*Pov Draco*
Spacerowałem samotnie po szkolnych korytarzach, jak to robię prawie codziennie podczas wieczornych godzin. Uspokaja mnie to. Jednak ciszę przerwały odgłosy czyiś kroków, szybkich kroków. Chwilę później zza rogu wybiegła Northlake, a zaraz za nią ten Anderson. Dziewczyna była zmęczona, i przestraszona, a chłopak natomiast miał agresywny wyraz twarzy. Nie wyglądało to dobrze. W pośpiechu podbiegłem rozkojarzony do bruneta i złapałem go chaotycznie za bark.
-Czego?- Spytał zadyszany.
-Jak to czego? Gonisz dziewczynę, którą wygląda na przestraszoną.- Wysyczałem.
-Odpierdol się, to nie twoja sprawa.- Wydyszał, po czym zaczął biec w stronę w którą pobiegła Gryfonka.
Jak ja nie znoszę tego człowieka.
-Czekaj!- Wykrzyczałem, z nadzieją, że usłyszy. -Snape kazał ci to przekazać.- Wyciągnąłem z kieszeni jakąś moją pierwszą lepszą ściągę na kartce, by pomyślał, że to liścik dla niego.
Anderson zatrzymał się, odwrócił ponownie w moją stronę, i powoli do mnie podszedł.
-Co to?- Spytał z ciągłą złością w głosie, wyciągając do mnie rękę po kawałek papieru.
-Żałosny jesteś.- Rzekłem, po czym walnąłem go pięścią w nos.
Hehe, wybrałem tą pięść na której noszę pierścionki.
Ślizgon natychmiastowo złapał się za swój krwawiący nos, i oparł się o najbliższą ścianę.
-To, że jesteś starszy, nie znaczy, że masz przewagę.- Oznajmiłem, i pokierowałem się do pokoju wspólnego Ślizgonów, zostawiając bruneta samego na środku pustego korytarzu.
-Stary, coś ty zrobił?- Spytał mnie Blaise, który siedział na kanapie po środku pomieszczenia.
-Co?- Spytałem rozkojarzony.
-Twoja dłoń.- Odparł krótko.
Spojrzałem się na swoje ręce, po czym wszystko zrozumiałem. Krew na ręce, totalnie zapomniałem. Dobrze, że nikt inny nie zdążył tego zauważyć.
-A więc, kto dostał?- Spytał lekko zaniepokojony Zabini.
-Anderson.- Odpowiedziałem mu bez emocji.
-Ten frajer? Co on znów odpierdolił?
-Chodźmy do mojego pokoju. Słabo by było, jakby ktoś usłyszał.- Pokierowałem się do swojego dormitorium, a chłopak poszedł za mną.
-Opowiadaj.- Czarnoskóry rozsiadł się na mojej średniej wielkości kanapie.
-Northlake uciekała przed Andersonem. Była przestraszona, a on agresywny. Musiałem coś z tym zrobić.
-No to nieźle.- Oznajmił ironicznie przyjaciel, robiąc zaniepokojoną twarz.
-Chodźmy do niej.- Wycedziłem. -Znaczy, ty idź. Jesteś jej przyjacielem, a w końcu trzeba się dowiedzieć co tam się stało.
-Idziemy.- Oznajmił stanowczo przyjaciel. -Jak coś, to poczekasz za mną przed wejściem do pokoju Gryfonów.
Kiwnąłem głową, i wyszliśmy. Po następnych trzech minutach, dotarliśmy na miejsce. Usiadłem na pierwszej lepszej ławce która znajdowała się w pobliżu, a Zabini wypowiedział szeptem jakieś hasło w stronę portretu grubej damy, na co obraz wpuścił go do środka. Czekałem na przyjaciela w spokoju, aż w pewnym momencie usłyszałem jakiś... płacz? Tak mi się wydaje. Niby nie moja sprawa, ale chyba nie zaszkodzi sprawdzić. Jak będzie to jakiś pierwszoklasista, to chociaż będzie można się z niego pośmiać. Wstałem z ławki, i zacząłem podążać za odgłosem płaczu. Tuż za rogiem, na pobliskiej ławce siedziała Northlake. Nie wiedziałem co aktualnie zrobić, lecz coś mnie przekonało, by obok niej usiąść, tak samo jak wtedy w łazienkach.
![](https://img.wattpad.com/cover/249125293-288-k561671.jpg)
CZYTASZ
Pozory mylą
Fanfiction„Czemu to robisz?" Spytałam prostu z mostu. „Robię co?" „Siedzisz tu ze mną i próbujesz mnie pocieszyć. Przecież podobno się nie znosimy." Jest to moje pierwsze fanfiction, więc proszę o wyrozumiałość. Przepraszam za wszelkie literówki i błędy któr...