostrożne ruchy mogą obudzić śpiących przyjaciół. Był bardzo niespokojny. Pomimo, że to on był inicjatorem pojedynku, stresował się bardzo. Nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż krótką chwilę i dosłownie wszystko wylatywało mu z rąk.

Nie wiedział jednak, że każde jego poranne zmaganie obserwowane jest przez śpiącego Seokjina, który jednym, wpółotwartym okiem śledził każdy ruch kapitana.

- Namjoonie proszę nie idź. – zaspany Kim błagał młodszego. Podniósł się nieznacznie, opierając ciężar ciała na łokciach. – Proszę, nie rób tego.

Kapitan podszedł do leżącego na łóżku, Seokjina. Delikatnie usadowił się blisko jego ciepłego ciała. Starszy od razu zmienił pozycję – usiadł, wtulając się odruchowo w tors Namjoona. To zachowanie rozczuliło kapitana, który oddał uścisk, dodatkowo gładząc ukochanego po plecach.

- Wiesz, że muszę. – odparł. – Sam to zapoczątkowałem i nie mogę się teraz wycofać. – mówił ze smutkiem w oczach.

- Obiecaj, że wrócisz cały i zdrowy. – załkał Jin. Podniósł głowę, szukając swoimi zeszklonymi oczami, spojrzenia kapitana. – Namjoonie... Obiecaj. – powtórzył, kiedy po dłuższej ciszy nie dostał odpowiedzi.

- Chciałbym ci obiecać, chciałbym cię zapewnić, że w nocy przyjdę i wyściskam cię za wszystkie lata, że złożę zwycięski pocałunek na twoich ustach. – westchnął głęboko – Ale...

- Ale, co? – zaniepokoił się starszy.

- Ale nie mam pewności, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, że... - łza spłynęła po jego policzku – że wrócę żywy. - Wyobraźnia Seokjina zdecydowanie wybiegła za daleko, kiedy przed oczami ujrzał widok martwego, zakrwawionego ciała, które bezwładnie trzymał w ramionach rozpaczając. – Seokjinnie, proszę nie płacz.

- Jak ma nie płakać?! – krzyknął, nie przejmując się śpiącym współlokatorem. – Jak mam nie płakać, kiedy mówisz mi, że możesz nie wrócić?! Dlaczego mi to robisz? – bezsilnie uderzał pięściami w tors młodszego – Idę z tobą!

- Co...o? – zająkał się. - Musisz zająć się Hoseokiem. Nie możesz go zostawić w takim stanie. – próbował przekonać starszego

- To co słyszałeś. – powiedział cicho Jin. – Idę z tobą. – pewność jego głosu nie poddawała wątpliwości faktu, że Seokjin już zadecydował i zdania nie zmieni. – A Hoseokie da radę beze mnie, szczególnie, że będzie już późno – uśmiechnął się zwycięsko. – I mam nadzieję, Namjoonie, że walczysz lepiej niż się kłócisz.

*

Słońce chyliło się ku zachodowi. Dwójka Kimów już od dłuższego czasu oczekiwała na przybycie Najwspanialszego władcy. Siedzieli na polance, obierając się o siebie nawzajem i trzymając za ręce. Temu pięknemu momentowi towarzyszyła cisza – pełna niecierpliwości, a jednocześnie przyjemności i niewypowiedzianych słow.

Pomimo, iż zazwyczaj rozumieli się bez słów, tak teraz rozmowa była aż za bardzo potrzebna. Jednak żaden z nich nie wiedział, jak zacząć. Dla Seokjina było to okropne uczucie, zdając sobie sprawę, że może spędzał ostatnie chwile z ukochanym. Nienawidził być bezradnym. Dla odmiany Namjoon milczał, ponieważ bał się wypowiedzieć ostatnie kocham cię.

- Jinie, myślę, że już czas. – pierwszy odezwał się kapitan. Mówił cicho, jakby obawiając się każdego kolejnego słowa. – Proszę, nie oglądaj tej walki. Wiem, że już sama twoja obecność tutaj musi cię dużo kosztować. Nie idź dalej za mną.

The Third Kingdom | namjinWhere stories live. Discover now