Niechciana przemoc 4.1

181 36 19
                                    

Cezary mieszkał już w Nibylandii (jak nieumyślnie zaczął  nazywać mieszkanie Fikusów) sporo ponad tydzień. Powoli dostosowywał się do codziennego rytmu dnia rodzeństwa, który, chociaż tak naprawdę zawsze się zmieniał, miał kilka stałych elementów.

Dla przykładu, za każdym razem, kiedy wracali z Lilą ze szkoły, zastawali trzy wielkie plamy błota na panelach – znak, że Florek zdążył wrócić z boiska. Potem uderzał w nich zapach spalenizny, który oznajmiał, że Jagoda wzięła się gotowanie obiadu. Nowe ślady kredek na ścianie wręcz krzyczały „Malinka!".

Jednak zdarzały się dni, w których Florek miał za dużo lekcji, żeby iść grać w piłkę, Jagoda wracała wieczorem, po szalonym dniu ze znajomymi, a Malinka po prostu usypiała na kanapie. Tylko jeden zwyczaj absolutnie nigdy nie został złamany.

Róża zawsze musiała spędzić wieczór przy książce. Choćby świat się kończył, po zjedzeniu kolacji rozkładała się w miękkim fotelu, przykrywała wielobarwnym kocem i zatapiała w lekturze. Mogło to irytować, szczególnie kiedy zostawiała po sobie stos brudnych naczyń i nieodrobioną pracę domową. Rodzeństwo zaciskało zęby, jednak nie przerywali jej rytuału.

Tylko raz, w pewien wtorkowy wieczór, Róża musiała odłożyć książkę, co skończyło się katastrofą nie do opisania.

Już kiedy Lila zauważyła numer dyrektora podstawówki, do której uczęszczała jej młodsza siostra, czuła w kościach, że coś chciało zakłócić spokój Fikusów (a tym samym, pewnego Łempickiego).

– Tak, słucham? – Starała się zabrzmieć jak najdojrzalej.

– Liliana? – dyrektor Owalski miał ton, jakby właśnie użądliła go pszczoła. – Czekam na twój telefon od dwóch godzin.

Zmarszczyła brwi, spoglądając to na Florka, to na Różę – tylko ta dwójka uczęszczała do tamtej podstawówki, odkąd Jagoda rozpoczęła naukę w gimnazjum. Brat wyglądał na równie zdziwionego telefonem co ona, za to Róża nawet nie podniosła głowy znad książki, chociaż jej policzki zrobiły się lekko czerwone.

– Przepraszam, ale nie mam pojęcia, o czym pan...

– Moje dziecko! – zagrzmiał tak, że prawdopodobnie nawet sąsiedzi Fikusów go usłyszeli. – Dobrze wiesz, że jestem w stanie zaakceptować sytuację waszej rodziny, jeśli nie wpływa na wychowanie moich podopiecznych. Miałaś się ze mną skontaktować w sprawie nagany Róży, którą dzisiaj dostała za bójkę w szkole.

Liliana myślała, że upuści telefon. Twarz Róży przybrała kolor dojrzałej wiśni, jednak dalej z uporem wpatrywała się w zakurzone strony powieści, chociaż oczy nie przesuwały się po literach. Cała rodzina, siedząca w salonie, ucichła na tyle, że słychać było każde słowo dyrektora.

Bójkę? – wydusiła Lila. – Jak to, bójkę? Moja siostra? I to nie Jagoda?

Jadzia posłała jej zirytowane spojrzenie. Swego czasu takie telefony zdarzały się o wiele częściej.

– Pobiła się z jakimś chłopcem, dzisiaj, na języku angielskim – wyjaśnił Owalski, łagodniejąc na samo wspomnienie piekła, jakie musiał przechodzić z Jagodą. – Wylądował u higienistki z krwawiącą głową. Nie zawiadomiłem waszego ojca tylko dlatego, że Róża obiecała, że będę mógł wszystko załatwić z tobą, jak już cię o wszystkim poinformuje. W tej sytuacji muszę skontaktować się i z nim, i z waszą ciotką.

– Oczywiście – wymamrotała Liliana słabym głosem. – Zgłoszę się jutro do pana gabinetu, dobrze? Żeby przedyskutować ten... wybryk.

– Mam nadzieję – wyburczał. – Czekam do godziny jedenastej. Do widzenia.

Rozstrojony chłopiecWhere stories live. Discover now