7.2 Smutków się nie leczy

152 26 15
                                    

– Lila, przynieś mi kanapkę z miodem!

– Lila, skończyły mi się kryminały!

– Lila, umieram!

Liliana przechodziła urwanie głowy każdego dnia, ale tym razem świat zwyczajnie przesadził. Malinka się rozchorowała, tak samo Florek, na czym skorzystała Jagoda i jej miłość do symulacji. Każdy dzień zaczynał się od kaszlenia, kichania i krzyków, nawołujących o herbatę z lipą i miodem. W pewnym momencie przestała nadążać z kupowaniem kolejnych butelek syropu.

Róża zachowywała się okropnie gburowato, jak za każdym razem, kiedy skończyły się jej książki. Wtedy jednak, oprócz tej straszliwej zbrodni, doskwierały jej problemy w szkole. Po sprawie z Ignacym straciła opinię grzecznej dziewczynki, przez co nauczyciele przestali pobłażać jej roztrzepaniu podczas lekcji.

Jakby tego było mało, do orszaku rozpaczy dołączył Cezary. Całe dnie spędzał ze zmartwionym wyrazem twarzy, jadł coraz mniej, a uśmiechał się nieprzyzwoicie rzadko. Na wszystkie pytania odpowiadał wymijająco, co doprowadzało Lilianę do szału.

– Nie umierasz – powiedziała Liliana do jęczącego Florka. – Róża, nie masz pięciu lat, idź do biblioteki i wypożycz coś do czytania. Jagoda, dobrze wiem, że nie jesteś chora, możesz zrobić sobie sama kanapkę. Cezary... rozchmurz się trochę, niszczysz krajobraz.

Cezary na sekundę podniósł głowę z kanapy, ale zaraz potem ją opuścił. Obok niego spała Malinka, której nos zaczerwienił się od kataru. Liliana cieszyła się nawet z takiej małej ilości snu swojej siostry, ponieważ kaszel męczył ją na tyle, że nie mogła spać po nocach. Cały dom Fikusów chodził z podkrążonymi oczami przez notoryczny płacz.

– Mogę ci w czymś pomóc? – zapytał Czarek.

– Już mówiłam, uśmiechnij się. To byłoby bardzo pomocne.

Zmusił kąciki ust do uniesienia chociaż centymetr do góry. Nawet jeśli ten gest nie był do końca szczery, dawał namiastkę szczęścia. Taka namiastka była lepsza niż nic, prawda?

– Jesteś pewny, że nic złego nie wydarzyło się na tej imprezie? – zagadnęła Lila. – Chodzisz smutny, właściwie odkąd z niej wróciłeś.

– Jestem pewny. Nie przejmuj się, pewnie brakuje mi witamin. Na jesień wszyscy mają mniej energii.

– Nigdy tego nie rozumiałam. Jesień to taka piękna pora roku, wszędzie leżą kolorowe liście, kasztany i żołędzie. Nie ma upałów, więc można chodzić na spacery, a wieczorami siedzieć z herbatką pod kocem.

– Czy dla ciebie jakaś pora roku nie jest piękna? – zaśmiał się Cezary.

Liliana tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi, jednak słowa nie były nikomu potrzebne. Na każdą pogodę reagowała w ten sam, pełen optymizmu sposób. Nieważne, czy na zewnątrz panowała zawieja, czy upał prosto z Sahary – Lila we wszystkim znajdywała coś miłego. Jej rodzeństwo oraz Cezary nigdy nie mogli tego zrozumieć. Ciągle narzekali na jej zwariowane pomysły, pokroju zbierania grzybów w środku burzy z piorunami.

Krajobraz za oknami sabotował jej wyobrażenia. Zamiast złota i czerwieni, chodniki pokrywała centymetrowa warstwa burych, rozmokniętych liści. Nawet z najwyższego mieszkania w kamienicy mogli dostrzec, jak wargi przechodniów układają się w przekleństwa za każdym razem, kiedy wpadali w liczne kałuże.

Liliana klasnęła w dłonie.

– Postanowione!

– O nie – powiedziała Jagoda z ustami pełnymi ciasta. – Znowu coś wymyśliłaś.

Rozstrojony chłopiecWhere stories live. Discover now