2.2. Jestem Alicja

65 16 12
                                    

Wróciłam do domu. I tutaj również wszystko odbywało się identycznie jak kilka dni temu. Ja naprawdę umarłam. A po mojej śmierci czas powrócił do momentu mojego powrotu do miasta.

Spotkanie z rodzicami wyglądało identycznie jak ostatnio, a Oliwera identycznie jak ostatnio nie było w domu. Po krótkiej rozmowie z mamą zamknęłam się w łazience odkręciłam wodę i gdy moje łzy mogły być zagłuszone przez jej strumień zaczęłam głośno płakać.

Uderzyła we mnie fala strachu, którego nie zdążyłam doświadczyć w chwili swojej śmierci.
Umarłam. Naprawdę umarłam. To tak boli, to uczucie jest okropnie nieprzyjemne, puste, przykre, sprawiające, że czuję się bezsilna!

Zdjęłam golf, który miałam na sobie i spojrzałam na ranę na mojej szyi. Ona stanowiła jedyny dowód mojej śmierci, jednak komu bym jej nie pokazała nie uwierzyłby w moją historię. Chociaż może by uwierzył? W końcu nie ma szans, aby zwykły człowiek bez pomocy magicznych zdolności był w stanie żyć z tak obrzydliwie rozerwanym gadłem.

Ostrożnie wsadziłam palec wskazujący w ranę. Nie czułam w tym miejscu bólu, właściwie to nie czułam nawet dotyku. Byłam w stanie sięgnąć na głębokość około dwóch centymetrów, potem rana robiła się węższa.

Jednakże, gdy dotknęłam karku wyczułam drugą ranę, z tyłu, znacznie większą od tej z przodu. Kula musiała zatem przelecieć na wylot przez moje tkanki. 

Zrobiło mi się słabo. Ukucnęłam nad toaletą myśląc, że zwymiotuję, tak się jednak nie stało. Odchrząknęłam kilkukrotnie, pomimo, że moje gardło było rozerwane.

Zdecydowanie, coś dziwnego stało się z moim ciałem.

*****

Weszłyśmy do klasy. Ja, skazana na zakrywający moją ranę golf, pierwsza, a Weronika w letniej sukience zaraz za mną. Wymusiłam pogodny, szeroki uśmiech i pilnowałam aby bez względu na to, co czuję, nie zniknął on z moich ust.

— Dzień dobry — zaczęłam. — Z-znaczy cześć — dodałam bo przecież zwracam sie do klasy.

— A więc to jest Weronika, a to Alicja — powiedział nauczyciel wskazując najpierw na mnie, a potem na moją przyjaciółkę.

— Odwrotnie, proszę pana — mruknęłam nie przestając się uśmiechać.

— Och, racja. Alicja i Weronika. Usiądźcie do ławek — Wykonałyśmy polecenie. — Mam nadzieję, że ciepło je przywitacie — dodał niezwykle obojętnie nauczyciel, zupełnie jakby cała jego życiowa energia uciekła z niego wieki temu, niczym powietrze z przebitego balona.

— Pewnie nie wiecie, więc was poinformuję — zwrócił się do nas nauczyciel. — Nazywam się Marcin Fareński.

Wiem. Nawet pan sobie nie wyobraża, jak dużo wiem!

— Jestem waszym wychowawcą oraz uczę historii. Ale nie takiej zwykłej! Poza przeciętnymi tematami uczę historii Utraconych Wodospadów! To przedmiot, dzięki któremu dowiecie się wielu ciekawych rzeczy na temat przeszłości naszego miasteczka. Ponadto jestem także nauczycielem OPP. I teraz właśnie będziemy mieli tego lekcję. W zamian historię zrobimy jutro.

— Co to OPP? — spytała Werka.

— Jak to ,,co to"?! — wykrzyknął pan Fareński. — Pytasz o OPP?

Dziewczyna zaśmiała się niepewnie. Nagły wybuch pana Fareńskiego ją zaskoczył.

— Obrona przed potworami! — odpowiedział nasz wychowawca, chyba ze zbyt wielkim entuzjazmem.

— To bez sensu, mówiłam już panu — do dyskusji wtrąciła się siedząca w ostatniej ławce przy oknie Sylwia. Rozmawiając z nauczycielem nie patrzyła na niego. Przepisywała właśnie pracę domową.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaWhere stories live. Discover now