1. Białe kłamstwo

291 38 22
                                    

Leniwie otworzyłam oczy, jednak zaraz musiałam je przymrużyć, gdyż zachodzące słońce boleśnie mi je raziło. Cały przedział oświetlały ciepłe pomarańczowe promienie. W sercu także zrobiło mi się jakby cieplej. Jednak pomimo tego ciepła wciąż czułam żal.

Znasz to uczucie, gdy twoje marzenie legnie w gruzach? Okropne, prawda?

Postawmy naprzeciw niemu ten moment, gdy wreszcie realizujesz swój cel, wszystko zaczyna iść jak po maśle. Bez względu na to, czy tego doświadczyłeś, czy nie, musisz sam przed sobą przyznać, że nie ma niczego bardziej satysfakcjonującego od tego uczucia.

Ale wyobraź sobie sytuację, gdy spełniasz swoje marzenie, a raczej zaczynasz ten etap spełnienia, tylko po to, żeby nagle wszystko zostało zaprzepaszczone. Tak po prostu, bez powodu. Jakby ktoś dał ci lizaka i zabrał go, gdy tylko zdjąłeś papierek.

To uczucie jest najgorsze.
I właśnie ono towarzyszyło mi w drodze powrotnej do domu.

Moją poprzednią szkołę zamknięto. Szkołę prywatną dla utalentowanych licealistów, która mieściła się w Poznaniu, a więc niemal na drugim końcu Polski. Uczenie się w niej było moim marzeniem, ale z powodu, że jakiś idiota podłożył tam ogień wszystko się posypało. I co teraz? Po półtorej roku nauki w wymarzonym liceum wracam do tej dziury.

Odgarnęłam fioletowe kosmyki z oczu, po czym podniosłam się na chwilę z miejsca i zasłoniłam rolety w pociągu.

— Tęskniłaś za domem? — spytała mnie siedząca obok Wera, która prawdopodobnie dopiero teraz zauważyła, że się obudziłam.

Ta wysoka blondynka jest moją najlepszą przyjaciółką i współlokatorką z internatu. Szczęście, że ze mną jedzie, ona rzadko śpi w drodze, więc nie musiałam martwić się przegapieniem stacji. Co ciekawe, poznałyśmy się dopiero w Poznaniu, mimo że ona także pochodzi z Utraconych Wodospadów. Nasze historie są dość podobne. Obie pochodzimy z tego miasteczka, ale potem się przeprowadzałyśmy. Ja w wieku pięciu lat, Weronika zaś jeszcze zanim ukończyła rok.

Urodziłyśmy się w tym samym miejscu, mieszkałyśmy gdzie indziej, a na końcu wylądowałyśmy w jednym pokoju na drugim końcu Polski. Cóż za ironia losu.

— Trochę — przyznałam.

Tak naprawdę to nie jest mój dom. Jak już wspomniałam, sytuacja była skomplikowana. Kiedy miałam pięć lat przenieśliśmy się do Wrocławia. Jednak, półtorej roku temu, gdy zaczęłam naukę w liceum, oni wrócili do Utraconych Wodospadów. Odwiedzałam to miasto właściwie jedynie na święta i niektóre weekendy. Dopiero teraz zamieszkam tu naprawdę, dlatego nie wiem, czy mogę powiedzieć, że tęskniłam za domem.

No bo czym właściwie jest dom?

— Ale to już nieważne — dodałam. —  Teraz jestem raczej podekscytowana!

Weronika zaśmiała się.

— Ja się trochę boję — przyznała.

— Ty się boisz? — spytałam zaskoczona, gdyż Wera zawsze zgrywała najśmielszą z towarzystwa. — Czego? Nowej szkoły?

— Słyszałam, że w mieście straszy — oznajmiła tak okropnie poważnym głosem, że po moich plecach momentalnie przeszedł zimny dreszcz.

Uśmiechnęłam się niepewnie i zaraz zauważyłam, że ocieram o siebie kolana. To znak, że się denerwuje, Weronika wie o tym.

Natychmiast przestałam.

Powietrze w pociągu zrobiło się jakby cięższe. Było mi duszno. Uśmiechnęłam się więc jeszcze szerzej.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaWhere stories live. Discover now