Niechciana przemoc 4.2

194 35 57
                                    

Potrzebowali kogoś, kto nie był tak silnie osadzony w rodzinie Fikusów i miał spore doświadczeniu w kłótniach rodzinnych. Wzrok Liliany sam powędrował w stronę Cezarego, pochylonego nad zadaniem na historię.

– Czarek... – zaczęła nieśmiało. – A może ty poszedłbyś z nią porozmawiać?

Jego brwi powędrowały tak wysoko, że niemal zetknęły się z linią włosów.

– Ja? – zdumiał się.

– Nie będzie czuła takiej presji, jak z naszej strony – wyjaśniła, uśmiechając się lekko. – I mam wrażenie, że całkiem cię polubiła. Wiem, że to duża przysługa, ale...

Cezary tylko przewróciła oczami na ostatnie zdanie i wstał z krzesła, przerywając jej wypowiedź.

– Lila, proszę cię – westchnął cicho. – Nie mów nic o przysługach.

Posłał w jej stronę lekki uśmiech, po czym wyszedł z salonu, odprowadzany przez kilka par orzechowych tęczówek. Zapukał do sypialni i prawie od razu wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź Róży. Zamknął drzwi, żeby reszta rodziny nie podsłuchiwała, ich rozmowy.

Róża dalej leżała, zakryta kołdrą po sam czubek głowy. Tylko kilka zagubionych, brązowych loków, wychylających się spod materiału, zdradzało jej obecność.

– Śpisz? – zapytał, przysuwając jagodowe krzesło bliżej łóżka.

– Nie.

Jej głos był cichy, jeszcze bardziej zagłuszony przez warstwę materiału. Odsunęła kołdrę trochę niżej, tak żeby odsłonić jasne oczy, tak podobne do Liliany. Posłał jej lekki uśmiech, przepełniony wsparciem.

– Wiesz, że dziewczyny nie miały niczego złego na myśli, prawda?

Róża westchnęła cicho, siadając po turecku na materacu. Policzki miała zaróżowione, jednak nie wyglądało na to, żeby płakała. Owinęła się ciasno ramionami, wciskając plecy w ścianę.

– Nie chciałam, żeby wylądował u pielęgniarki – wymamrotała pod nosem.

– Jeśli miałaś dobry powód, ja jestem w stanie to zaakceptować. – Mrugnął w jej stronę, na co lekko się uśmiechnęła. – Tylko nie mów Lilii.

– Cóż, dla niej to na pewno nie byłby dobry powód – westchnęła. – Po prostu, ten głupi Ignacy śmiał się ze mnie całą lekcję. Nie wytrzymałam i go popchnęłam, ale to już nie moja wina, że nie ma koordynacji ruchowej i uderzył o kaloryfer!

Cezary musiał użyć wszystkich dostępnych sił, żeby nie wybuchnąć śmiechem i zachować względną powagę. Pokiwał powoli głową, jakby w pełni się z nią zgadzał.

– Dlaczego się z ciebie śmiał? – zapytał, chociaż trochę bał się odpowiedzi.

Róża w sekundę oblała się rumieńcem, wbijając spojrzenie w obrazek słonia, wiszący gdzieś za jego głową. Temat wydawał się wrażliwy.

– Nie musisz mówić – zapewnił od razu.

– To głupie – mruknęła. – Nawet bardzo. Na angielskim mówiliśmy o swoich wakacjach i okazało się, że jestem jedyną osobą w klasie, która nigdy nie była za granicą.

Nie musiała nic więcej mówić – doskonale rozumiał, co się potem stało. Zrobiło mu się niedobrze, kiedy przypomniał sobie, jak w podstawówce śmiał się z kolegami z jednego chłopaka, dokładnie z tego samego powodu. Miał ochotę zamienić się ciałami ze wspomnianym Ignacym, żeby to nim Róża rzuciła o kaloryfer.

Rozstrojony chłopiecМесто, где живут истории. Откройте их для себя