11. Życie za życie.

3.3K 107 121
                                    

Hej, hej, kochani! Przychodzę do Was z nowym rozdziałem, dlatego mam nadzieję, że rozpieścicie mnie komentarzami i aktywnością. Przypominam też o hasztagu #shiningheartsIMB na twitterze, pod którym możecie pisać swoje teorie, przemyślenia na temat opowiadania, bohaterów czy zadawać mi jakieś pytania.

Jako że mamy wakacje, możecie przygotować się na większą częstotliwość dodawania rozdziałów. Miłego czytania!

     Przeszłam przez te cholerne, obracane drzwi i zatrzymałam się na środku chodnika, czując uchodzący ze mnie stres. Rozluźniłam ramiona, momentalnie przymknęłam powieki i zaciągnęłam się świeżym, wilgotnym od mżawki powietrzem. Minuta wytchnienia od tego całego emocjonalnego zgiełku. I to było wszystko, czego w tamtej chwili potrzebowałam.

     Stałam w tej pozycji jeszcze trochę czasu. Pogrążona w melancholii, rozluźnieniu i błogiej nicości, która była niczym odrodzenie. Pozwalałam, by maleńkie krople listopadowego deszczu moczyły moje włosy, choć chwilę temu przecież je myłam. Wszystkie bodźce, które normalnie obudziłyby w organizmie pokłady irytacji, spływały po mnie jak po kaczce. Liczyłam się tylko ja i spokój. Spokój, jaki moja buntownicza natura tak cholernie uwielbiała. Był jak tlen. Cóż za ironia, czyż nie?

     Harmonię przerwał mi głośny dźwięk klaksonu samochodowego. Wzdrygnęłam się, uchyliłam prawą powiekę i zlokalizowałam sytuację. Nie powiem, początkowo nieco się przestraszyłam. Nagle mnie olśniło. Choć w sumie nie wiem, czy powinnam była się cieszyć, czy może jednak płakać. Przed oczami zaparkował mi czarny Mercedes wyglądający zupełnie tak, jak przed incydentem sprzed szkoły. Skubany musiał mieć niezłych mechaników. Szyba od strony pasażera zjechała w dół, więc automatycznie zderzyłam się z lazurowymi tęczówkami Ethana.

      Podwinęłam rękawy ramoneski i szczelniej się nią owinęłam, gdyż odkrycie fragmentu brzucha przez biały top w środku listopada najwidoczniej nie było zbyt genialnym pomysłem. Ale czego nie robi się, by dobrze wyglądać. Poświęcenia bywają trudne.

     Zatrzasnęłam za sobą płytę i wygodniej ułożyłam się na siedzeniu. Przeniosłam na niego wzrok, lecz na męskiej twarzy nie zastałam tego, czego oczekiwałam. Nie było tam tego charakterystycznego rozbawienia, a wręcz pokusiłabym się o stwierdzenie, że nieco się zdenerwował. Patrzył na mnie z przesadzoną obojętnością, co więcej, zaciskał szczękę, jakbym niewybaczalnie go skrzywdziła. Zmarszczyłam brwi, wydychając z bezsilnością powietrze. Co tym razem?

     — Nie zrobiłaś tego — syknął z niedowierzaniem i spojrzał na mnie wymownie. Z tego wzroku wyczytałam tylko jedno: ostrzegał mnie. Jakby chciał powiedzieć, że na moim miejscu dawno by uciekał. Ale ja siedziałam na fotelu pasażera i z obojętnością mu się przyglądałam, jeszcze bardziej wyprowadzając go z równowagi. Mówiłam już, że lubiłam grać ludziom na nerwach? — Czy ty właśnie trzasnęłaś drzwiami mojego samochodu?

     Och, o to chodziło. Wzruszyłam ramionami, pomrugałam kilkukrotnie i uśmiechnęłam się niewinnie, gdy zobaczyłam, że lekko poczerwieniał na widok tego, że nie bardzo przejmowałam się jego słowami.

     — Robisz z igły widły — westchnęłam beznamiętnie, a do mych uszu dotarł świst wciąganego powietrza. Ups. — Ethan, nie bądź jak mój ojciec. Wyluzuj, to tylko auto.

     — To tylko auto? — powtórzył, rozszerzając powieki. Postradał zmysły. Ten samochód ewidentnie zamieszał mu w głowie.

     Westchnęłam, zagryzając wargę. Starałam się dokładnie ukryć rozbawienie, które się we mnie narodziło na widok jego podenerwowanej twarzy. Wyglądał jak rozwścieczona osa, choć mogłabym się założyć, że gdzieś wewnątrz i Pierce chciałby się uśmiechnąć.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now