4.1. Stacja Utracone Wodospady

50 13 6
                                    

Gwałtownie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po przedziale. Wszystko było rozmazane od moich łez, jednak nie miałam wątpliwości — znajdowałam się w pociągu.


— Wszystko w porządku? — Weronika nachyliła się nade mną. — Płakałaś przez sen.

Przez chwilę, jakby się zawieszając wpatrywałam się po prostu w czuły wyraz twarzy Weroniki. Zaraz jednak ocknęłam się i szybko wytarłam oczy.

Znowu tutaj wróciłam.

— Zbliżamy się do stacji Utracone Wodospady — rozległo się w pociągu.

Gdy tylko wysiadłyśmy dopadłam do kasy biletowej.

— Dzień dobry, dokąd jedzie najbliższy pociąg?! — spytałam.

— Docelowo do Krakowa — odpowiedziała radośnie pani za kasą. — Odjeżdża o 16.26. Przejeżdża również przez stacje takie jak...

— Poproszę bilet!

Kasjerka podała mi cenę. Położyłam na blacie trzy banknoty i nie czekając na wydanie reszty wzięłam niewielki papierek i pobiegłam na peron. Wagon 4, miejsce 27. 

Po chwili usłyszałam, jak pociąg zbliża się z oddali. Zacisnęłam pięści.
To jedyne wyjście. Jeśli nigdy nie pojawie się w tym przeklętym mieście, nigdy nie będę musiała z niego uciekać. 

Pociąg zatrzymał się. Zbliżyłam się do torów i wtedy na coś nastąpiłam.
Spojrzałam pod nogi. 

Patyczek po lodzie? A na nim napis:

Spróbuj jeszcze raz. POWODZENIA!!! 

Drzwi do pociągu otworzyły się. Weszłam do wagonu czwartego i zaczęłam rozglądać się za swoim miejscem. Jest! Miejsce dwudzieste siódme. Usiadłam na fotelu przy oknie. Miejsce obok pozostawało puste. 

Zamknęłam oczy. Czułam się cholernie zmęczona, jednak nie mogłam jeszcze zasnąć, musiałam czuwać, czekać tą niemiłosiernie dłużącą się chwilę, aż pociąg odjedzie z tych pieprzonych Utraconych Wodospadów.

Otworzyłam oczy i w napięciu patrzyłam w stronę wejścia do wagonu, w razie gdyby jakimś przeklętym zbiegiem okoliczności pojawił się tam mój morderca. Ręce mi drżały, czoło pociło się. 

Pociąg ruszył. 

Odetchnęłam z ulgą i zaraz wybuchłam głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Szybko przypomniałam sobie, że przecież nie jestem tu sama i zaraz zamilkłam. Uśmiechałam się tylko pod nosem. Udało się! Uciekam z tego przeklętego miasta! Ściskając bilet w dłoni patrzyłam przez okno jak z zawrotną prędkością mijam budynki przy ulicach Utraconych Wodospadów. 

— Tęskniłaś za domem? — usłyszałam nagle. 

Spojrzałam w stronę źródła głosu i zamarłam ze strachu. Bilet wypadł mi z rąk.

Obok mnie siedziała Weronika. 

— Co ty tu... — zaczęłam. 

— Ja się trochę boję — przyznała odwracając wzrok i uśmiechając się niezręcznie. — Słyszałam, że w mieście straszy... Podobno nocą po ciemnych i pustych ulicach przechadzają się wszelkie nadprzyrodzone kreatury, takie, o których nie śnisz nawet w najstraszniejszych koszmarach...

— O czym ty do mnie mówisz... —  uśmiechnęłam się rozpaczliwie.

— Hm? Naprawdę o tym nie słyszałaś? Blado wyglądasz... Ach, przepraszam! Nie powinnam była poruszać takiego tematu... To pewnie tylko plotki, miejskie legendy! Nie musisz się martwić!

— Zbliżamy się do stacji Utracone Wodospady — rozległo się w pociągu. 

Wysiadłyśmy na tej samej stacji. Od razu, jak burza, podbiegłam do kasy w budynku przy peronie.

— Poproszę jeden bilet na najbliższy pociąg do Krakowa! — powiedziałam.

— To będzie 26 zł — powiedziała kasjerka o zmęczonym tonie. — Pociąg odjeżdża o 16.26. 

Położyłam pięćdziesięciozłotowy banknot na blacie i zabrałam bilecik. Pobiegłam z powrotem na peron. Pociąg przyjechał. Weszłam do wagonu czwartego. Dokładnie rozglądając się dookoła usiadłam na swoim miejscu. Nie było tu Weroniki. W wagonie widziałam zaledwie kilkanaście osób i dwa zające.

Co? Co te zwierzęta robią na siedzeniach przede mną? Ciekawe, czy mają bilety.

 — Tęskniłaś za domem? — usłyszałam obok.

Rozumiem, że są tu zające jadące na gapę. Rozumiem też rosnące na suficie stokrotki. Ciężko było mi zrozumieć, że środkiem przejścia płynie wąski strumyk z przejrzystą, lśniącą wodą, jednak w końcu zaakceptowałam ten fakt.

Ale za cholerę nie rozumiem, jak Weronika znalazła się obok mnie. 

Kiedy wysiadłam od razu pobiegłam do kasy.

— Jeden bilet na najbliższy do Krakowa! — powiedziałam.

— To będzie 26 zł... — kasjerka zmierzyła mnie wrednym spojrzeniem. — Pociąg odjeżdża o 16.26.

Drżącymi dłońmi położyłam banknot na blacie i zabrałam bilet. Pobiegłam z powrotem na peron. Pociąg przyjechał. Weszłam do wagonu czwartego. Dokładnie rozglądając się dookoła usiadłam na swoim miejscu. Nie ma tu Weroniki. Pociąg ruszył, a ja ciągle nie spuszczałam wzroku z pustego miejsca obok.

— Tęskniłaś za domem? 

Nagle pojawiła się obok mnie.  Teleportowała się tu? Nie... to ja zmieniłam kierunek, to ja się teleportowałam. Zamiast wyjeżdżać z miasta, znowu do niego przybyłam. Ona nic nie zrobiła, wina leży po mojej stronie.

— Zbliżamy się do stacji Utracone Wodospady — rozległo się w pociągu.

Wysiadłyśmy razem.

— Poproszę jeden bilet na najbliższy pociąg do Krakowa! — powiedziałam.

— To będzie 26 zł. Pociąg odjeżdża o...

Położyłam pięćdziesięciozłotowy banknot na blacie i zabrałam bilecik. Pobiegłam z powrotem na peron.

Czekałam pięć minut. Dziesięć. Piętnaście. 

Po godzinie wróciłam do kasy biletowej.

— Pociągu ciągle nie ma — powiedziałam.

— To dlatego, że nie pozwoliłaś mi skończyć — odpowiedziała pani za szybą obrażonym tonem. — To będzie 26 zł. Pociąg odjeżdża o 16.26.

— Dziękuję — powiedziałam i pobiegłam z powrotem na peron. 

Pociąg nadjechał dosłownie po chwili. Weszłam do wagonu czwartego. Wpatrując się w bilet z numerem 27 usiadłam na swoim miejscu. Fotel obok był pusty.

— Tęskniłaś za domem? — zapytała radośnie siedząca obok mnie Weronika.

Wybuchłam płaczem. Nie można uciec od Przeznaczenia.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu