3.3. Ocalisz... kogo?

52 13 10
                                    

Następnego dnia Freya znowu była przeziębiona, poszłam więc do szkoły samotnie. Przez chwilę wahałam się, czy warto w ogóle wychodzić z domu. Przecież Weroniki nie będzie i dzisiaj, a w tym wymiarze nie miałam okazji poznać nikogo więcej. W końcu, wybiegłam wczoraj z klasy, co za wstyd... W dodatku, za kilka dni umrę. Nie ma znaczenia, czy kogoś poznam, jeśli nasza znajomość potrwa niecałe dwa tygodnie.

Rozzłoszczona na siebie odpędziłam tą szarą myśl. Nie. Tym razem uniknę Przeznaczenia.

Tylko, czy istnieje w ogóle jakiś sposób, aby je zmienić? 

Chyba jedyną metodą jest zignorowanie działań Major Sonaty. Jednak, nie chcę tego robić. Ta książka... w niej było coś ważnego, jestem tego pewna. Dlaczego znowu nie pamiętam, co...?

Gdy znalazłam się przy szkolnych szafkach, spotkałam Sylwię.
Dziewczyna przyglądała mi się uważnie, nie próbując nawet zachować dyskrecji.

— Hej, ty jesteś tą nową, prawda? — spytała nagle podchodząc do mnie. Skinęłam głową. — Jestem Sylwia, chodź, oprowadzę cię po szkole!

Zgodziłam się, ponieważ nie miałam powodu, aby odmówić.

Więc i tego schematu nie udało mi się uniknąć. Pomimo, że nie grałam wczoraj w jednej drużynie z tą dziewczyną, wspólne zwiedzanie tego znanego mi już budynku było nieuniknionym elementem każdego z wymiarów.

— Myślałaś co przygotujemy? — spytała mnie nagle.

— Na festyn? — odparłam. — Sorki... Jakoś miałam inne sprawy na głowie.

Po moich plecach przeszedł lodowaty dreszcz. Jak to ,,co przygotujemy"?

Przecież Sylwia nie zaproponowała mi wczoraj dołączenia do niej w tych festynowych wypiekach! Nie miała kiedy, poznała mnie przecież dopiero teraz.

Dlaczego więc pyta mnie o plany na festyn?

— Chwila, co? — Sylwia zatrzymała się. Uciskając czoło dłonią, nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w podłogę. — Czuję — szepnęła słabo — jakbym zapomniała o czymś...

Serce mi prędzej zabiło. Ona pamięta?! Czyżby ludzie z nowych wymiarów byli świadomi istnienia tych poprzednich?

— Jakbyś zapomniała o festynie, tak...? — zaczęłam.

— Chyba tak... Po prostu... jakby to ująć... Jejku, ale dziwne deja vu — Sylwia zaśmiała się. — Właśnie, chcesz ze mną przygotować coś na festyn? To dziwne, ale czuję, że powinnam to z tobą zrobić. Może to przeznaczenie? — dziewczyna puściła mi oczko.

Proszę cię, Sylwia. Nie żartuj przy mnie o Przeznaczeniu. Nie próbuj go drażnić.

— Powiedziałam coś nie tak? — spytała wesoło niebieskowłosa. — Skąd ta posępna mina?

Pozbyłam się posępnej miny przybierając promienny uśmiech na twarz.

— Chętnie — odpowiedziałam, gdyż pomimo, że nie wymyślimy nic ciekawszego niż gofry lub ciasteczka z czekoladą, a sam festyn właściwie się nie odbędzie, nie miałam powodów, aby odmówić. — Mamy jeszcze kogoś w grupie?

— Elizę, zaraz was sobie przedstawię. Możesz poprosić też swoją koleżankę, aby dołączyła, co ty na to?

— Pewnie.

*****

Po krótkiej rozmowie z Sylwią i Elizą, podczas której ustaliłyśmy, że nasze wypieki przygotujemy jutro, poszłyśmy na pierwszą dziś lekcję - muzykę. Pani od muzyki znowu była ciekawa mojego głosu. Kazała mi wstać i przed całą klasą zaśpiewać fragment piosenki, której się właśnie uczyliśmy. To było ,,Remedium". Posłusznie wstałam i zaczęłam śpiewać.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaWhere stories live. Discover now