11.2 Pod niebem bez chmur

124 27 2
                                    

Cezary poważnie zaczął się zastanawiać, czy był jedyną osobą na świecie, u której mieszkanie nie odzwierciedlało charakteru. Lisa poprowadziła go krętymi uliczkami do ceglanego budynku z metalowymi balkonami.

Miała windę, w windzie grała muzyczka. Prawie zapomniał, jak to jest czymś takim jeździć. Prawa noga zaczęła go boleć, nieprzyzwyczajona do takich komfortów.

– Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko? – zapytał.

Zaśmiała się, jakby opowiedział przezabawny żart.

Wysiedli na ostatnim piętrze, gdzie znajdowały się tylko jedne drzwi, trochę odrapane. Lisa otworzyła je zwyczajnie, bez klucza. Ze środka buchnął zapach kadzidła, dymu papierosowego i ciężkich perfum, aż zakręciło mu się w głowie.

Mieszkanie było jej lustrzanym odbiciem w najbardziej pokręcony sposób. Mógł próbować wyobrazić je sobie z chociaż jednym zmienionym elementem, ale cały wysiłek szedł na nic. Atmosfera tego miejsca była równie nienaruszalna, a zarazem chaotyczna, co jego właścicielki.

Mebli prawie nie było.

Ozdób tym bardziej.

Chyba że policzyć dywany. Wtedy tak, było kilka ozdób. Tkaniny przykrywały podłogę, ściany, okna.

Nie mógł znaleźć ani jednej, dużej lampy. Lisa zapaliła kilka małych światełek, w stylu tych świątecznych, chociaż dawały dziwne, niebieskie światło. Do tego kilka świeczek, ale nie za dużo. Chyba nie lubiła wszystkiego widzieć.

– Kawy? – zapytała cicho.

– Jest prawie dziesiąta.

– Czyli tak?

Tak. Pewnie.

Usiedli na podłodze, a Czarka do reszty pochłonęło badanie mieszkania. Kuchnie urządzono chyba z betonu, w rogu, tuż obok drzwi stał wieszak z ubraniami. Obok niego leżała torba, z jej wnętrza wyglądało kilka zeszytów, jakaś książka, kolejne ubrania.

– Mieszkasz sama?

– Mieszkam różnie. To – zakreśliła dłonią kółko nad głową – rodzice kupili, żebym miała gdzie mieszkać na studiach. Wszystkim pasuje, że złapałam aluzję i przeniosłam się prawie od razu.

– Fajnie.

Popatrzyła na niego z podobnym obrzydzeniem, co każda polonistka w jego życiu, kiedy tylko używał tego słowa.

– Chcesz pozwiedzać?

Chciał, ale ona nie ruszyła się z miejsca. „Najlepiej zwiedza się bez przewodnika", nawet jeśli to tylko trzypokojowe mieszkanie na strychu. Surowo urządzona łazienka bez prawie żadnych rzeczy osobistych. Jeden pokój przeznaczyła chyba tylko na spanie, bo prawie cały wypełniał ogromny materac ze zmiętą, satynową pościelą. Trzeci pokój stał całkiem pusty.

– Czemu nic tam nie urządzisz? – zaciekawił się.

Lisa wychyliła się ze swojego miejsca na podłodze, żeby zrozumieć, o czym mówi. Na jej twarz wpłynął pełen samozadowolenia uśmiech.

– Zostawiam sobie możliwości. Rozumiesz.

– Nie.

– Udaję, że jestem filozofem.

Wrócił do salonu, dopił kawę. O dziwo, sprawiała, że robił się coraz bardziej senny. Słodki sen głaskał jego powieki, śpiewał kołysanki do uszu, rozluźniał mięśnie. Zamrugał kilka razy, żeby go przepędzić.

– Jak tam ten twój kolega? – zapytała Lisa. – Paweł.

– Chyba się w tobie nieźle zauroczył.

Rozstrojony chłopiecWhere stories live. Discover now