2.11. Niewinność Sonaty

47 11 22
                                    

Myślę, że kiedy szłam do Podziemnej Dzielnicy, kierowała mną zwyczajna, ludzka ciekawość. Pragnęłam po prostu zrozumieć, dlaczego Sonata twierdzi, że jest niewinna, mimo że nagranie z jej zbrodni widział już każdy w internecie.

— Cieszę się, że aż tyle osób mnie nie opuściło — Major Sonata wyszła na scenę. — Tak jak napisałam w wiadomości, powtórzę i tutaj: To nie byłam ja! Nikogo nie zamordowałam — wyznała z żalem.

— Ale nawet jeśli kogoś zabiłaś to nic takiego! — powiedział ktoś z zamaskowanych. — Nasi codziennie giną!

Scenariusz przebiegał identycznie jak wtedy, gdy zginął prezydent.

— Nawet jeśli — przerwała mu Sonata. — To obiecałam, że zrobię to pokojowo. Nie chcę kraju, gdzie ludzie boją się potworów, chcę kraju gdzie koegzystują... — dziewczyna zawahała się. — Kraju? Może raczej świata? Ach, w dziwnym świecie przyszło nam żyć...

Nawet sobie nie wyobrażasz, w jak bardzo dziwnym świecie mnie przyszło żyć.

— Pora zatem na ostateczny plan. Poświęcę się — Sonata przyłożyła sobie rękę do serca — dla nowej przyszłości.

— Przyszłość nie istnieje — usłyszałam szept, przerażająco znajomy, dziewczęcy głos.

Ostatnio też go słyszałam. Słyszałam go, ale nie widziałam osoby, która wypowiedziała te przerażające słowa.

— Zresztą, nie mamy już dłużej innej możliwości.

Na scenę weszły dwie osoby. Bardzo wysoki chłopak i parodialnie bardzo niska dziewczyna. A no tak. Steampunkowe Google i Myszka Mickey.

— W sobotę około dziewiętnastej Podziemna Dzielnica zostanie zaatakowana — oznajmił chłopak w googlach. — Zgodnie z moją mocą przewidywania przyszłości.

— Nie możemy temu w żaden sposób zapobiec — dodała Myszka Mickey. — Jedyne co nam zostało to bezpośrednia walka z ludźmi w chwili ataku.

— Proszę, użyczcie mi swojej siły — powiedziała Sonata. — Jako członkowie naszej grupy, członkowie Kwartetu! Dla naszego honoru, naszego życia. Dla naszej przyszłości!

Przełknęłam ślinę. Nic nie rozumiem. Nie rozumiem popierania Sonaty. Nie rozumiem ufania każdemu jej słowu. Ach, kompletnie nic!

Poczekałam, aż spotkanie się skończyło. Kiedy potwory zaczęły opuszczać budynek, podeszłam do Sonaty.

— Mam pytanie — odezwałam się.

Major Sonata rozejrzała się dookoła, a potem powiedziała krótkie, ,,A no tak, to ty Blue!" i zaśmiała się.

— Co trzeba? — spytała.

— Jakim cudem możesz deklarować swoją niewinność jeśli wszyscy widzieli cię na nagraniu? — spytałam.— Rozumiem, że byłaś zamaskowana, ale twój strój jest dość charakterystyczny. Głos również dało się poznać. W dodatku na nagraniu wygląda to tak, jakby ludzie padali martwi samoistnie, nie strzeliłaś do nich. Użyłaś jakiejś mocy, żeby oddać strzał nie podnosząc nawet broni.

Sonata wyglądała na zmieszaną.

— Proszę, chcę tylko szczerzej odpowiedzi — kontynuowałam.

— Ale — zaczęła czarnooka — o czym ty mówisz?

Zimny dreszcz przeszedł przez mój kark.

— Jak to o czym? — spytałam. — O masakrze w sejmie! Zabiłaś wszystkich, którzy...

— Masakra w sejmie? — powtórzyła Sonata. — Nie rozumiem. Przecież tej nocy zginął jedynie prezydent.

Żołądek podszedł mi do gardła. Zrobiło mi się słabo.

Czy ja...?

Wybiegłam na zewnątrz.

*****

W biegu przez Podziemną Dzielnicę wyciągnęłam telefon i wyszukałam hasło ,,morderstwo w sejmie".

Nagranie zniknęło. Nie było po nim najmniejszego śladu, zupełnie jakby nigdy nie istniało!

Ktoś musiał je usunąć.

Tak pomyślałam, ale zaraz odkryłam kolejny, przerażający fakt. Otóż, nie mogłam znaleźć nawet żadnego zwykłego artykułu o dzisiejszym zabójstwie. Zupełnie jakby nie miało to miejsca!

Wyszłam z knajpy, która stanowiła przejście do Podziemnej Dzielnicy. Niebo było pokryte ciemnymi, gęstymi chmurami. Zapowiadało się na burzę.
Dotarłam w okolicę Puszczy i usiadłam na ławce przy sklepie spożywczym, który znajdował się niemal na jej skraju.

Wyszukałam w internecie hasło ,,zabójstwo prezydenta".

Zagrzmiało. Skuliłam się ze strachu.

Zabójstwo prezydenta.

Prezydent nie żyje.

Major Sonata brudzi ręce.

Zbrodnie potworów.

Nagle z burzowych chmur runął deszcz. Nie przejmowałam się zmoknięciem, ale bałam się burzy, dlatego wstałam i biegiem wróciłam do domu.

Byłam przerażona. Ręce mi się trzęsły, telefon schowałam do kieszeni, aby go nie upuścić, nie utrzymałabym go bowiem w tych drżących dłoniach.

Byłam pewna, że widziałam to nagranie. Co się stało?

Gdy znalazłam się w moim pokoju, od razu schowałam się pod kołdrą w stokrotki.

Stokrotki...

No tak!

Zaśmiałam się donośnie.

To musiał być sen!

— To tylko sen, nie musisz się bać — szeptałam do siebie, patrząc na swoje drżące dłonie.

I wtedy dostałam zaskakującą wiadomość. Otóż, napisał do mnie Karol z zapytaniem, czy nic mi nie jest ze względu na te zamieszki i czy wróciłam bezpiecznie.

Szczerze, zdążyłam już o nich zapomnieć.

Odpisałam:

Nie rozumiem dlaczego do mnie piszesz. Wszystko jest w porządku.

Karol napisał:

Martwiłem się, to dlatego.

Po kilku sekundach dostałam kolejną, zdecydowanie niepokojącą wiadomość:

Właściwie to śniłaś mi się dzisiaj. Płynęliśmy razem statkiem. Księżyc był piękny, ale ty jeszcze piękniejsza.

Mój strach się spotęgował. Mieliśmy ten sam sen? Znowu?

Powiedziałaś mi, że boisz się śmierci, że twoje życie jest zagrożone. Dlatego stwierdziłem, że chcę do ciebie napisać, bo taki sen to raczej zły znak, co nie?

Cholera, zapomniałam o tym, że ostatnio Karol również dzielił mój sen. Nie powinnam mu się zwierzać nawet, jeżeli śpię.

Ale nie martw się, nie jesteś sama. Wiem, że słabo się znamy, ale jakby coś było nie tak, pisz do mnie o każdej porze dnia i nocy. Obiecuję, że cię uratuję.

Postanowiłam zignorować tą propozycję. Wtedy jednak przyszła kolejna:

Właściwie, to mógłbym zostać twoim ochroniarzem. Co ty na to?

Odpisałam krótko, że dziękuję, ale nic mi nie zagraża i wyszłam z konwersacji.

Usłyszałam kolejny grzmot.
Skuliłam się ze strachu.

Nie bój się.

To tylko sen.

-------
Przepraszam za spóźnienie.
Załóżmy, że jest czwartek, okej?
Jestem zapracowana, zapomniałam wstawić to wczoraj xD

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaWhere stories live. Discover now