Nibylandia 1.2

259 47 39
                                    

Kamienica dawno temu pomalowano fioletową farbą, wyblakłą i oderwaną w tak wielu miejscach, że Cezary na początku nawet tego nie zauważył. W większości okien paliło się światło, ukazując roześmianych ludzi w kuchniach i salonach. Spojrzał na wyświetlacz telefonu – normalnie zjadłby kolację już jakiś czas temu.

Lila wpisała kod i otworzyła, wyraźnie dla niej za ciężkie, metalowe drzwi. Weszli na ciemną klatkę schodową, przenikniętą zapachem papierosów i ciasta drożdżowego.

– Gdzie jest winda? – Rozglądnął się uważnie dookoła.

Dziewczyna tylko parsknęła śmiechem, ruszając w stronę schodów.

– Słyszałam, że mają wybudować jakąś w naszej szkole.

Cezary wydawał się niepocieszony tym faktem. Z ciężkim sercem zaczął wdrapywać się za nią po betonowych schodach z torbą, ciążącą w ręce i poważnymi obawami o własne życie. Nie rozumiał, jakim cudem Lila potrafiła wbiegać do góry, zupełnie nie patrząc pod nogi i non stop odwracając się, żeby rzucić jakąś uwagę.

Nie spodziewał się, że będą musieli się tak wdrapywać na ostatnie piętro. Kiedy w końcu stanęli przed odpowiednimi drzwiami, miał ochotę wypluć własne płuca. Dopiero po kilku sekundach, zorientował się, jak niestandardowo wyglądały. Całe przykrywały najróżniejsze kwiaty, widać, że malowane ręcznie i trochę amatorsko. Było ich tyle, że nawet na torturach, nie potrafiłby określić naturalnego koloru drzwi.

Lila nacisnęła klamkę i weszła do środka, rzucając mu zachęcające spojrzenie. Wziął jeszcze jeden, głęboki oddech, a potem ruszył za nią.

Zanim najmniejsza myśl zdążyła sformułować się w jego głowie, uderzyły w niego dwa zapachy – szarlotki i jakichś kwiatów, jednak nie mógł sobie przypomnieć ich rodzaju. Poczuł, jak żołądek wykręca mu się z głodu.

Znaleźli się w maleńkim korytarzu, gdzie Lila wskazała mu na serię niestandardowych wieszaków, zrobionych z wwierconych do deski klamek i uchwytów. Wisiała na nim cała masa różnych kurtek oraz szalików, jakby w mieszkaniu stacjonowała armia małego państwa.

Z ciekawością zajrzał w głąb holu. Zza ściany radośnie wyglądały ogromne regały zasypane książkami oraz fragment kanapy, zakrytej haftowaną narzutą. Nagle widok przysłoniła istotka, niższa od niego ponad o głowę, cała ubrudzona mąką.

– Spóźniłaś się – powiedziała z wyrzutem do Liliany. – Prawie spaliłam ciasto!

Nagle jej oczy spoczęły na Cezarym, a gęste, ciemne brwi powędrowały go góry.

– Cześć – przywitał się niezręcznie.

– To moja młodsza siostra, Jagoda – wyjaśniła Liliana. – Cezary pomieszka z nami kilka dni, dobra?

Jagoda przewróciła oczami, ale nie wyglądała na szczególnie przejętą, jakby tajemniczy chłopcy wprowadzali się do nich codziennie.

– Super, bo akurat zauważyłam, że mamy za dużo miejsca – stwierdziła ironicznie. – Możesz mówić do mnie Jadzia, ale jak usłyszę herezje, typu Jagóda, wylatujesz.

Pokiwał posłusznie głową. Jagoda może i miała jakieś trzynaście lat, ale jej aparycja i pewność siebie porażała. Jak taka mała osóbka mogła tak wysoko podnosić brodę? Nie zdążył się nad tym głębiej zastanowić, kiedy kolejna głowa, otoczona aureolą brązowych włosów, pojawiła się w polu widzenia.

– Lila?

Chłopiec, na oko ośmioletni, spojrzał na Cezarego zdumionymi oczami, ogromnymi prawie na pół twarzy. Tarmosił rąbek ubłoconej koszulki, z logiem batmana na środku. Wyglądał jak istny aniołek, jednak coś w jego uśmiechu sprawiało, że Czarek wątpił w jego świętość.

Rozstrojony chłopiecOnde histórias criam vida. Descubra agora