6.1 Grunt ucieka spod nóg

181 31 9
                                    

Na spotkanie wybrał najbardziej obleganą kawiarnię przy rynku, co mogło się wydawać głupie i może nawet takie było. Dla Cezarego ważniejsza wydawała się pewność, że przy ludziach matka nie zacznie płakać ani krzyczeć, że ma wrócić do domu. Gdyby ktoś podsłuchał taką rozmowę, firma ojca prawdopodobnie by zbankrutowała.

Spóźnił się specjalnie trzy minuty, a kiedy już dotarł na miejsce, miał ochotę uciec jak najdalej. Mama siedziała w najciemniejszym rogu sali, bez makijażu, w rozciągniętym swetrze. Jej skóra przypominała świeżo otynkowaną ścianę, pod oczami widniały sińce zmęczenia. Wyrzuty sumienia zalały jego żołądek.

Kiedy go zauważyła, przeraźliwie smutne oczy przepełniła fala ulgi.

– Czaruś – westchnęła i wyciągnęła do niego rękę, jakby chciała go przytulić. Spojrzał na nią, jak na obcą osobę. Uświadomił sobie, że pierwszy raz nie widzieli się tak długo.

– Cześć. – Odchrząknął. – Zamówiłaś już?

– Nie brakuje ci pieniędzy? – zapytała, ignorując wcześniejsze pytanie.

– Daję korki z gry na gitarze, więc jakoś sobie radzę. Dzięki za troskę.

Kobieta skrzywiła się od nadmiaru sarkazmu w ostatnim zdaniu. Prawie nie mrugała, jakby chciała zapamiętać każdy detal z twarzy syna. Tak intensywne spojrzenie krępowało jego ruchy, jakby nagle znaleźli się pod wodą.

– Wróć do domu – wyszeptała.

– Dobrze.

Chyba się tego nie spodziewała, bo zmarszczyła brwi i odsunęła się kawałek.

– Dobrze?

– No tak. – Wzruszył ramionami. – Wrócę do domu, jeśli ojciec nie będzie miał problemu z moimi planami. I oczywiście grą na gitarze. A, i powinien mnie jeszcze przeprosić.

– Starałam się z nim rozmawiać – westchnęła. – Naprawdę, on też się o ciebie martwi. Może spróbuj pomyśleć nad jakimś kompromisem...

– Mamo – przerwał jej. – Nie mogę zgadzać się na kompromis, kiedy chodzi o całe moje życie. Szczególnie z człowiekiem, którego praktycznie w nim nie ma.

Pani Łempicka patrzyła na swojego syna z zawodem w oczach. Nie był to zawód na niego, dla matki w końcu każde dziecko jest idealne. Zawiodła się na sobie i swoich umiejętnościach rodzicielskich. Chciała dla syna jak najlepiej, a wyszło na to, że nie potrafiła zapewnić mu wymaganego minimum potrzeb.

– Dobrze – powiedziała, chyba bardziej do siebie. – To opowiedz, jak ci idzie w szkole? Zamówię ci jakieś ciasto i... cappuccino?

Cezary uśmiechnął się blado i kiwnął głową, chociaż kawę wolał czarną. Zorientował się, jak dawno nie był w zwykłej kawiarni. Rodzina Fikusów miała zarówno pilniejsze wydatki, jak i ciekawsze pomysły na spędzanie wolnego czasu. Dostosował się do nich bez większych wątpliwości, chociaż kiedyś siedział w kawiarniach więcej niż na lekcjach.

Opowiedział wszystko ogólnikowo, a mama wypytywała się o najmniej znaczące szczegóły. Za takimi chyba najbardziej tęskniła, bo Cezary „radził sobie dobrze" od dziecka. Ona chciała wiedzieć, czy nauczycielka angielskiego znowu zmieniła kolor włosów, ilu nowych język zaczął się uczyć Paweł i czy wuefista dalej go nienawidzi. Cezary nigdy nie podejrzewał, że takie sprawy ją interesują.

Rozmawiali cicho i powoli, dopóki słońce nie zatoczyło półkola nad horyzontem. Schowało się za dachami, a niebo zabarwiło na kolor zamglonego granatu. Wskazówki uciekły za wysoko, żeby Cezary mógł je dalej ignorować.

Rozstrojony chłopiecWhere stories live. Discover now