Dorosłe dzieci 2.1

243 44 22
                                    

Liliana Fikus była zajęta. Zawsze.

Odkąd tylko otwierała rano oczy, aż do opadania twarzą w poduszkę wieczorem, bez przerwy miała coś do roboty. Doprowadziło ją to do takiej paranoi, że codziennie, jeszcze przed umyciem zębów, pisała całą listę obowiązków, które później sukcesywnie odhaczała. Stosy pokreślonych w ten sposób zeszytów leżały w pudle pod łóżkiem Jagody, wywołując nocne koszmary, że i ona kiedyś będzie musiała tak ciężko pracować.

Najpierw śniadanie – nakarmić Malinkę, zrobić cały stos kanapek dla reszty i wylać szklankę wody na Różę, która nie potrafiła inaczej wstawać (skutki całonocnego czytania książek).

Potem upewnianie się, że wszyscy zabrali pracę domową, piórnik i chusteczki, pocałowanie każdego na do widzenia, podrzucenie Malinki do przedszkola. Odebranie kilku nieprzyjemnych telefonów, narzekających na rozmarzenie Róży i diabelski charakter Jagody.

A to dopiero początek dnia – bycie rodzicem jest ciężkie, nawet jeśli nie ma się siedemnastu lat.

Lila nie miała pojęcia, jak do tego szalonego pędu dnia wciśnie jeszcze Cezarego. Problemem było też dosłowne zmieszczenie go w mieszkaniu Fikusów. Oprócz salonu, były w nim tylko dwa pokoje oraz antresola, na której spała ona sama. Dobre pół godziny zajęło jej namawianie go do zajęcia jej łóżka (właściwie to samego materaca), przynajmniej na jedną noc.

Kanapa była całkiem wygodna, ale Liliana dalej miała z tyłu głowy, że chłopak prawdopodobnie przechodził największy dramat w dotychczasowym życiu. Wolała, żeby pierwszą noc w obcym miejscu spędził w ludzkich warunkach. I tak zawsze wstawała pierwsza.

Nastawiła wodę w czajniku i ruszyła do łazienki, trochę się ogarnąć. Ledwo była w stanie otworzyć oczy, jak codziennie – zdecydowanie nie była rannym ptaszkiem. Całe szczęście, jeden kubek kawy wystarczył, żeby postawić ją na nogi. Zrobiła też dodatkową, na wypadek, gdyby Cezary również nie potrafił funkcjonować bez gorzkiego napoju.

Zszedł z antresoli, kiedy razem z Jagodą i Florkiem jadła śniadanie. Poranny Czarek nie miał w sobie nic z tego Szkolnego. Prawdopodobnie był zbyt rozespany na dumną minę i pełne wyższości uwagi.

– Dzień dobry – wymamrotał, próbując wygładzić roztrzepaną czuprynę.

– Zostawiliśmy ci trochę owsianki – powiedziała Lila. – A kawa jest w czerwonym kubku. Cukier na stole.

Podziękował, ciągle zachrypniętym głosem, po czym zaczął nakładać sobie jedzenie. Widać było, że czuł się trochę spięty przebywaniem w nowym miejscu. Na szczęście Jagoda postanowiła uratować sytuację.

– Lilaaa – wyjęczała z pełną buzią. – Czuję się tak okropnie! Głowa mnie boli... i gardło! – Kaszlnęła kilka razy. – I chyba mam gorączkę.

– Pokaż czoło.

Wyciągnęła dłoń w jej stronę, jednak dziewczyna zrobiła unik, prawie wywracając miskę ze śniadaniem.

– To raczej nie jest konieczne – zaśmiała się niezręcznie. – Nie widzisz, że mam rumieńce? – Znowu zakaszlała.

– Jadzia, ty zawsze masz rumieńce – westchnęła Lila. – Idziesz do szkoły, bez dyskusji. Dzisiaj jest piątek, ostatni dzień.

Jagoda rzuciła jeszcze kilka nieprzyjemnych uwag o wczesnym wstawaniu, wrednych nauczycielach i właściwie całym systemie edukacyjnym, który „się na nią uwziął", zanim wstała od stołu.

– Idę obudzić Malinkę – poinformowała ich, odłamując palcami kawałek szarlotki, której nikt nie schował z blatu. – Wiecie, jaka ma być pogoda?

Rozstrojony chłopiecWhere stories live. Discover now