Wyznania pośród drzew 3.1

192 39 21
                                    

Kiedy Liliana weszła wieczorem do własnego mieszkania, zastała wyjątkowo dziwny widok.

Cała blacha szarlotki po prostu wyparowała (razem z naczyniem). Róża siedziała na podłodze w kuchni, pogrążona w jakiejś nieznanej książce, chociaż to akurat zdarzało się często. Najbardziej zdumiał ją Cezary, układający palce Malinki na gryfie swojej gitary. Był tak zaaferowany, tłumaczeniem jej, jak powinna przyciskać struny, że nawet nie zauważył, że do domu weszły trzy nowe osoby.

– To niesprawiedliwe – rzuciła Jagoda, obładowana torbami. – Malina ledwo umie przejść trzy metry bez wywalenia się na twarz, a już dostaje lekcje muzyki.

Czarek podniósł głowę, posyłając im szeroki uśmiech. Kiedy zauważył, ile zakupów dziewczyny ze sobą niosą, od razu wstał, żeby wziąć od nich bagaże.

– Trzeba było zadzwonić – powiedział do Liliany, odbierając od niej torby. – Pomógłbym wam to wnosić po schodach.

– Bez przesady – odparła, rozmasowując ramię.

– Nieźle się obkupiłyście – zauważyła Róża, na chwilę odrywając się od powieści.

– Była wyprzedaż, każde ubranie za złotówkę. – Jagoda opadła na kanapę, od razu wciągając roześmianą Malinkę na kolana. – Na wagę wychodziło nawet taniej. Dałyśmy za to wszystko jakieś dwadzieścia złotych.

Cezary uniósł brwi. Kupowanie w lumpeksach robiło się coraz popularniejsze nawet wśród jego bogatych znajomych, ale nigdy nie podejrzewał, że może być aż tak opłacalne. Rzadko zwracał uwagę na ubrania Liliany, ale inni często mówili, że są ładne i oryginalne, chociaż nie wyglądały na drogie.

– Wyjdą z tego chyba trzy tury prania – westchnęła Lila. – No cóż. Czarek, mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale zauważyłam, że masz trochę mało ubrań, więc kupiłam ci dwie koszule. Są ładne, ale ja bym zafarbowała je na czarno i obszyła kołnierzyk złotą nicią. A może jeszcze...

Pogrążyła się w wywodzie na temat przerabiania prawdopodobnie wszystkich ubrań. Mówiła w głównej mierze do siebie – chociaż salon był pełny, wszyscy pogrążyli się w swoich sprawach. Róża wróciła do książki, Jagoda grała w łapki z Maliną, Florek próbował dosięgnąć szafki, w której Lila chowała słodycze.

A Czarek? Czarek czuł tylko palącą zazdrość w sercu. Obserwował całą gromadkę Fikusów, nie mogąc się zdecydować, czy powinien się uśmiechnąć, czy zasmucić. Zdecydował się na to pierwsze, chociaż żal, że nigdy nie był częścią takiej rodziny (właściwie, patrząc na własne relacje, jakiejkolwiek), wypalał mu żołądek.

– Cezary? Halo, nie zawieszaj się. – Lila z uśmiechem pomachała mu dłonią przed oczami.

Potrząsnął głową, powracając na ziemię.

– Przepraszam.

– Nic się nie stało. Pytałam się, czy chciałbyś z nami jutro pojechać na spacer do takiej doliny pod Krakowem?

W życiu by się na coś takiego nie zgodził. Jeśli czegoś nienawidził najbardziej na świecie, był to właśnie „aktywny wypoczynek". Dla niego sprowadzał się do błota, zmęczenia i śmierdzącego pyłkami lasu.

– Chętnie.

***

Lila dopiero następnego dnia, przy śniadaniu, zapytała go, jak poszło poszukiwanie pracy. Powiedział jej całą prawdę, razem z tym że jeśli niczego nie znajdzie, przez najbliższy tydzień, będzie musiał przeprowadzić się z powrotem do rodziców. Udawała, że to nic takiego, ale kiedy tylko myślała, że nie widzi, rzucała mu zmartwione spojrzenia i dołożyła dodatkową porcję owsianki na jego talerz.

Rozstrojony chłopiecWhere stories live. Discover now